O XXXVIII Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze pisze Piotr Grosman.
W niedzielę (15.08) późnym wieczorem zakończył się XXXVIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, odbywający się pod egidą Teatru im. Cypriana Kamila Norwida. Jako ostatnia wystąpiła interdyscyplinarna grupa teatralna Asocjacja 2006 z widowiskiem „Rabin Maharal i Golem, czyli prawda i śmierć” w hołdzie zmarłemu w 2020 roku Lechowi Raczakowi, wieloletniemu dyrektorowi artystycznemu festiwalu Malta i reżyserowi tego spektaklu.
Spektakularne przedstawienia plenerowe udowodniły, że pomimo pandemii teatr na żywo nie przestał istnieć. Włoski teatr AteliercuncheoN z Bergamo zaprezentował widowisko „Krysolov” (reż. Andrea Benaglio), które ze względu na niegroźny wypadek – kontuzję jednego z artystów zostało przerwane dzień wcześniej. Jego inspiracją jest opowieść „Flecista z Hameln” na motywach poetyckiej rekompozycji Mariny Cwietajewej, tak potężnej i posiadającej zdolność ujawniania fundamentalnych treści kryjących się za tą legendą, że można ją interpretować jednocześnie jako rzeczywistość i baśń.
Potem wystawiono „Tarzana” Fundacji Wspierania Kultury Ruchu Ocelot z Legnicy, tym razem treść pierwowzoru pióra Edgara Rice’a Burroughsa posłużyła, by zademonstrować zapierające dech w piersiach niesamowite umiejętności akrobatyczne i gimnastyczne. Do dużego i małego widza adresowany był występ Teatru Dzieci Miłość pt. „Klaudek i Klaudynka”. Z kolei Juriy Longhi „Bubble Street Cirkus” zaprezentował połączenie żonglerki i sztuki balansu z ciągłymi eksperymentami na żywo, przy udziale publiczności.
Podczas festiwalu pojawił się też gdański Teatr Pinezka, czyli tancerz, mim i choreograf Przemysław Grządziela, „cudowne dziecko” Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze. Po raz kolejny mistrz clownady rodem z Gdańska bawił i chwytał publiczność za serce. – Teatr Pinezka wystartował na początku lat 80. Wszystko zaczęło się w Jeleniej Górze, gdy z inicjatywy Aliny Obidniak powołano do życia Festiwal Teatrów Ulicznych. Była to impreza przygotowywana z dużym rozmachem – wspominał Przemysław Grządziela. – Najpierw podczas jeleniogórskich festiwali uczyłem się i podpatrywałem innych klaunów, a kilka lat potem sam stałem się nauczycielem dla innych – mówił.
Nieco później „Drom – ścieżkami Romów” w reżyserii Moniki Kozłowskiej wystawili artyści krakowskiego Teatru Migro, powstałego w 2019 z inicjatywy aktorów zespołu Teatru KTO. Jest to poetycko-filozoficzna opowieść o wędrówce i historii Romów. Osią narracyjną tego przedstawienia bez słów jest muzyka romska z różnych krajów świata – od żywiołowego swingu po melancholijne brzmienie skrzypiec.
Na finał 38. edycji festiwalu na parkingu przy ul. Sudeckiej (za hotelem „Mercure”) odbył się pokaz plenerowego widowiska pt. „Rabin Maharal i Golem, czyli prawda i śmierć”. W spektaklu sacrum miesza się z profanum. To, co zmyślone z faktami, tragedia z farsą, ludzka ułomność z porywami wielkości, odległa przeszłość z teraźniejszością, to, co bliskie i znajome z tym, co dalekie i obce. Twórcy przedstawienia (reżyser Lech Raczak, współscenarzysta Maciej Rembarz, a także scenograf Piotr Tetlak) nawiązują do legend o poznańskich rabinach, wykorzystują anegdoty z miejskich kronik, przywołują niedawne wydarzenia, a także współczesne wyobrażenia o Poznaniu. Bohater Juda Loew ben Bezalel, znany jako Maharal był XVI-wiecznym rabinem Pragi. Urodził się w Poznaniu i po zakończeniu kadencji w Pradze powrócił do rodzinnego miasta, gdzie, z przerwą, przebywał do 1598 (jako rabin miasta a potem Wielkopolski). Mahral do dziś jest uważny za jednego z największych znawców Talmudu, żydowskiej mistyki i filozofii. Jego grób na praskim cmentarzu żydowskim (rabin zmarł w Pradze w 1609) otaczany jest czcią współwyznawców; a jego traktaty są wciąż wydawane i czytane. Jak chce legenda – Maharal ulepił z gliny i ożywił Golema, by chronił praskich Żydów przed atakami nieprzyjaciół. Golema przy życiu trzymał włożony w usta pergamin z napisem emet. To złożone z trzech hebrajskich liter (alef, mem i taw) słowo oznacza prawdę. Usunięcie z pergaminu pierwszej litery (alef), zostawiało tylko mem i taw, które tworzą słowo met, czyli śmierć – tak Golema unieruchamiano.
Ale co wydarzyłoby się, gdyby postać stworzona z gliny się uniezależniła? Co, jeżeli obróci się przeciwko własnemu stwórcy? O tym opowiada napisana w 1920 roku w języku jidysz sztuka Lejwika Halperna „Der Golem”, która zainspirowała czeskiego rzeźbiarza Davida Černego, twórcę pomnika Golema w Poznaniu, oraz właśnie reżysera teatralnego, Lecha Raczka, twórcę „Rabina Maharala i Golema”. Wszystkie występujące postacie, a wśród nich rodzina Maharala, ksiądz, który wydaje rozkaz zatopienia ladacznicy, cesarz Rudolf, zauroczony kabałą i bojący się kruków, proroków swojej śmierci, alchemicy, Żydzi, katolicy, a także duchy, zjawy i anioły – opowiadając historię wskrzeszenia Golema jednocześnie nawiązują w aluzjach, metaforach, symbolach i skojarzeniach czy w songach (sugestywna muzyka Katarzyny Klebby i Pawła Palucha) z tekstami Macieja Rembarza, do czasów nam współczesnych. Próbują dotrzeć w trakcie sporów, dysput, konfliktów, obrzędów i rytuałów do sensu natury i istnienia świata oraz do nieśmiertelności. W ten sposób każdy z widzów musi sam postawić sobie pytania. Lech Raczak w nie daje nam żadnych rozwiązań i odpowiedzi. Reżyser toczy na naszych oczach spór z samym biblijnym Bogiem i błądzi w poszukiwaniu prawdy.