O spektaklu „Opowieści małej Lupitiny González” („Příběhy malé Lupitiny González”) czeskiego teatru z Pragi Loutky bez hranic, zaprezentowanym w ramach Festiwalu Teatru Lalek i Animacji Filmowych dla Dorosłych „Lalka też Człowiek”, pisze Anna Czajkowska.
Festiwal Teatru Lalek i Animacji Filmowych dla Dorosłych „Lalka też Człowiek”, jedyny, który w całości pokazuje teatr lalek dla dorosłych, czternasty raz gościł w Warszawie, ku radości wszystkich wielbicieli tej scenicznej rozrywki. Nowe technologie, eksperymenty, formy nieoczekiwane, wręcz ekstremalne obok tradycyjnych, przepięknych i wciąż zaskakujących, starych lalek, przyciągają widzów, którzy tłumnie przybywają, by zobaczyć kolejne wydarzenia, gry z wyobraźnią i możliwości teatrów ze Słowenii, Białorusi, Czech, Francji, Niemiec, Włoch i oczywiście z Polski. Publiczność ma też wpływ na wyniki konkursu i przyznaje jedną z licznych nagród.
Obecnie pojęcie „lalka” dalekie jest od form tradycyjnych i trudno je precyzyjnie zdefiniować, choć klasyczna pacynka, marionetka, jawajka czy kukiełka wciąż są używane przez najbardziej awangardowych lalkarzy. Większość teatrów lalek w Polsce ma w repertuarze zarówno przedstawienia dla dzieci, jak i dla starszych widzów, z powodzeniem prezentując najświeższe trendy we współczesnym teatrze lalek dla dorosłych. Warto przypomnieć, że przedstawienia dla dorosłych w teatrach lalek nie zawsze są lalkowe, pojawia się w nich element stand up’u z lalką, formy muzyczne, multimedialne, a lalki, jako element nieustającego eksperymentu, są „wymyślane” wciąż na nowo. „Każdy obiekt (przedmiot człekopodobny lub nie, materialny lub oderwany od materii, jak cień czy smuga światła), który zostaje poddany animacji, czyli ożywieniu to „animant” – mówi Halina Waszkiel. Podobnie o lalkach opowiada Marek Żurawski, dyrektor organizacyjny Festiwalu „Lalka też Człowiek”: „Lalkarze posługują się bardzo szerokim pojęciem lalki. Lalka to każdy przedmiot, który można ożywić, dzięki któremu można opowiedzieć historię. Tym przedmiotem może być również nasze ciało”. Nawiązując do genezy teatru lalek, Marek Żurawski przypomina, że „wywodzi się on z obrzędów kultowych w starożytnym Egipcie, później w Azji, Europie i na kontynencie amerykańskim”. I rzecz jasna, widowiska początkowo były adresowane do dorosłych. A przykładem znanych tylko w naszym kraju misteriów lalkarskich jest np. szopka polska.
