Magdalena Kubasiewicz: Gdzie śpiewają diabły. Foksal, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut
Wygląda na początku tak, jakby Magdalena Kubasiewicz nie mogła się zdecydować, czy tworzyć literaturę realistyczną, czy klasyczną baśń. Z kolei w formie to wybór między potocyzmami i melodyjną, rytmizowaną narracją. Pierwszy styl nie rzuca się w oczy, drugi przypomina wprawki literackie. Do tego dochodzi dziwne tło, sceneria, która ma budzić wątpliwości i lęk od pierwszych chwil. Później autorka decyduje się na kryminał pożeniony z thrillerem, ale nie umie uwolnić się od przekonania, że słowa mają wielką moc. I to – nieco naiwne – myślenie burzy nabudowywaną konsekwentnie atmosferę. Przez całą powieść Kubasiewicz lawiruje między dramatami i infantylnością. Oniryzm przenika historię, jednak nie jest jedynym elementem, który autorka ma do zaoferowania. “Gdzie śpiewają diabły” to opowieść, która odchodzi od szablonów z literatury masowej – część pomysłów odbiorcy docenią.
Do Azylu, miejsca, o którym nikt już nie pamięta, miasteczka położonego nad jeziorem Diablim, przybywa Piotr. Piotr szuka swojej zaginionej przed laty siostry bliźniaczki, Ewy. Cała rodzina przyjęła już, że dziewczyny nie uda się odnaleźć – opłakali ją jak zmarłą i pogodzili się z przykrym losem. Piotr wpadł jednak po latach na nowy trop: znalazł zdjęcie Ewy z jedną z mieszkanek Azylu. Nie bacząc na fiasko oficjalnego śledztwa przyjeżdża nad Diable i rozmawia z ludźmi. Dość szybko okazuje się, że tu nie da się nawiązać zwykłych kontaktów. Najpierw miejscowi chcą Piotra wypłoszyć. Później wprowadzają go coraz głębiej w tajniki miejsca, w którym rządzi magia.
Im dalej wchodzimy w opowieść, tym dziwniejsza się ona robi. Autorka potrzebuje terenu wyizolowanego od normalnego świata – dzięki temu może wprowadzać własne prawa rządzące powieściową rzeczywistością, nie musi szukać informacji, sprawdzać prawdopodobieństwa albo troszczyć się o realne reakcje służb. Potęguje dzięki temu grozę, ale też podkreśla wyalienowanie bohaterów. W tej miejscowości dzieje się źle. Wszyscy słuchają młodej Marii, kilkuletnia dziewczynka, Dorota, zdradza mądrość życiową staruszki. Ludzie wierzą w magię, a czarownice mogą liczyć na wsparcie lokalnej ludności. Jeśli jednak do tego towarzystwa próbuje dołączyć ktoś z zewnątrz – będzie mu bardzo ciężko. Piotr chce przebić się przez skostniałe układy, dociec prawdy, zmusić ludzi do opowiedzenia, co ukrywają. To zadanie prawie niemożliwe – prawie, bo mężczyzna zdobywa – z niewiadomych względów – zaufanie najważniejszych. Z czasem autorka zaostrza akcję, coraz odważniej sobie w jej obrębie poczyna. Przy Diablim wszechobecna jest śmierć, zawsze zagadkowa, a przez tajemniczość również okrutna. W jeziorze tracą życie kobiety – ale złapanie mordercy jest niemożliwe, skoro nikt nie chce dzielić się informacjami. Do tego wszyscy wierzą tu w legendy – a każdy zna i przedstawia inną ich wersję. I właśnie przechodzenie do owych opowieści psuje efekt, wydają się zbyt bajkowe jak na tę historię. Autorka przyjmuje tu konwencję baśni i taka stylistyka rozbija atmosferę lęku.
“Gdzie śpiewają diabły” to książka, która ma kilka słabych punktów jeśli chodzi o realizację. Ale mimo wszystko Kubasiewicz podsuwa historię, która budzi ciekawość ciągu dalszego. Przydałoby się autorce trochę więcej zdecydowania, tak, żeby nie rozmywać ostatecznie fabuły i żeby posługiwać się bardziej świadomie detalami w tej historii.
“Gdzie śpiewają diabły” to thriller dla tych czytelniczek, które najbardziej lubiły do tej pory obyczajówki, więc wybiorą teraz mrok przełamany literackością, nie koszmar, a jego wygładzoną wersję. To powieść melodyjna, mimo tematycznych okrucieństw.