Recenzje

Tak straszno, aż laczki spadają

O spektaklu „Jak zostałam wiedźmą” Doroty Masłowskiej w reżyserii Michała Derlatki w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu pisze Anna Czajkowska.

Najpierw była pięknie ilustrowana książeczka jednej z popularniejszych pisarek młodego pokolenia – uniwersalna opowieść o walce dobra ze złem, zachłannym konsumpcjonizmem, pośpiechem, pogonią za najnowszymi iPhone’ami i kolejnymi gadżetami, które pustki w duszy i sercu nie zapełnią. Wnikliwe i trafne obserwacje ubiera autorka autobiograficznego poematu, Dorota Masłowska, w szatę baśniowej fikcji pisanej współczesnym językiem, ale wciąż głęboko zanurzonej w dziecięcej wyobraźni. Umieszczona we współczesnych czasach bajka o samotnych dzieciach i samotnych dorosłych, o świecie wirtualnych emocji, sztucznych pragnień i uczuć (fałszywych, jak większość tego, czym kusi barwny, krzykliwy świat multimediów) jest nieco zagmatwana, ale wprawny reżyser potrafi wydobyć z niej to, co ważne i umiejętnie zaadaptować literacką propozycję na scenę. Dlatego dyrektor Teatru Miniatura, reżyser teatralny, aktor, lalkarz Michał Derlatka zdecydował się na kolejną, własną inscenizację tekstu „Jak zostałam wiedźmą”, wykorzystując swoją znajomość teatru formy i specyfikę spektakli dla dzieci i młodzieży. Pełną nieograniczonej fantazji historię ociepla umiejętnie wydobytym z tekstu humorem i wyrozumiałością, choć grozy i elementu bezwzględnej kary wcale nie unika, niczego nie wygładzając ponad miarę i nie uciekając od realiów, w których żyjemy. Czy próba stworzenia śpiewnego, groteskowego, niebanalnego, a przy tym refleksyjnego spektaklu dla wszystkich – zarówno dorosłych, jak i dzieci – zostanie pozytywnie odebrana przez szerszą publiczność?

Wiecznie głodna Wiedźma poszukuje niegrzecznego, idealnego do schrupania dziecka. Zupą z taką smakowitą wkładką żadna zła siła przecież nie pogardzi. Podczas wędrówki ulicami miasta, korzystając z towarzystwa zrzędliwych Sępów, zagląda w kolejne okna i wypatruje idealnego kandydata. W końcu wybór pada na Dziewczynkę w różowej piżamce. Niestety, okazuje się,  że dziecko jest „zbyt dobre” (7/10 w skali dobra) i przez to może być zupełnie niezjadliwe, wręcz trujące. Wiedźma wpada na pomysł, aby zmieszać Dziewczynkę z jakimś niegrzecznym Chłopcem i dzięki temu uzyskać idealne składniki do przygotowania odżywczej potrawy. Aby zmusić Dziewczynkę do odszukania niegrzecznego Chłopca, spryskuje ją atomizerem „Podmiana Myśli” i Pyłem Sennym. Tak oto mała bohaterka ląduje w Krainie Snu i wraz z ukochanym, ale ostatnio trochę zaniedbanym konikiem na biegunach, rusza na pełną niebezpieczeństw wyprawę. Podczas niej nie wszystko idzie po myśli Wiedźmy, pojawiają się komplikacje oraz nieprzewidziane przeszkody, a dobre serce Dziewczynki nie chce tak łatwo poddać się złemu czarowi.

Spektakle podejmujące trudne, niewygodne (zdaniem dorosłych) zagadnienia pomagają dzieciom zrozumieć świat, budować relacje z innymi oraz uczą jak kierować się sercem i rozsądkiem. W bezpiecznych warunkach, gdy obok siedzi bliska osoba, możemy opowiadać niemal o wszystkim. Masłowska właśnie taki świat buduje – w swej jedynej książce dla dzieci nie neguje, że gniew zdarza się każdemu, a pochopne decyzje czy jeden zły czyn nie przekreślają wartości człowieka. Mówi też o otaczającej małego człowieka rzeczywistości, w której nieraz spotka on niewygodę, strach oraz lęk. Jednocześnie podkreśla, że trzeba (i można) się z nimi uporać. W dodatku czyni to z humorem, lekkością, przemawiając do najmłodszych współczesnym, bliskim im językiem. Jej powiastka idealnie sprawdza się na teatralnych deskach, czego dowodem kilka wcześniej zrealizowanych adaptacji „Jak zostałam wiedźmą”.

