„Antoniusz i Kleopatra” w reż. Simona Godwina z National Theatre w polskich kinach – pisze Anna Piniewska
Antoniusz i Kleopatra w reżyserii Simona Godwina z londyńskiego National Theatre to spektakl dopracowany w każdym calu, wyjątkowo przemyślany, w którym nie ma miejsca na przypadek, gdzie każdy gest i każdy przedmiot składają się na spójną, oczarowującą widza całość. Precyzja w realizacji reżyserskiej wizji przejawia się wieloaspektowo – na poziomie scenografii, kostiumów, sfery znaczeń i całościowej kompozycji.
Przedstawienie realizowane jest w ramach akcji prowadzonej od 2009 roku przez National Theatre. NT Live pozwala na obejrzenie brytyjskich produkcji teatralnych widzom kilkuset krajów w kinach transmitujących na żywo wybrane spektakle. To ciekawe doświadczenie – wejść do sali kinowej i oglądać na wielkim ekranie ludzi gromadzących się w oddalonej o ponad tysiąc kilometrów sali teatralnej Olivier Theatre (największego z teatrów należących do NT). Tutaj można by pokusić się o refleksję, na ile obraz za pośrednictwem dodatkowego medium, kamery, wiernie oddaje spektakl, a na ile manipuluje wizją, uwypuklając jej poszczególne elementy. Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko transmisja jest dość transparentna i wiernie (na ile jest to tylko możliwe) oddaje sedno Antoniusza i Kleopatry.
Zaczynając od początku…rewelacyjna scenografia zaprojektowana przez Hildegard Bechtler utrwala opozycję Egipt-Rzym. I tak, gdy akcja toczy się w Egipcie, widzimy luksusowe wnętrza, złote filary, wygodne pufy i turkusowe płytki zajmującego znaczną część sceny basenu. Rzym to z kolei przestrzeń surowa, znacznie skromniejsza i zmodernizowana przez cyfrowe projekcje wyświetlane na wysoko zawieszonym ekranie. Podział ten i widoczne rozdzielenie dwóch obrazów możliwe jest dzięki obrotowej, dwupoziomowej scenie, której potencjał zostaje całkowicie wykorzystany nie tylko w stworzeniu dualistycznej optyki, ale też podczas sceny bitwy, gdzie płynny ruch poszczególnych elementów scenografii potęguje dynamikę akcji. Dalej – kostiumy: proste, z reguły jednobarwne uniformy Rzymian, schludny i bardzo skromny strój Oktawii (Hannah Morrish) tworzą kontrast dla efektownych sukien Kleopatry. Evie Gurney, projektantka, w krótkim filmiku poprzedzającym projekcję spektaklu, podkreślała, że Kleopatra – jako królowa – ubiera się ze świadomością, że nieustannie jest obserwowana, a z drugiej strony – jej stroje mają odzwierciedlać wnętrze. I tak widzimy w niej nie tylko antyczną królową, ale współczesną figurę diwy w żółtej, falbaniastej sukni, inspirowanej stylizacją Beyoncé z albumu Lemonade. Mnie jednak najbardziej zachwyciła ostatnia kreacja Kleopatry, która tuż przed śmiercią domagała się, by przyniesiono jej koronę i szatę; by zewnętrzna warstwa odzwierciedlała królewską dumę i odwagę. Długa suknia w kolorze ścian grobowca, a na głowie korona, jakby na kształt orbity z siedmioma pierścieniami symbolizującymi planety – tu śmiertelność styka się z tym, co transcendentne – komentuje Gurney.
Sophie Okonedo, jako Kleopatra, konstruuje swoją postać wielopoziomowo, każda scena uwypukla inny odcień jej osobowości. W pierwszej części jakże pewna siebie, kobieca, zaborcza, a jednocześnie niekiedy nazbyt patetycznie, z dystansem podająca Szekspirowski tekst, wydobywając jego humorystyczny potencjał. Tak dzieje się choćby podczas sceny z posłańcem (Fisayo Akinade), którego królowa podtapia w basenie, by mówił nie prawdę, lecz to, co zazdrosna chce usłyszeć o nowej żonie Antoniusza. Druga partia otwiera nową historię, w której widzimy kobietę dalej silną i dumną, jednak przede wszystkim szczerą w swoim smutku, całkowicie oddaną kochankowi, która już nie ucieka się do patosu, a ze spokojem, przerażającym spokojem, wypowiada przedśmiertny monolog.
Spektakl Godwina w ogóle w dużej mierze bazuje na sile monologu i aktorskich możliwościach. W moim odczuciu scenę zdecydowanie zawłaszczyła Okonedo, z zimną krwią przykładająca sobie do skóry węża (tak, niejadowitego, ale prawdziwego węża), który odebrał jej życie. Jednak Ralph Fiennes jako Antoniusz jest równie autentyczny, zwłaszcza w swojej finałowej wypowiedzi. Antoniusz Fiennesa cały czas żyje wyobrażeniem o dawnej wielkości i sile, tym bardziej jego słowa „Antoniusz sam pokonał Antoniusza” stają się znaczące i bardziej poruszają. Siłę Szekspirowskiego monologu demonstrują nie tylko główne postaci, ale też te drugoplanowe (choć w tym wypadku nazwa jest krzywdząca). Enobarbus, grany przez Tima McMullana, to niezwykle przekonujący portret zdrajcy, którego zniszczyły wyrzuty sumienia i miłość do Antoniusza.
Sam spektakl rozpoczyna scena finałowa, w której wzrok nie tylko zgromadzonych wokół grobowca na czele z Cezarem (Tunji Kasim), ale przede wszystkich widzów przykuwa martwa, jednak dalej piękna i posągowa Kleopatra leżąca na twardej ziemi. Godwin tą sceną będzie również kończyć spektakl i zarazem tworzyć klamrową, zamkniętą całość. Paradoksalnie podwójna projekcja tego obrazu otwiera tekst Szekspira, uwydatnia uniwersalność tekstu, aspekt ahistoryczny (mimo zanurzenia tekstu w historii!) sprawia, że tę zamkniętą wizję można by przenieść w każde „tu i teraz”. O Szekspirze, jako o twórcy zawsze aktualnym, przekraczającym konteksty czasoprzestrzenne, mówi się nie od dzisiaj – co nie zawsze można usłyszeć o realizacjach jego dramatów, nazbyt uwspółcześnianych bądź osadzonych w danym wycinku rzeczywistości. I tutaj należałoby widzieć wielki sukces reżysera, który potrafił sprostać Szekspirowskiej uniwersalności i ponadczasowości.