Recenzje

Tarapaty i mediacje

Ewa Zdunek: Lekarstwo na żal, W.A.B. – pisze Izabela MIkrut

Marta ma na co dzień sporo problemów. Wprawdzie już odzyskała dzieci, ale teraz odzywa się do niej biologiczna matka (nie wiadomo, jakie ma intencje). Ojciec ciężko choruje, były mąż zostaje zamordowany. Prawdziwy zestaw wyzwań, a przecież bohaterka, która pracuje jako mediator, przejmuje też – mimo woli – problemy swoich klientów. Zwłaszcza gdy są jej przyjaciółmi. W tej powieści Zbyszek nie może sobie poradzić z potwornie zazdrosną narzeczoną, która go śledzi i nęka. Marta, chociaż zapewnia o dystansie, mocno przeżywa kolejne sprawy. A żeby odpocząć od codzienności, udaje się na wycieczkę na Sycylię. „Lekarstwo na żal” od tego właśnie się zaczyna. Mediatorka odcina się od zwykłych zmartwień. I natychmiast znajduje powody do narzekania właściwie wszędzie. Współpasażerowie są uciążliwi, zwłaszcza pewien pan, który bez przerwy zdaje relację z każdego kroku swojej terapeutce – nie wypuszcza telefonu z ręki. Rezydent nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami, co potęguje tylko pretensje grupy. Marta oczywiście wdaje się w każdy konflikt, służąc pomocą.

Ewa Zdunek objętościowo rozbudowuje „Lekarstwo na żal” niemal dwa razy bardziej niż „Mediatorkę”. Na początku wydaje się też, że zrezygnuje z pułapek, w jakie wpadała w poprzedniej książce. Stawia na kryminał – mimo szczegółowego odnotowywania irytujących postaw turystów – wprowadza rozmaite zagadki i zagrożenia. Jest tu motyw nieszczęśliwej miłości, ale i szereg zamachów – porachunków mafijnych. Potęgują się dziwne wydarzenia, a bohaterka bez reszty daje się im pochłonąć. Tyle że Ewa Zdunek nie ma wyraźnego pomysłu na rozwój akcji, raczej wprowadza kolejne wydarzenia w zależności od tego, co jej się akurat przypomni. Nie sprawia to zbyt dobrego wrażenia, nawet kiedy autorka nieźle prowadzi narrację. A kiedy już mediatorka wraca z wakacji, natychmiast wpada w wir obowiązków i znowu zaczyna relacjonować kolejne przypadki do rozwiązania. Pół biedy, kiedy są to oryginalne sprawy – jak w walce rodziny o majątek matki albo w kwestii noszenia damskich ciuszków przez męża. Ale Ewa Zdunek chce też pomagać czytelnikom. Dlatego bardzo szczegółowo analizuje konflikty małżeńskie i wprowadza porady dla odbiorców. Poucza w sposób bardzo naiwny – ale niewykluczone, że komuś się jej wskazówki przydadzą. Tyle tylko, że w rozrywkowej powieści obyczajowej nie do końca o to powinno chodzić. Autorka wywołuje z niebytu postacie,  o których wcześniej na długo zapomniała. Wprowadza wątki wtedy, kiedy jej z tym wygodnie, a nie myśli o rozkładzie akcentów czy budowaniu rytmu powieści. Jest z jednej strony „Lekarstwo na żal” ciekawą obyczajówką, bo Ewa Zdunek rezygnuje ze schematów fabularnych i szuka nowych rozwiązań – kusi też humorem, bo wiele tu scenek zabawnych i lekkich. Z drugiej strony sporo w niej niedociągnięć nawet nie na poziomie warsztatu opowiadacza, a w konstrukcji książki. W narracji razi tylko powtarzanie już trafnych określeń w niepotrzebnie dodawanych synonimach. Ewa Zdunek musi jeszcze popracować nad ułożeniem tematów w powieści, jak i nad wyważeniem proporcji.

Marta nie jest bohaterką, która wpadałaby w miłosne tarapaty, dużo bardziej angażuje się w rozmaite międzyludzkie dramaty, dzięki czemu automatycznie budzi większe zainteresowanie. Wielu rzeczy doświadcza – albo styka się z nimi dzięki doświadczeniu w pracy mediatora. Spraw poruszanych w akcji wystarczyłoby na kilka rozbudowanych powieści. Jednak przydałoby się ich lepsze umotywowanie, wyraźny cel. Tu Ewa Zdunek mogłaby więcej osiągnąć, gdyby tylko inaczej rozgrywała akcję. Szuka możliwości ożywienia fabuły w różnych gatunkach, które do obyczajówki dokłada – ale to za mało, jeśli nie wie, do czego zmierza.

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,