Kamila Wróbel-Malec została przywitana w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku wielkimi brawami. Było to po premierze spektaklu „Sopoćko” w reżyserii Jana Nowary. Wciela się w nim w siostrę Faustynę Kowalską, bohaterkę jakby oniryczną, metafizyczną, obdarzoną radością. Pojawiającą się coraz, by wygłosić swoje kwestie, ubrana w białą, długą szatę. Bohaterkę ukazaną przez aktorkę jako jasną, czystą i delikatną postać, choć bardzo wyraźną i mocną. Z jednej strony jest bliska, a z drugiej tak odległa i nierzeczywista na podobieństwo istoty anielskiej. Kamila Wróbel-Malec, obok chóru, stanowi najwspanialszy element tego przedstawienia. Wcześniej – jeszcze gościnnie – zagrała z powodzeniem Idę w klasycznej farsie „Pensjonat Pana Bielańskiego” w reżyserii Marka Gierszała.
Kolejną jej udaną rolą jest Jola w hitowej sztuce Marca Camolettiego „Boeing, Boeing” (reż. Witold Mazurkiewicz). Aktorka jako polska stewardessa, jedna z kochanek poligamisty Maksa, wypada tu znakomicie i bardzo efektownie. Także wizualnie – w pięknie skrojonym, niebieskim uniformie, z długim warkoczem na głowie oraz w „słowiańskim” makijażu i z czerwonymi koralami na szyi, podkreślającymi urodę. Jola to energiczna, najbardziej podejrzliwa i obłędnie drżąca postać, wnosząca chyba najwięcej zamieszania. Łatwo tu o przeszarżowanie, jednak aktorce udaje się zatrzymywać bohaterkę na bezpiecznym poziomie. Świetny ruch, gesty – precyzja wykonania pod każdym względem. Wróbel-Malec ukazuje w tym niełatwym gatunku swój aktorski indywidualizm i profesjonalizm, nie skracając dystansu między widownią. Pamięta, że znajduje się na scenie teatralnej, a nie na estradzie, dzięki czemu jest tak niezwykle autentyczna. A jednym z czynników, który wpływa na powodzenie aktorki jest to, że bohaterki farsowe w jej wykonaniu nie są banalne i stereotypowe.
Ostatnimi spektaklami, które miały swoje premiery w minionym roku, są „Kopciuszek” (Bracia Grimm, reż. Justyna Zar) i „Za wolność, byś wolny był” (Jolanta Hinc-Mackiewicz, reż. Grzegorz Suski). W tym pierwszym przedstawieniu pojawia się w trzech, chyba wyłącznie niemych, rolach: Służącej, Przechodnia i Gościa na balu. W każdej ze swoich rólek jest hipnotyzująca i bezbłędna. A w scenach balowych – jedną z najlepszych, prezentując kolejny raz świetność ruchu i gestu. Na jej wyczyny pełne klasy można patrzeć bez końca. Artystka pokazuje aktorstwo czyste. W drugim przedsięwzięciu, przygotowanym w związku z czterdziestą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, obok Kamili Wróbel-Malec nie można przejść obojętnie. Mimo że nie ma się tu do czynienia z pełnowymiarową rolą to jej postać (a raczej kolejno pojawiające się postacie) jest kompletna dzięki technicznym niuansom, a chyba najbardziej psychologii rysującej się na jej twarzy – wiarygodnie odzwierciedlającej najróżniejsze emocje i stany. To rola okraszona aurą dramatyzmu i prawdy. Ciekawe są też jej interpretacje wokalne i nawet jeden nieczysto wyśpiewany dźwięk nic nie znaczy, gdyż aktorskie wykonanie rekompensuje potknięcia.
Jednak największą jej rolą w minionym roku jest Annette Reille, postać ze współczesnej francuskiej tragikomedii „Bóg mordu” Yasminy Rezy (reż. Katarzyna Deszcz”), obnażającej słabości i wady (chociażby zakłamanie i cynizm) współczesnego społeczeństwa. W sztuce maluje się obraz wyższości ludzkich instynktów i impulsów nad racjonalnymi, cywilizowanymi normami zachowań międzyludzkich, które w zderzeniu z osobistymi pretensjami i zadawnionymi urazami nie sprawdzają się. Kamila Wróbel-Malec stworzyła bohaterkę wyrazistą, bazującą na realizmie i znacznym pogłębieniu psychologicznym postaci. Aktorka od początku przyciąga wyglądem, świetnym poruszaniem się po scenie, wysławianiem się i dbałością o detale, co bardzo wypełnia oraz uatrakcyjnia rolę. Między innymi poprzez to ujawnia się widzom cały złożony proces psychiczny Annette Reille. Pieczołowite ogrywanie poszczególnych elementów ubioru i dodatków, jedzenie ciasta czy trzymanie filiżanki i picie z niej – na pozór błahostki, a jednak tak ważne w tworzeniu roli – to dodatkowa wartość całej postaci. Bohaterka Wróbel-Malec nawet, gdy tylko siedzi (wspaniale milczy), wytwarza jakąś przedziwną aurę spokoju i skupienia. Jej ruchy, gesty, mimika (imponująca gra twarzy) to popis aktorskiego rzemiosła, które – w połączeniu z artystycznym wyrazem – dają rolę niezwykłą.
