O spektaklu „Dziennik Anne Frank” w reżyserii Zbigniewa Brzozy w Teatrze Lalka w Warszawie pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
W ramach 21. Festiwalu Warszawa Singera, podczas którego przedstawienia teatralne mają szczególny charakter i wagę, Teatr Lalka i jego aktorzy dokładają swoją cegiełkę do najważniejszych, scenicznych wydarzeń. We współpracy ze Zbigniewem Brzozą, reżyserem i autorem adaptacji, któremu tematy wojennej zawieruchy i zaplątanych w nią ludzi nie są obce, podejmują wspólną próbę przeniesienia na sceniczne deski jednej z ważniejszych książek napisanych w zeszłym wieku. Niezwykły tekst – „Dziennik Anne Frank” – powstał na podstawie fragmentów odnalezionego pamiętnika pewnej holenderskiej nastolatki, pisanego podczas wojny. Notatki Anny stają się przejmującym opisem ponad dwuletniego pobytu w ukryciu, bardzo szczerym, szczegółowym i dojrzałym. Rodzina dziewczynki oraz czwórka znajomych w czasie niemieckiej, nazistowskiej okupacji Holandii, żyjąc w strachu przed ujawnieniem ani na moment nie opuszczała niewielkiego (jak na tę liczbę osób) mieszanka. Czy wstrząsająca relacja, która poruszyła wielu czytelników na całym świecie zrobi równie duże wrażenie na widzach teatru?
Trwa druga wojna światowa. W stolicy Holandii, w pewnym niewyróżniającym się niczym „mieszkanku”, w przemysłowej części Amsterdamu ukrywają się Żydzi. Ojciec Anny, Otto Frank, wraz z zaufanymi współpracownikami urządził im kryjówkę w dawnej narzędziowni, w oficynie. Przebywali tam od 8 lipca 1942 do 4 sierpnia 1944 roku, a kilkunastoletnia Anne pisała o codziennym życiu swojej rodziny i znajomych, o próbach prowadzenia normalnego życia, przeplatając swe pamiętnikarskie notatki głębszymi refleksjami. Ostatnie zapiski (czyli list do fikcyjnej przyjaciółki Kitty) został opatrzony datą 1 sierpnia 1944 roku. Trzy dni później, w wyniku donosu, ich kryjówkę ujawniono i piętnastoletnia Anne, jej bliscy oraz pozostali mieszkańcy zostają aresztowani, a następnie przetransportowani do obozów koncentracyjnych.
Doświadczony reżyser realizuje ciepłą w tonie, ale przecież gorzką w wymowie opowieść adresowaną do dorosłych i młodzieży, o ludziach uwikłanych w niezrozumiałe bądź trudne do zaakceptowania okoliczności. Unika przy tym taniej ideologii czy sentymentalizmu. Linię dramaturgiczną prowadzi spokojnie acz konsekwentnie i – co ważne – napięcie nie spada, wciąż faluje. Nie ma gwałtownych zwrotów akcji, fajerwerków, dzięki czemu najlepiej oddaje charakter „Dziennika…” . Bardzo osobiste, nawet intymne myśli Anne jako narratorka przedstawia z delikatnością, zrozumieniem, choć emocji w tym spektaklu nie brakuje. Tak mówi o swojej bohaterce adaptator: „Żeby się nie zagubić w tym okrutnym czasie, Anne musiała znajdować dla siebie odpowiedzi na podstawowe pytanie o to, czym jest dobro, czym jest solidarność międzyludzka i jak się przeciwstawiać przemocy”. Szczególnie wnikliwie przygląda się problemom związanym z wartościami, którymi kierujemy się w życiu, z dojrzewaniem emocjonalnym i intelektualnym młodego człowieka, kreśląc wraz z aktorami poruszające, bardzo naturalne portrety wszystkich towarzyszących Anne postaci.
Kilkunastoletnią Annę Frank gra Hanna Turnau, a jej głos pięknie i przejmująco oddaje styl (mocno zróżnicowany) oraz głębię pamiętnika bohaterki, jako niezwykle ważnego świadectwa przeżywania wojny i Holocaustu. Anne Frank przez cały okres ukrywania się prowadziła swój dziennik, dzień po dniu relacjonując w nim życie ośmiu osób zmuszonych do wspólnego przebywania na małej przestrzeni, opisując zdarzenia istotne i te bardziej błahe. Zapiski, luźne refleksje o radosnych chwilach (takich jak wspólne świętowanie urodzin) są zadziwiające, tchną optymizmem. Ale nie brakuje też opisów sytuacji kryzysowych, nieporozumień pomiędzy domownikami. Anne jest zadziwiająco dojrzała, a aktorka doskonale przedstawia jej trafne, głębokie spostrzeżenia – obawy i nieustający, towarzyszący wszystkim niepokój o przyszłość, lecz jednocześnie nadzieję na lepsze jutro, spokojne czasy, które w końcu nadejdą. Obraz dojrzewającej dziewczyny kreśli Hanna Turnau z wielką sympatią, uważnością, oddając wewnętrzne rozterki, emocjonalne problemy i kiełkujące uczucia. Jej wiarę w marzenia i uczciwość. Autorka pisze listy do wyimaginowanej przyjaciółki Kitty – upragnionej bratniej duszy, której w rzeczywistości nigdy nie miała. Zwierza jej się ze wszystkiego, stąd tak osobisty charakter wypowiedzi. Hanna Turnau bardzo dobrze pokazuje to głosem, gestem, ruchem. Pozostali aktorzy partnerują jej z uważnością, podkreślając przy tym własny indywidualizm. Magdalena Pamuła jako Margot Frank, siostra Anne, która nieraz mocno przyciąga uwagę; wnikliwa, jak zawsze z przemyślaną kreacją Aneta Jucejko-Pałęcka czyli Edith Frank; wyważony, skupiony na roli Grzegorz Feluś jako ojciec Anny, Otto Frank; dobrotliwa pani van Pels – Anna Porusiło-Dużyńska i z lekka cyniczny Roman Holc czyli Albert Dussel. Oczywiście jeszcze Bartosz Krawczyk, Peter, syn państwa van Pels, którego Anne szczerze pokochała. Niestety, w czasach mroku i zagłady nie dane im było wspólne smakowanie młodości i ich uczucie ledwo zdążyło zakiełkować. Anne pięknie (i bardzo szczerze) o tym pisze, a Bartosz Krawczyk, najlepiej jak potrafi, kreuje postać młodziutkiego, trochę nieśmiałego, ale pełnego uroku chłopca.
W spektaklu wielce istotna jest scenografia Wojciecha Żogały – stonowana, dość prosta i w ten sposób oddająca klimat tamtego czasu i miejsca – poddasza. Dodatkowo zwracają uwagę intrygujące, symboliczne maski Anny Redy. Ciekawy ruch sceniczny autorstwa Wiolety Fiuk i niepokojąca muzyka Mikołaja Trzaski stanowią znakomite tło tej inscenizacji. Reżyser wykorzystuje też multimedia – bez nadmiernej ekspozycji, jednak z pomysłem, wnosząc do całości dodatkowe zróżnicowanie, współgrające z pozostałymi elementami.
Piękna, wzruszająca opowieść, głos dziewczynki, dziecka jeszcze, jej świadectwo wspaniale wybrzmiewa w tym spektaklu. Ostrzega, a przy tym niesie nadzieję. I wiarę w marzenia, mimo wszystko. Reżyser i aktorzy mówią wspólnym głosem, skłaniając do refleksji, poruszając serce i umysł.
fot. M. Ankiersztejn