Recenzje

W gangsterskim świecie Mackie Majchra

O „Operze za trzy grosze” w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Jaracza w Łodzi pisze Magda Kuydowicz.

„Opera za trzy grosze” wróciła do Teatru Jaracza po 36 latach od realizacji Bogdana Hussakowskiego. Reżyseruje Wojciech Kościelniak, co jest gwarancją jakości i poczucia humoru na wysokim poziomie. Aktorzy grają, śpiewają i tańczą, jakby musical mieli we krwi, a przecież nie mamy takich tradycji. To największa zaleta i jednocześnie zasługa reżysera tego widowiska.

Jako Mackie Majcher wystąpił na łódzkiej scenie Marek Nędza. Scenografię, która przypomina miasto Sin City, zaprojektowała Anna Chadaj, a choreografię, pełną brawurowych układów tanecznych, przygotował  Krzysztof Tyszko. Kierownictwo muzyczne powierzono Michałowi Zarychowi. Jego zespół gra na scenie, świetnie nabijając rytm spektaklu i stając się pełnoprawnym bohaterem tego bardzo udanego widowiska.

Wojciech Kościelniak z wdziękiem i wprawą bawi się konwencją kina gangsterskiego. Nie rezygnuje z publicystycznych odwołań do rzeczywistości. Tekst nie pozwala zresztą na uniknięcie politycznych aluzji. Są tam sportretowane wszystkie warstwy społeczne – od najuboższej do gangsterskiej elity, z klerem włącznie. Mackie Majcher – król gangsterów i ulubieniec kobiet – ma świetne układy z szefem policji Brownem (Mariusz Ostrowski). Dziwki są wszechwiedzące i wszechwładne. A całym podłym światkiem Mackiego rządzi pieniądz.

Od samego początku zwraca uwagę niesłychana swoboda, z jaką reżyser poprowadził łódzkich aktorów. Wszystkie sceny zbiorowe, drugi plan, zaskakujące i chwilami wręcz poetyckie projekcje, a przede wszystkim  monologi (znakomity Michał Staszczyk – Jonatan Jeremiasz Peachum) i duety (świetne Paulina Walendziak – Pola Peachum i jej matka Celia – Urszula Gryczewska) są starannie przygotowane i wymyślone. Dowcipne i autoironiczne dziwki (rewelacyjna w krótkim epizodzie o barchanach Zofia Uzelac) oraz zwariowana gangsterska banda, która pije w natchnieniu i tchórzliwie zmyka na dźwięk policyjnej syreny, to znakomicie przez reżysera poprowadzone postaci od pierwszej do ostatniej kwestii. Taką koronkową robotę może wykonać tylko ktoś, kto ma jak Kościelniak ogromne doświadczenie w reżyserowaniu tego typu scen i umie wykrzesać z aktora energię, niesłabnącą przez ponad trzy godziny widowiska.

Zespół Jaracza gra na wysokich obrotach, w zjawiskowych kostiumach i szalonym rytmie. I chyba nie pomylę się, pisząc, że także świetnie się przy tej okazji bawi. Moi znajomi, którzy chętnie podróżują po teatralnej mapie Polski, odwiedzają kolejne miasta  i ich sceny, nie przestawali o tym przedstawieniu rozmawiać w drodze powrotnej do Warszawy. Rozemocjonowani opowiadali, jak podrywały ich z krzeseł kolejne muzyczne popisy aktorów, jak byli wzruszeni przemianą, która dokonuje się w gangsterze w finale przedstawienia. Demoniczne wizje scenografa, kostiumologa i mistrzowskie makijaże oraz peruki dokonały reszty dzieła.

Tyle wzbudził w nich spektakl Brechta i Weila emocji oraz skojarzeń. A o to przecież w prawdziwej sztuce chodzi. Serdecznie zachęcam wszystkich, aby obejrzeli to naprawdę niezwykłe widowisko. Czuję, że otwiera ono nową erę w życiu łódzkiej sceny, ponownie pod wodzą odważnego wizjonera teatru – Waldemara Zawodzińskiego, który na taką szaloną teatralną przygodę Wojciechowi Kościelniakowi pozwolił.


Fot: Greg Noo-Wak

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , ,