Łukasz Lamża: Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze. Czarne, Wołowiec 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Trzeba mieć sporo cierpliwości i naprawdę umieć stosować autocenzurę (w wersji nieoficjalnej: gryźć się w język), żeby objaśniać czytelnikom, skąd wzięły się absurdalne teorie i pomysły zyskujące popularność na całym świecie – i do tego unikać krytycznych komentarzy. Łukasz Lamża podejmuje się takiego wyzwania i w „Światach równoległych” stara się rozproszyć przynajmniej częściowo mroki mód i krzewionych bez zastanowienia twierdzeń. Jeśli ktoś bezrefleksyjnie przyjmuje kolejne rewelacje medialne, powinien po ten tom sięgnąć i uważnie go przestudiować. Może tego typu publikacje pozwolą zahamować rozwój nieprawdziwych, a czasem i szkodliwych przekonań.
Lamża decyduje się na prosty zabieg: w kolejnych esejach mających charakter felietonowy odwołuje się do wybranych – ze świata absurdów – zagadnień i rozpracowuje je pod kątem naukowym czy racjonalnym. Wyszukuje tematy znane wszystkim – powracające i w portalach społecznościowych, i w rewelacjach internetowych, i w prywatnych przekonaniach – te, które brzmią szokująco albo te, które tylko lekko irytują, kiedy trafi się na ich wyznawcę. Efekty trollingu lub niezrozumiałych farmaceutycznych działań. Próbuje autor czasami dojść do tego, skąd wzięły się konkretne teorie – albo przynajmniej wskazać w nich tę odrobinę prawdy, która umożliwiła zyskanie popularności – nie zawsze jest to możliwe. Czasami natomiast Lamża postępuje inaczej: zamiast od razu negować radykalny pomysł, zastanawia się nad jego źródłem i pyta o prawdopodobieństwo. Również w tym przypadku zyskuje olśniewające efekty – tak, że i sceptykom pozwoli na lekturową radość.
Wśród tematów, jakie porusza Łukasz Lamża, znajdują się między innymi kwestia różdżkarstwa (autor kieruje się do kilku radiestetów, którzy mogliby przygotować pod budowę domu jego działkę: dowiaduje się, jaką kwotę musiałby zapłacić, ale przede wszystkim – przed jakimi „zagrożeniami” by się uchronił), rozprawia się (oby na zawsze) ze zjawiskiem chemitrails. Zastanawia się nad tym, czy można powiększyć biust za pomocą hipnozy, podważa opinie płaskoziemców o kształcie globu, komentuje również wielki przemysł homeopatyczny. Nie zamierza używać argumentów opartych na emocjach, chociaż czasami zdrowy rozsądek wyznaczałby takie podejście: za każdym razem usiłuje na sposób naukowy przedstawiać przyczyny lub skutki wybranych działań. Odwołuje się do fizyki i do chemii, jeśli pomoże to w zrozumieniu procesów, jakie zachodzą w konkretnym zjawisku – zderza naukę z przekonaniami i dzięki temu może przekonać do siebie sceptyków, pod warunkiem, że ci zechcą przeanalizować przytoczone fakty.
„Światy równoległe” to jednak tom, w którym o powagę czasami trudno – dlatego też nie można dziwić się autorowi, że zdarza mu się komentarz ironiczny albo wręcz złośliwy (sam twierdzi, że jest tylko człowiekiem, więc i takie reakcje są tu prawdopodobne – bardzo ubarwiają lekturę). Bywa, że zjawisko, które dla czytelników jest oczywistą bzdurą, zyskuje tak ciekawe objaśnienie, że i tak warto zanurzyć się w opowieść Lamży. I to wielka zaleta książki.