Recenzje

Trans–Atlantyk

O filmie „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” w reż. Piotra Szulkina zaprezentowanego w ramach cyklu Krótka Historia Polskiego Kina w Kinie „ORZEŁ” w Bydgoszczy pisze Krystian Kajewski.

Tak więc semantyka była długo semantyką słowa. Obi–Oba, oba te słowa wypowiedziało ponoć jako pierwsze dziecko reżysera „Końca cywilizacji”, Piotra Szulkina.

I tak nie ma ocalenia. Arka nie przypłynie, bo jej także nie ma.

Kiedy? I tak się właśnie kończy świat. Nie hukiem, lecz skomleniem. Ziemia jałowa nie wydaje już żadnego owocu. Nawet owocu grzechu. Tak zwana ludzkość w obłędzie zeszła zaś pod ziemię.

Wszystko zawsze znaczy mniej. Progres przyspieszył regres. Po wojnie atomowej ludzkość potrzebuje genetycznej rekonstrukcji, przyspieszenia.

I dlatego przyszedłeś? Pod Świetlistą Kopułą objawiłeś się Panie w Arce Przymierza. Dokąd Arka Twa zmierza? Czy wywiedzie nas z ziemi egipskiej, z Domu Niewoli? Wizja ludzkości w filmie Szulkina co nam przypomina? Może Dzisiejsze czasy Chaplina? Może filmy Eisensteina, tego filmowego Einsteina? Może naszą własną desperację w obliczu nieuniknionego?

Tak sądzisz, mój synu?

Ostatni pogański skrawek potężnego niegdyś Królestwa Bożego niknie w żołądkach bożych krówek, jak Biblia przemielona.

Wprawdzie w minionym roku ciemności jeszcze kryły ziemię, planetę ludzi i małp, ale WTEM NAGLE NIESPODZIEWANIE pękła kopuła, jak jajo, odsłaniając ukryty do tej pory przed postapokaliptycznymi mieszkańcami, przykryty niegdyś kupą gruzu świat. Po zdjęciu okularów ten świat przerażający jest tym bardziej. Ale to właśnie zakończenie w tym filmie jest przewrotne. Ironiczny happy end czy prawdziwe przeistoczenie? Pozbycie się glinianej, ludzkiej skorupy? Powrót do gwiazd, do źródeł?

Wielu ich poginęło z utrudzenia i niedostatku, pozostała tylko para w gwizdek; Deukalion i Pyrra.

Ale w tym sęk, że Soft (w głównej roli męskiej Jerzy Stuhr) rozdziela się na dwóch doppelgängerów.

Długo jeszcze gadaliśmy o tem i o owem, o świetnej kreacji Krystyny Jandy w roli Gei.

Nigdy tych pierwszych dni w Argentynie nie zapomnę. Gombro. Jeśli o mnie chodzi, nigdy nie zapomnę tych wszystkich twarzy aktorów, których już z nami nie ma, a którzy w filmach Szulkina tworzą drugi plan, jak choćby Leona Niemczyka (w epizodzie Zadbanego).

A kim pan jesteś? Inżynierem, odpowiada postać o twarzy nieśmiertelnego Jana Nowickiego. Wszyscy ci inżynierowie z Petrobudowy, budowniczy Arki, przewijają się przez kadry filmu Szulkina jacyś tacy smutni, zmęczeni, przedwcześnie postarzali.

No o dali go! – powiada Szef Softa (w tej roli związany z kinem Szulkina Marek Walczewski, główną rolę zdążył zagrać w „Golemie”, pierwszej części tetralogii science–fiction, która obejmuje jeszcze właśnie „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji„, „Ga Ga. Chwała bohaterom”, i last but not least, adaptację „Wojny światów” Herberta George’a Wellsa z fenomenalnym Romanem Wilhelmim w roli głównej. Walczewski i Wilhelmi, obok Stuhra, stworzyli te najciekawsze, największe role w tym rozbudowanym eposie political fiction.

Zaszczyt to dla nas! Oglądać w dalszej kolejności Mariusza Dmochowskiego w epizodzie Milionera, będącego dalekim echem wspaniałej kreacji tego aktora jako Wokulskiego w „Lalce” Hasa. Dmochowski, podobnie jak inni ulubieni aktorzy Szulkina dysponuje fizjonomią z gatunku obskuranckich. Jest szorstki i toporny, co w świecie stworzonym przez Szulkina jest – zdaje się – cechą nagminną. Cały ten świat ludzi – ciem, żyjących pod kopułą, przypominać może słynnych Morloków z „Wehikułu czasu” wspomnianego Wellsa. Tu też je się mięso, które jest szulkinowską obsesją. Tym razem są to wszechobecne konserwy.

Owoż to dziwny szulkinowski świat, turpistyczny, chwilami odstręczający, w którym nawet Kalina Jędrusik w roli żony Milionera jest jakaś taka mizerna. Przywiędła Kalina. Symbol seksu w socrealizmie, który ocieka tu znużeniem. W ogóle pod kopułą nie ma życia, jest tylko przysłowiowa wegetacja. Ludzie ściśnięci jak sardynki w puszce. Jak czekające na jakąś Wiosnę Ludów obumarłe, czy też raczej zapadłe w hibernację organizmy. Bez serca, bez ducha, to zawierucha…

Ale w tej galerii wydrążonych ludzi, gdzie błyszczą epizodami gwiazdy już starego z naszej perspektywy kina, jak chociażby pucułowaty Henryk Bista, odnaleźć możemy pozytywne przesłanie.

Ale rzekł Minister: Arka nie istnieje. I smutna twarz Adama Ferencego stała się jeszcze bardziej smutna. Smutna, bo prawdziwa. Prawdziwa, bo pozbawiona złudzeń. Niekochana.

Jakoż nie omyliły mnie przeczucia moje. Taki jest kierunek wsteczny rozwoju naszej cywilizacji. Celulozowy, o twarzy Ryszarda Kotysa przygotowuje dla nas wszystkich pamiątki z celulozy. Książki lądują w ogromnym kotle i przemielone służą jako pokarm dla pokracznego społeczeństwa, które przypomina pogrążone we śnie zombies. Sen skończył się.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,