Recenzje

Tajemniczy happy end

O „Tajemniczym ogrodzie” w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu pisze Kamil Bujny.

„Tajemniczy ogród” w reżyserii Klucznika to spektakl dość przewidywalny. Mało w tej adaptacji decyzji i rozwiązań, które mogłyby widza – w tym tego młodszego – zaintrygować czy zaskoczyć, choć sama książka Burnetta daje przecież ku temu wiele sposobności.

Wałbrzyskie wystawienie szybko posuwa się naprzód: przebiegamy wraz z aktorami po powieściowych wydarzeniach, prędko przechodząc od momentu przybycia dziewczynki, Mary Lennox, do posiadłości jej wuja, do szczęśliwego finału, który wszystkich – zrozpaczonych, odosobnionych i niepogodzonych ze śmiercią bliskich osób – niejako uspokaja, wycisza i zmusza do zaakceptowania własnego losu. Czy to dobrze? I tak, i nie. Owszem, Klucznikowi, który odpowiada nie tylko za reżyserię, ale także za adaptację, udaje się z dzieła Burnetta wyłuskać główny problem powieści oraz oddać na scenie jej szkielet fabularny, jednak w jego realizacji brakuje głębi oraz takiego podejścia do samej historii, tudzież kreowanych postaci, które pozwoliłoby podbudować przedstawienie warstwą psychologiczną. Wprawdzie widzimy na scenie ludzi poranionych, po przejściach – dziewczynka straciła rodziców, jej wuj wciąż nie pogodził się ze śmiercią małżonki (co przekłada się na nieprzyjemną i napiętą atmosferę w jego posiadłości), jednak z tych poszczególnych dramatów niewiele dla widza i samej prezentacji wynika. Reżyser zdaje się pozostawać obojętny na doświadczenia bohaterów, nie próbuje tłumaczyć ich na pozór dziwnych, niezrozumiałych postaw (braku reakcji na przyjazd osieroconego dziecka, zamykania ogrodu, niezainteresowania niepełnosprawnym chłopcem, którego płacz niesie się korytarzami wielkiego pałacu), choć próba zgłębienia tych problemów mogłaby poszerzyć wymowę. Dlatego oglądając wałbrzyski „Tajemniczy ogród”, nie sposób nie odnieść wrażenia, że kreacje aktorskie – z drobnymi wyjątkami – są mało przekonujące: nie zapadają w pamięć, wydają się pozbawione kontekstu, psychologicznego podmurowania. Podobnie wygląda recepcja samego finału – pozostaje on dla widza nierealny; nie widząc w trakcie akcji stopniowo zachodzących przemian w psychice postaci, nie dostrzegając uprzednio postępującego „łagodnienia” obyczajów i wzajemnych relacji między domownikami, trudno uwierzyć w prawdopodobieństwo nagłego i ostatecznego happy endu. Wydaje się on bowiem sztucznie zainstalowany, za szybko wprowadzony, niezgodny z tempem przedstawienia.

Jeżeli jednak mówimy o kreacjach aktorskich, to trzeba podkreślić, że w „Tajemniczym ogrodzie” zachwycająco wypada Urszula Raczkowska, która wciela się – na zmianę z Amelią Sikorą, zwyciężczynią castingu na rolę Mary Lennox – w postać osieroconej dziewczynki. O ile początek prezentacji (powiedzmy: pierwsze kilkadziesiąt minut) zmaga się z problemem niestałego napięcia (twórcy nie ukazali w ciekawy sposób tego, co poprzedza sceniczną opowieść, choć pierwsza scena – trzeba przyznać – intryguje; „wprowadzenie” do pokazu wydaje się dłużyć), o tyle później – właśnie z momentem pojawienia się na scenie Raczkowskiej – jest już tylko lepiej. Dorosła odtwórczyni roli Lennox świetnie wczuwa się w postać nieco zbuntowanej i ciekawskiej dziewczynki, dobrze ogrywając ją zarówno w warstwie wizualnej, ruchowej, jak i głosowej. Prawdę mówiąc, nie od razu zauważyłem, że na scenie doszło w pewnym momencie do zmiany – że debiutującą Sikorę zastąpiła znana mi z „13 Bajek z królestwa Lailonii” profesjonalna aktorka. O czym to świadczy? Zdaje się, że o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że wybrana (z ponad dwudziestu chętnych!) dziewczynka bardzo dobrze poradziła sobie na scenie, zupełnie nie odstając od reszty zespołu, a po drugie, że Raczkowska przekonująco wypadła w roli Lennox. W wałbrzyskim „Tajemniczym ogrodzie” ciekawie ukazano również rodziców dziewczynki, którzy pojawiają się jako dobre, życzliwe duchy. Wprawdzie bohaterka przedstawienia ich nie widzi, nie zdaje sobie sprawy z ich obecności, jednak stają się oni na tyle symboliczni (oboje ubrani w tradycyjne indyjskie stroje, cali na biało – jakby w nawiązaniu do kulturowego wyobrażenia Anioła Stróża), że nie pozostają obojętni dla znaczenia prezentacji.

Dużym atutem spektaklu są piosenki, do których teksty napisał Dariusz Czajkowski, a muzykę Marcin Partyka. Przygotowanych utworów słucha się na tyle dobrze i przyjemnie, że w trakcie oglądania pomyślałem kilka razy, że dobrze by było, gdyby zostały zapisane w formie audio – tak, by widz mógł do nich wrócić w dowolnym czasie (bo jest do czego wracać!). Równie dobrze poradzono sobie z zaaranżowaniem scenografii (Maria Szachnowska) – zastosowanie ruchomych elementów (dwustronnych, otwieranych ścianek) pozwoliło optycznie poszerzyć nie tak dużą scenę wałbrzyskiego teatru oraz stworzyć wrażenie głębi (w centralnym punkcie znajduje się oczywiście bramka do ogrodu).

Czy inscenizację Klucznika ogląda się dobrze? Tak, choć należałoby przy tym zapytać o to, co z samego przedstawienia wynika. Obawiam się, że w wałbrzyskim „Tajemniczym ogrodzie” za mało uwagi poświęcono procesowi przepracowywania traumy, godzenia się z przeszłością i nie dość wyraźnie podkreślono znaczenie idealistycznej Lennox oraz jej wpływ na innych. Wprawdzie ostatecznie, w finale, dostrzegamy, że postaci przeszły dużą przemianę, jednak poza świadomością widza. Niestety.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,