Magdalena Niedźwiedzka: Gdy kobiety milczały. Sceny z życia George Sand. Prószyński i S-ka, Warszawa 2021 – pisze Izabela Mikrut.
Magdalena Niedźwiedzka zwykle stawia na zrozumienie swoich bohaterek, a nie na odwzorowywanie ich życiorysów. Tak jest też w książce „Gdy kobiety milczały. Sceny z życia George Sand”. Rzeczywiście autorka wybiera sceny – krótkie fragmenty z codzienności Aurory pozwalają ją lepiej poznać i zrozumieć – ale nie zdradzają wszystkich tajemnic. Niedźwiedzka postanawia oprzeć się na pomysłach z dzieciństwa. Nietypowych, bo George Sand – zanim jeszcze została George Sand – wychowywała się wśród silnych osobowości. Nie zapewniła jej domu rozchwiana emocjonalnie matka, nie zapewniła tego też i despotyczna babka. Obie prowadziły między sobą przedziwną grę, w której stawką miało być dziecko. Aurora źle się czuje w takiej relacji, ale nie ma siły przebicia, nie może też się wydobyć z toksycznego układu. Ucieczka do klasztoru wcale nie przynosi spodziewanego ukojenia. Magdalena Niedźwiedzka zdaje się rozumieć doskonale to, czego nie może pojąć Aurora – widzi zależności i konsekwencje (nawet te dalekosiężne) konkretnych postaw. Próbuje nie oskarżać ani nie oceniać, jednak zdaje sobie świetnie sprawę z tego, że podsuwa czytelnikom wydarzenia o wielkiej mocy. W samej narracji nie wypadają one tak mocno, autorce udaje się odpowiednio zmieniać akcenty. Na później zostawia silniejsze przeżycia.
George Sand w tym ujęciu jest kobietą, która ciągle poszukuje własnej tożsamości. Nie chodzi tu o samą zmianę imienia i nazwiska, ale o przemianę wewnętrzną, proces złożony, polegający na zrozumieniu siebie. Magdalena Niedźwiedzka portretuje George Sand w relacjach międzyludzkich – w próbach nazwania tego, co się w niej dzieje. Co ciekawe, chociaż łatwo byłoby wpaść w taki schemat, Niedźwiedzka nie wykorzystuje oczywistości. Bohaterkę przedstawia raz w zestawieniu z kobietą, to znów – z mężczyzną. Unika poetyki skandalu, wybiera natomiast konsekwencje autoanaliz bohaterki. Tu nic nikogo nie dziwi, George Sand może być po prostu sobą, nawet jeśli innym się to nie podoba (a to z kolei nie takie rzadkie zjawisko): radzi sobie jednak i z krytyką, i z ostracyzmem. Odstaje od innych kobiet, na tle epoki wypada bardzo barwnie, ale nie może w żaden sposób rezygnować z siebie na rzecz ulegania społeczności. Magdalena Niedźwiedzka operuje prostymi środkami. Przedstawia George Sand w sposób dynamiczny, bez opisywania – wrzuca swoją bohaterkę w konkretne relacje, definiuje ją dzięki reakcjom w dialogach. Nie ma tu przywoływania pełnej biografii, George Sand zostaje po prostu bohaterką zwykłego życia, egzystencji wolnej od spojrzenia kamery. Odbiorcy wpadają w sytuacje wyraziste same w sobie, cenne, ale też brzmiące naturalnie. Magdalena Niedźwiedzka radzi sobie z psychologicznymi aspektami historii – i temu podporządkowuje całą relację. George Sand ją fascynuje – natomiast w powieści przestaje być ikoną czy zjawiskiem – tu funkcjonuje po prostu, zupełnie jakby nie miała swojej historii.