„Wracać wciąż do domu” w reż. Magdy Szpecht w TR Warszawa – pisze Agata Łukaszuk.
„Wracać wciąż do domu”, spektakl w reżyserii Magdy Szpecht, powstał w koprodukcji TR Warszawa, Instytutu Adama Mickiewicza oraz japońskiego festiwalu sztuk performatywnych Festival/Tokyo i został przygotowany z okazji stulecia polsko-japońskich stosunków dyplomatycznych. Premiera przedstawienia miała miejsce w Kraju Kwitnącej Wiśni w listopadzie ubiegłego roku. Po niespełna czterech miesiącach wreszcie możemy oglądać go w Polsce, na deskach stołecznego TR.
Magda Szpecht wraz z pozostałymi twórcami i twórczyniami podjęli się inscenizacji jednej z mniej znanych książek Ursuli K. Le Guin, zmarłej przed dwoma laty poczytnej amerykańskiej pisarki, wielokrotnie nagradzanej autorki powieści nurtu science fiction i fantasy. Stworzone przez Le Guin cykle „Ekumena” i „Ziemiomorze” na stałe zapisały się na kanwach historii literatury jako jedne z najważniejszych w swoim gatunku.
Opublikowany trzydzieści pięć lat temu tekst Le Guin to rzecz o wyimaginowanej kalifornijskiej społeczności z odległej przyszłości, żyjącej w świecie, w którym współczesna nam cywilizacja od dawna nie istnieje. Nowy ród poznajemy na kilkaset lat po wielkiej katastrofie ekologicznej. Główna bohaterka, Mówiący Kamień, pochodzi z dwóch plemion zwanych ludem Kesh i ludem Kondora, z których każdy inaczej postrzega postęp technologiczny. Ludzie Kondora widzą w nim szansę na rozwój, ludzie Kesh chcą żyć bliżej natury, w społeczności opartej na silnych więzach międzyludzkich. Obydwa ludy przetrwały trudne czasy konfliktów zbrojnych, problemów klimatycznych oraz migracji ludności i mogą wreszcie cieszyć się spokojniejszym życiem.
Spektakl hipnotyzuje od pierwszych chwil. Na środku sceny ustawiono ciekawą konstrukcję przypominającą hamak, trampolinę, pajęczynę i sieci rybackie. Gdy widzowie zasiadają na swoich miejscach, z przysłoniętej półprzezroczystymi płótnami sceny spogląda w ich kierunku postać (Monika Frajczyk), która tworzy kolejne sploty sieci. Gdy wreszcie pozostali aktorzy pojawiają się na scenie, w energetycznym tańcu (świetna choreografia Pawła Sakowicza) kolejno wymieniają plagi, z którymi ludzkość musiała się dotychczas mierzyć, by wreszcie nastały lepsze czasy. Odtąd życie może toczyć się niespiesznym rytmem w zgodzie z odbudowującą się naturą.
Przyglądamy się kolejnym etapom życia Mówiącego Kamienia, dowiadując się więcej o zwyczajach panujących w społeczności. Spektakl płynie bez pośpiechu, niczym wody górskiego strumienia, w rytm nastrojowej muzyki granej na żywo przez Krzysztofa Kaliskiego. Aktorzy nie mają na stałe przypisanych ról, co sprawia, że zacierają się granice kolejnych postaci, a wszyscy stanowią tu niejako jeden organizm, tworzą wspólnotę bytów. Na ekranie w głębi sceny wyświetlane są sielskie krajobrazy, zielone lasy, łąki i pola (wideo: Ryohei Tomita). Nikt tu nigdzie nie gna, a całość to swoista teatralna medytacja, momentami nieco nużąca, która ostatecznie jednak zdaje się mieć na widza kojący wpływ. W rozpędzonym, pełnym niebezpieczeństw świecie to szansa na chwilę wytchnienia.
Fot. Natalia Kabanow