Wśród różnorodnych festiwalowych propozycji pojawił się spektakl adresowany do widza w każdym wieku – „Opowieści małej Lupitiny González” („Příběhy malé Lupitiny González”) czeskiego teatru z Pragi Loutky bez hranic. To niezależna grupa teatralna, którą tworzą profesjonaliści zakochani w marionetkach. Loutky bez hranic nie mają swojej stałej sceny, grają wszędzie i dla wszystkich, organizując równocześnie warsztaty (plastyczne, marionetkowe, kreatywne) i angażując się w społeczno-teatralne projekty. Na festiwalu pojawiła się Dora Bouzková, która zawsze chętnie odwiedza nasz kraj i której mama pochodzi z Meksyku, dzięki temu na scenie mogła wyczarować niezwykle sugestywne El Día de Muertos – meksykańskie Święto Zmarłych (oficjalnie obchodzi się je 2 listopada). By jak najlepiej porozumieć się z publicznością, aktorka nauczyła się tekstu po polsku, a nawet wprowadziła nasze kultowe powiedzonka – np. „motyla noga”, „przekleństwo” z legendarnej komedii Stanisława Barei „Miś”. Dora Bouzková, aktorka i pedagog, wykorzystuje swoje doświadczenia aktorskie w różnych przestrzeniach teatralnych. Podziwiam, jak umiejętnie, z niewymuszoną lekkością nawiązuje kontakt z widzami, zapraszając kilka osób do pomocy w spektaklu. Zanim rozpocznie swą opowieść o rodzinie Lupitiny González, wprowadza nas w klimat meksykańskiego święta – pełnego radości, kolorowych kwiatów i beztroskich śpiewów. Rodziny zmarłych przygotowują się do świętowania z najbliższymi, którzy już odeszli – Meksykanie wznoszą ołtarze pełne zempoaxochitl, to jest kwiatów zmarłych, ozdobione kolorowymi świeczkami i owocami, a każdy z elementów ma specyficzne znaczenie, także słodkie drożdżowe pieczywo pan de muerto, czyli „chleb zmarłego”. Są też meksykańskie zaduszkowe słodycze w kształcie rubasznych czaszeczek. Gdy tylko zaszczeka pies, rozpoczyna się rodzinna fiesta (na której znakomicie bawią się nieboszczycy). Nie brakuje jedzenia, by duchy mogły się posilić: czekolady o smaku chili, fasoli, a do picia – konieczna będzie tequila. W pudełkowym teatrzyku, na miniaturowej scence, witają widzów zmarli członkowie rodziny małej Lupitiny González. Zginęli wraz z innymi mieszkańcami wioski podczas wybuchu wulkanu. Proste, ale wielce wdzięczne, małe marionetki na jednym drucie to bohaterowie tej historyjki, której narratorem jest wesoła dziewczynka. Z wielką wprawą Dora Bouzková animuje wszystkie postaci – mamę, tatę, dziadka, wujka, samą Lupitinę oraz jej brata Pepito. Oprócz tego zwierzątka z historii opowiadanej przez wujka. Nierealna opowiastka, przesycona fantazją – dzięki czemu pobudza młodą i trochę starszą wyobraźnię – rządzi się własną logiką, pozwalając publiczności poczuć atmosferę meksykańskich świąt. Autorka oparła scenariusz przedstawienia na wydarzeniach, które miały miejsce w rodzinnej wiosce jej matki. W rzeczywistości, mimo zniszczeń i siły wulkanicznych erupcji, nikt nie zginął. Po spektaklu mieliśmy okazję obejrzeć zdjęcia meksykańskiej rodziny i miejscowości, w której mieszkali. Spektakl zachwyca oryginalnością prostego rozwiązania scenograficzno-przestrzennego, które znakomicie łagodzi tematykę przedstawienia – rozmawiamy przecież o umieraniu i śmierci. Plastyczność i zmysłowość, umowność i magia, fantazja wyczarowana z prostych materiałów pasują idealnie do kameralnego teatrzyku i są jego ogromną zaletą. Starannie dopracowana scenografia, nienaganna dykcja aktorki, która bez trudu moduluje swój ciepły głos, oddając charakter kolejnych malutkich bohaterów – zabawnych kościotrupów-szkielecików, a także kurki, koguta, myszek, pani lisiczki, wilka i jąkającego się jelenia oraz dżentelmena słonia. Sporo humoru wprowadzają zabawne piosenki – znane mniej lub bardziej – śpiewane przez Dorę Bouzkovą.
Aktorka przekonała wszystkich, że cały teatralny świat może z powodzeniem zmieścić się w małym pudełku, a w niewielkich miniaturach kryje się wielki, teatralny potencjał. Intrygujący, uroczy spektakl, w przystępny sposób opowiada o cienkiej granicy między życiem, a śmiercią, o wartości tradycji, poczuciu wspólnoty z rodziną – również z tymi, którzy odeszli. Ciepło i z humorem „oswaja” śmierć, przypomina dzieciom i dorosłym, że jest ona naturalnym elementem naszego życia, czymś bliskim i ludzkim. Spotkamy ją wszędzie: w Meksyku, w Czechach i w Polsce. Można o niej mówić zarówno z zadumą, z respektem, smutkiem, jak i z radosnym humorem.
Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.