Marta Sztokfisz: Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018 – pisze Izabela MIkrut
Nie tyle biografię Lucyny Ćwierczakiewiczowej, co biografię fenomenu Lucyny Ćwierczakiewiczowej przygotowuje Marta Sztokfisz. Kiedy podsuwa czytelnikom „Panią od obiadów”, odwołuje się do zjawiska, jakie w dziewiętnastowiecznej Polsce niemal niemożliwe było do powtórzenia. Przebija tu przez narrację ogromny podziw dla autorki przepisów, a i pewnego rodzaju wyrozumiałość dla trudnego charakteru. Ćwierczakiewiczowa w tym ujęciu staje się postacią do naśladowania, ideałem (z wadami), ale też i do dzisiaj ekspertką od spraw kulinarnych. Bo Marta Sztokfisz widzi, jak moda na Ćwierczakiewiczową powraca – wie, że jej mama korzystała z porad zawartych w kolejnych wydaniach książki z przepisami, sama też sięga do podpowiedzi i wskazówek cenionej gospodyni i poleca je koleżankom. I tak Ćwierczakiewiczowa zyskuje kolejne życie, chociaż zmieniają się czasy i warunki przygotowywania potraw. Bohaterka tej książki przebija się nawet do świata popkultury, jest zauważana przez blogerki kulinarne i przez artystów. To – w połączeniu z niezwykle barwną osobowością – zamienia się w przepis na sukces wydawniczy.
„Pani od obiadów” to zestaw króciutkich rozdziałów, migawek z życia Lucyny Ćwierczakiewiczowej – a bardziej nawet niż z życia – z jej pracy. Bo o prywatności bohaterki tomu dowiemy się z tej książki niewiele. Najpierw trochę o rodzicach – później autorka szybko przeskoczy do dwóch małżeństw, pierwszemu nie poświęci zbyt dużo uwagi, drugie będzie się przewijać niemal wyłącznie na zasadzie przyjaźni i wyrozumiałości Stanisława, wspierającego żonę w najbardziej ryzykownych posunięciach w związku z wydawaniem książek. Tosia, przybrana córka Ćwierczakiewiczowej, będzie tylko drobną wzmianką (co ciekawe, w pewnym momencie autorka opisuje ją jako „nieodrodną córkę swojej matki”, zupełnie zapominając o braku pokrewieństwa). Codzienność bohaterki tomu nie ma znaczenia, o ile nie wiąże się ze zdobywaniem kolejnych kulinarnych wtajemniczeń. Bo Marta Sztokfisz skupia się na prześledzeniu sposobu, w jaki Lucyna Ćwierczakiewiczowa przedarła się do publicznej świadomości. Przetyka swoją narrację wybranymi przepisami (a cytuje je nie po to, żeby śmiać się z archaicznego stylu lub przekonań, które dzisiaj czasami wydają się przesadzone, ale po to, żeby ukazać dbałość o szczegóły w przyrządzaniu potraw), opowiada czytelnikom, jak owe przepisy autorka zdobywała. Czasami sięga do jej własnych zapisków, buduje drobne scenki z relacji międzyludzkich. Nie unika opowiadania o sprawach kontrowersyjnych, sytuacjach, w których Ćwierczakiewiczowa traciła znajomych lub zrażała do siebie obcych ludzi: ale wszystko to podlane jest dawką sentymentu do bohaterki, ta kobieta dla Marty Sztokfisz jest uosobieniem sukcesu i siły. Autorka zajmuje się między innymi pokazywaniem, jak Lucyna Ćwierczakiewiczowa dążyła do zmiany mentalności gospodyń domowych, jak uczyła je nie tylko dbania o zdrowie przez odpowiedni dobór potraw, ale też jak przekazywała zasady oszczędnego prowadzenia domu, jak wyszukiwała tematy do porad i jak stale ulepszała swoje dokonania.
„Pani od obiadów” to publikacja może bardziej rozrywkowa niż informacyjna, ale ma swój urok, przyjemnie się ją czyta. Marta Sztokfisz przywołuje sylwetkę postaci, która zrewolucjonizowała myślenie o prowadzeniu domu.