Jednak by opowieść o zaniedbywanych, nierozwijanych, topionych w uzależnieniach i w rzece „więcej, więcej” relacjach dorosłych z dziećmi wybrzmiała właściwie na scenie, trzeba pewne elementy trochę poprawić. Może warto odrzucić mikroporty, popracować nad wymową i dykcją? Dzięki temu wypowiadane przez aktorów kwestie, nawet jeśli celowo zmieniają oni ton wypowiedzi na prześmiewczy i wykrzywiony, będą klarowniejsze. Przedstawienie jest owocem pracy zespołowej, która ma swoje wady. Czasem głos niknie, dialogi i monologi się zlewają, a część fraz nie wybrzmiewa. Spektakl, w którym wszystkie elementy precyzyjnie współpracują ze sobą jest wielkim wyzwaniem. Tu nad całością czuwa reżyser, który stara się, by każda z wyraźnie zarysowanych, plastycznych i zabawnych postaci, czasem absurdalnych czy symbolicznych (wiadomo – rodem z wyobraźni i marzeń), miała też sporo „przyziemnych”, ludzkich cech. W radomskiej inscenizacji nie brakuje dobrych, bardzo dobrych kreacji. Moim zdaniem szczególnie wyróżnia się Joanna Jędrejek – bezwzględna, egoistyczna, a jakże przy tym zabawna Wiedźma. Gra w różnych tonacjach, zmieniając płynnie dynamikę głosu w zależności od nastroju postaci. Jej emocje widać w każdym geście, ruchu. „Jak tak wracam do domu, zła, zmarznięta, mokra, idę i ze złością zaglądam ludziom w okna. Wszędzie siedzą tak samo, telewizję oglądają i liczą, czy więcej, więcej, więcej mają, czy tak jak zawsze: za mało, za mało, za mało” – śpiewa niezwykle sugestywnie i raczej ponuro. Dużo groteskowego humoru wprowadza Iwona Pieniążek w roli Żulerii von Mocz. Paskudna, celowo przerysowana dystrybutorka wszelkiego obrzydlistwa budzi szczery śmiech, a smaku jej postaci dodaje sprawnie animowana, nieodłączna i trochę diaboliczna pacynka. Dobrze radzi sobie z rolą Katarzyna Dorosińska jako Dziewczynka, która walczy ze złem i uzależnieniami, tak powszechnymi i zdradzieckimi w otaczającym ją świecie. W dodatku potrafi pokazać młodszym i starszym, że pogoń za pieniądzem, luksusem oraz karierą niezmiennie prowadzi donikąd. To trudne zadanie pomaga jej w dorastaniu do samodzielności i w oswajaniu własnych lęków. Wspiera ją uroczy konik na biegunach o imieniu Korneliusz – Alan Bochnak w tej roli „luzuje kopytka” i z lekkością buduje sceniczną postać wiernego przyjaciela głównej bohaterki. Duet Małgorzaty Maślanki z Przemysławem Boskiem (Mama Bogusia i Boguś) wprowadza sporo mile widzianego zamieszania (także na widowni), a humorystyczne, wręcz karykaturalne zachowania biznesmamy i rozpieszczonego, niegrzecznego synka bawią wszystkich. Narratorka, Joanna Zagórska wcielająca się w Mamę (alter ego autorki), szybko budzi ciepłe uczucia. Sprawnie prowadzi młodego widza przez mniej lub bardziej dynamiczną akcję i wyjaśnia (także w piosence) to, co nie zawsze wydaje się oczywiste. Jest w tym spektaklu sporo dobrych pomysłów (podróż po piętach, podjadanie chipsów w nieoczywistym miejscu, luzowanie kopytek), błyskotliwych scenek (walka na brzuchy, hot-dogi na stacji Shnell, dialogi i gry wąsatej Wiedźmy z Dziewczynką, jazda wiedźmowatym samochodem z Krainy Snu), ale to nie wystarczy, aby konstruować odpowiednią dramaturgię, budować napięcie i ożywić akcję. Nie brakuje natomiast surrealistycznych klimatów, głównie dzięki scenografii i kostiumom autorstwa Michała Dracza. Takie tło pomaga budować klimat spektaklu, wprowadza odrobinę ironii, dojrzałej groteski i mnóstwo dziecięcego humoru. Całości dopełnia muzyka Wojciecha Brożka i Joanny Sówki – Sowińskiej.

Okrojone fabuły baśni i złagodzone treści wypaczają przesłania utworów, stwarzają w umyśle dziecka złudną iluzję dobrego świata – bez bólu, smutku, gniewu, uzależnień czy zagrożeń ze strony obcych. Tradycyjne opowieści cechuje natomiast uczciwość, która w przeciwieństwie do „poprawionych” tekstów pozwala maluchowi zobaczyć, że istnieje zło, agresja, strach czy lęk. Baśnie z założenia nie powinny uciekać od tematów tabu, podobnie jak teatr, tak bardzo związany z bajką. Radomski spektakl, poważny i jednocześnie zabawny, ma potencjał, ale trzeba go wykorzystać i umiejętnie, czytelnie wydobyć.

fot. Bogdan Karczewski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , ,