Marcin Zieliński: Góra ośmiu błogosławieństw. Znak, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Różne są pomysły na życie i w dobie poradników dotyczących samorozwoju właściwie każdy może trafić na rynek. Marcin Zieliński swoją filozofię życiową opiera na Biblii i nie zamierza wstydzić się wiary, wpada wręcz w drugą skrajność – o swoich doświadczeniach oraz spotkaniach z Bogiem otwarcie opowiada, dążąc do tego, żeby jak najwięcej odbiorców szło w jego ślady. Proces ewangelizacyjny doprowadza czasami do absurdu, przedstawiając opowieści o cudownych ozdrowieniach czy o „podszeptach” ze strony Ducha Świętego. Stał się już postacią znaną i medialną, przynajmniej w kręgach zainteresowanych szerzeniem chrześcijaństwa, nie dziwi zatem naturalny „celebrycki” proces: wydanie wywiadu-rzeki. Tom „Góra ośmiu błogosławieństw” to zestaw rozmów z młodym człowiekiem, który zdecydował się poświęcić życie Bogu i głoszeniu ewangelii z dala od klasztorów i zakonów.
Rytm wywiadu wytycza osiem błogosławieństw, każde kolejne jest punktem wyjścia do rozmowy. Anna Stryniewska i Katarzyna Szkarpetowska kibicują Zielińskiemu, a przynajmniej starają się doprowadzić do tego, by mógł on zaprezentować się szerokiej publiczności jako człowiek, który dzięki wierze osiąga w życiu to, czego chce. Błogosławieństwa są okazją do nieco plotkarskiego podpytywania Zielińskiego o jego grzechy i wykroczenia przeciwko kodeksowi wyznawanych wartości – ale autor nie daje się wciągnąć w prywatne dywagacje, bardzo pilnuje tego, by nie sprzedawać czytelnikom siebie samego – chyba że chodzi o doświadczenia związane z modlitwą i wstawiennictwem u Boga – wtedy jak najbardziej. Jeśli przyznaje się do słabości – to bardzo ogólnikowo i po to tylko, żeby wyciągnąć wnioski dla odbiorców, jednoznaczne i wręcz tendencyjne. Na dłuższą metę – trudno taki wywód przyjąć, na szczęście „Góra ośmiu błogosławieństw” to książka bardzo krótka: a i tak wydaje się, że autor powiedział w niej wszystko, co miał do powiedzenia, wyczerpał każdy z poruszanych tematów. Gdzieś może zainteresować, kiedy odwołuje się do nieznanych szerzej postaci związanych z filozofią czy teologią – bo przytacza myśli zaczerpnięte z ich pism – ale takich fragmentów jest tu niewiele. Dużo bardziej zajmuje Marcina Zielińskiego przekonywanie innych, by się nawrócili.
Wyjaśnia między innymi znaczenie modlitwy i stosunek do Boga. Przestrzega przed postawami roszczeniowymi i zawieraniem „umów”, a jednocześnie przytacza bardzo dużo przykładów, w których zdecydowana i stanowcza prośba kierowana do Stwórcy spotkała się z natychmiastową reakcją (i pomocą przyniesioną przez obcych ludzi, którzy po prostu poczuli, że muszą zareagować, bez wiedzy o tym, czego autor naprawdę potrzebował). Chociaż z pewnością nie taki był cel książki, Bóg u Zielińskiego przypomina trochę maszynkę do spełniania marzeń. Trudno odrzucić sceptycyzm przy scenach uzdrowień przy jednorazowej modlitwie, a i takie motywy się tu zdarzają – jakby Zieliński próbował za wszelką cenę przekonać odbiorców do swojego stylu życia. Być może ta lektura obudzi jeszcze więcej wątpliwości niż wywiady z duchownymi, również za sprawą specyficznej retoryki. Jednak ci, którzy kibicują Zielińskiemu (albo proszą go o modlitewne wstawiennictwo u Boga, do reagowania na takie prośby ma autor cały zespół ludzi), powinni być usatysfakcjonowani krótkim spotkaniem ze swoim duchowym przewodnikiem.