Margaret Atwood: Testamenty. Wielka Litera, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Margaret Atwood nie daje o sobie zapomnieć, powracając do wykreowanej przed trzydziestu laty antyutopii, a jeśli nawet ktoś „Opowieści Podręcznej” nie przeczytał, kiedy była hitem rynkowym (i przegapił szum medialny wokół ekranizacji), po „Testamentach” nabierze ochoty na lekturę. „Testamenty” są historią gęstą, dopracowaną w każdym szczególe i ujawniającą komplikacje związane z codziennością kobiet traktowanych instrumentalnie. W reżimowej Republice dzieje się coraz gorzej. Podręczne kierowane do najbogatszych domów już po kilka niekoniecznie mogą przynieść upragnionego potomka: coraz częściej dzieci rodzą się martwe albo umierają tuż po urodzeniu, zresztą podobny los spotyka kobiety traktowane jak rozpłodowe klacze. Jednak płeć piękna ma niewiele możliwości decydowania o swoim losie: niektóre zostaną Żonami, niektóre – Podręcznymi. Jest jeszcze szansa ogłoszenia powołania i chęci służenia całej społeczności: wtedy istnieje szansa na uniknięcie niechcianego małżeństwa – i ucieczka przed molestowaniem seksualnym – w bycie Ciotką. Ciotki wprawdzie nie słyną z pokory i miłych charakterów, ale nie muszą podporządkowywać się mężczyznom – i w tym ich nadzieja.
Jest pewna dziewczyna, która ma zostać Podręczną, szuka jednak dla siebie możliwości ocalenia przed skomplikowanym losem. „Testamenty” to opowieść o braku wolności i o sposobach radzenia sobie z takim wyzwaniem. Dla bohaterki obserwacja najbliższego otoczenia wiąże się z wyciąganiem odpowiednich wniosków i sprawdzaniem, jaki scenariusz będzie się wiązał z ocaleniem godności. Zresztą ostateczne rozwiązania to również nic przerażającego w kontekście losu narzucanego przez społeczeństwo. Dziewczyna przygotowywana do służalczej roli referuje kolejne etapy przygotowań i sposoby wpływania na młode umysły: pokazuje, jak wygląda program nauczania i co spotyka niesubordynowane jednostki.
Podręczne próbują się trzymać razem, odwiedzają ciężarne towarzyszki niedoli i pocieszają je na wszelkie sposoby. Wszystkie widzą, co się dzieje, podobnie zresztą jak Marty, służące w domach. Niepokój ogarnia kolejne kręgi. Najbardziej zdesperowane kobiety mogą próbować popełnić samobójstwo, ale to zachowanie jest bardzo potępiane. W świecie, w którym nie ma miejsca na pocieszenie i empatię, w którym nie istnieje praktycznie szansa na pomoc z zewnątrz, jedna z bohaterek odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu. To dla niej wielki szok i wskazówka co do dalszych działań, początek wyzwań. A dzięki przejściu do narracji z perspektywy Ciotek, czytelnicy otrzymują też przegląd wydarzeń w tej najmniej szanowanej klasie. „Testamenty” Margaret Atwood to książka, którą się chłonie: sprawnie napisana (pod kątem narracyjnym bez zarzutu), z rozbudowywaną nie tylko warstwą obyczajową, ale też polityczną. Autorka doskonale rozumie mechanizmy rządzące ustrojem totalitarnym, a ponieważ przenosi uwagę na rzeczywistość kobiet – jest w stanie zaangażować w lekturę większą liczbę odbiorców przez poruszanie tematów z kilku głośnych dziedzin. Przede wszystkim natomiast umiejętnie łączy sensację i temat relacji międzyludzkich, analizę strachu i bezradności oraz tęsknotę za wolnością – wszystko to sprawia, że „Testamenty” to powieść, która zyska wielkie uznanie publiczności literackiej.