Ten cały piękny obraz eleganckiej, kulturalnej i wyważonej pani zostaje zburzony, kiedy – ośmielona alkoholem – traci kontrolę nad swoim zachowaniem, co przyczynia się do upadku nienagannego wizerunku. Nagle staje się kobietą krzykliwą, drażliwą i rozedrganą, dynamiczną i bardzo wulgarną. W szczytowych momentach jej przeraźliwy krzyk i emocjonalna kumulacja wstrzymują oddech, ma się wrażenie, że aktorka eksploduje. Po intensywnej scenie niszczenia kwiatów jakby automatycznie powraca do stanu sprzed szaleństwa. Ostatnie momenty bycia jej na scenie to niepokojące wyciszenie postaci, hipnotyzująco poprawiającej makijaż. Znów jest nieskazitelna. Ta rola, chyba najbardziej ukazuje przepaść pomiędzy dwiema postawami przedstawionymi w sztuce i odsłania ciemniejszą stronę ludzkiej natury oraz zwraca uwagę, że nawet mało istotne gesty, potrafią wywołać burzę, zmieniającą człowieka w potwora (np. opróżnienie torebki przez antagonistkę). Takiej w teatrze jeszcze jej nie widzieliśmy. Kreacja Kamili Wróbel-Malec z pewnością przejdzie do historii białostockiej sceny.
Aktorka jeszcze niedawno urzekała Witkacowskim absurdem czy energicznymi postaciami w „lekkim repertuarze”, a wcześniej w szeroko pojętym teatrze lalek i formy – dziś pokazuje dramatyzm i tragizm, odsłaniający jej aktorski potencjał w kreowaniu wielkich ról. A jej uniwersalizm aktorski pozwala na tworzenie różnorodnych postaci, niezależnie od repertuaru. Kamila Wróbel-Malec to artystka otwarta, poszukująca, dociekliwa i niezwykle zaangażowana w pracę. Obdarzona nieokiełznanym temperamentem, naturalnym wyczuciem sceny, magnetyzmem, niezwykłą dojrzałością i sprytem. Zadziwia swoim nieoczywistym emploi – tak komicznym, jak i tragicznym. Jest artystką plastyczną i świetnie czującą formę, intrygującą, zabawną i jakże poważną, utożsamiającą się ze swoimi bohaterkami, którym nadaje niepowtarzalny charakter i wigor. Nierzadko wyczarowuje postać głosem ukazującym niesłychanie szeroką paletę wokalnej ekspresji (elektryzujący niski rejestr). Zachwyca natomiast swoją posągową urodą i przeszywającym wzrokiem heroiny. Na jej kolejne role po prostu się czeka. Artystka posiada także przyrodzony talent pedagogiczny, który – na szczęście – może wykorzystywać w kilku białostockich instytucjach, w których naucza dzieci i młodzież. Swoją pracę zaczynała na deskach Białostockiego Teatru Lalek, gdzie zadebiutowała 8 października 2017 roku w „Nauce latania” (reż. Joanna Gerigk). Przez kilka sezonów występowała w różnorodnych przedstawieniach, doskonaląc swój aktorski warsztat i szlifując się artystycznie. To właśnie tam dała się poznać jako interesująca, zdolna, nieprzeciętna i bardzo pracowita, a przede wszystkim wszechstronna młoda aktorka – śpiewająca i grająca na różnych instrumentach.
Ale jeszcze zanim trafiła do teatru, zwróciła na siebie uwagę w przedstawieniu dyplomowym „Świętoszek” Moliera, w reżyserii Pawła Aignera. Jej pamiętna Doryna, wzbudzająca ogromne emocje i zachwyt, była wprost genialna. Aż trudno uwierzyć, że odtwórczyni była jeszcze studentką. Pomijając interpretację – co to było za tempo, dynamika, mimika, emisja, dykcja, czystość głosu, świetnie głoszony wiersz ze zrozumiałym prowadzeniem myśli! A prędkość mówienia – wprost niewyobrażalna! Natomiast dla teatru absurdu, awangardowego odkrył Kamilę Wróbel-Malec Patryk Ołdziejewski, który zaprosił aktorkę do realizowanych przez siebie – na podstawie utworów Witkacego – niezależnych projektów grupy Spider Demon Massacre („(HashTak) Witkacy” na podst. „Narkotyków” i „Urodziny Stasia, czyli Nowe Wyzwolenie jako dziełko prawie nieskończone”, czytanie performatywne na podst. „Nowego Wyzwolenia”). W przedstawieniu „(HashTak) Witkacy” – w pierwszych minutach – przypomina wielką Ewę Lassek z realizacji Witkacowskiej „Matki” w reżyserii Jerzego Jarockiego, wzbudzając niemałe zainteresowanie widowni. Pokazała, że doskonale odnajduje się w tego typu formach i zwinnie posługuje się niekonwencjonalnymi środkami wyrazu. A dzięki swojemu stylowi aktorstwa może być także idealną odtwórczynią postaci z utworów między innymi: Gombrowicza, Mrożka, Ionesco czy Dürrenmatta.
Rafał Górski
[Na zdj. Kamila Wróbel-Malec w spektaklu „Bóg mordu”, fot. Bartek Warzecha/TD]