O spektaklu FERDYDURKE w reż. Aliny Moś-Kerger z Teatru Powszechnego w Radomiu na 44. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych pisze Magda Mielke
Twórcy radomskiej „Ferdydurke” w swojej inscenizacji nie poszukują nowego języka dla Gombrowiczowskiej powieści. Skupiają się na tym, co w niej najoczywistsze – poszukiwaniu formy i dopasowywaniu się do społeczeństwa.
Spektakl nie precyzuje czasu i miejsca akcji. Alina Moś-Kerger wraz ze scenografką, Natalią Kołodziej, postawiła na minimalizm. Na scenie znajduje się jedynie okrągły podest, na którym odbywa się znaczna większość interakcji między postaciami oraz kilka krzeseł wokół niego – aktorzy zajmują je w momentach, gdy nie grają swoich scen. Mimo to (a może właściwiej byłoby rzec dzięki tej ascetycznej przestrzeni) jest miejsce na aktorskie popisy, ciekawy ruch sceniczny, a przede wszystkim słowa Gombrowicza mają szansę w pełni wybrzmieć.
Pomimo licznych absurdów, groteski, wielu dygresji twórcy skupili się na ukazaniu prostych relacji: rodzinnych, między kolegami, uczniami a nauczycielem. Młodzi aktorzy budują swoje kreacje na autentyczności, własnych doświadczeniach z formą i obserwacjach otaczającej rzeczywistości. Stąd uzasadnionym wydaje się określanie przez samych artystów tej inscenizacji jako opartej na faktach. Radomska „Ferdydurke” jest bowiem diagnozą pokolenia trzydziestolatków – zarówno tych, których opisywał Gombrowicz, jak i współczesnych. Młody radomski zespół aktorski – Agnieszka Grębosz, Natalia Samojlik, Karolina Węgrzyńska, Przemysław Bosek, Adam Majewski, Mateusz Michnikowski, Mateusz Paluch i Michał Węgrzyński – został już dostrzeżony i nagrodzony na 13. Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim. Teksty wypowiadane przez nauczyciela, ciotkę czy uczniów, zagrane w nieco współczesnym stylu, brzmią wciąż bardzo aktualnie. Ukazują, że problem formy – narzucanych przez innych sposobów bycia, czucia, myślenia, mówienia czy działania – wciąż nie traci na aktualności. Ucieczkę przed ową formą blokujemy też sobie sami, zamykając się dla bezpieczeństwa i wygody w utartych schematach.
Twórcy zdecydowali się zrezygnować ze słynnego zakończenia, „Koniec i bomba. A kto czytał ten trąba”, na rzecz nieco bardziej otwartego epilogu, lecz pozbawionego jakiejkolwiek nadziei. Od zniewolenia nie ma ucieczki, jest tylko „w drugą gębę”. Wszystko w tym spektaklu opiera się na nieustającej walce i wołaniu o wolność człowieka.
Podział na kobiety i mężczyzn zupełnie traci tu znaczenie. Bohaterowie zostali pozbawieni płci – raz grają kobiety, raz mężczyzn. Wprowadzenie do męskiej klasy dziewczęcych bohaterek nie jest w tym przypadku zabiegiem wpisania „Ferdydurki” w feministyczny dyskurs, lecz symbolicznym sposobem opowiedzenia historii o ludziach. Sam sposób gry aktorskiej radomskiego zespołu pozostawia wiele niedopowiedzeń, lecz nie niweluje przy tym klarowności tekstu. Debiutujący w głównej roli Mateusz Paluch zdaje się kreować postać wymarzoną przez samego Gombrowicza – może być każdym, uosabiając młodość, prawdę i energię, pozostaje niedookreślony do samego końca.
Alina Moś-Kerger pomysłem na inscenizację „Ferdydurki” wygrała ogłoszony przez radomski teatr konkurs na koncepcję i reżyserię przedstawienia Gombrowiczowskiego. Dzięki temu debiutuje jako realizatorka klasyki. Dotychczas reżyserowała głównie sztuki współczesne. Nie sposób jednak nie zauważyć, że choćby w jej legnickim spektaklu „Krzywicka/Krew” obecny był duch Gombrowicza, przejawiający się w podejściu do formy i w zabawie słowem.
Radomska „Ferdydurke” jest spektaklem wypełnionym młodzieńczą energią i dowodzącym, że klasyka pozwala puentować otaczającą nas rzeczywistość. Dyktat formy, wpędzający nas w opresję i odbierający podstawy wolności, wybrzmiewa mocno, pozostając wciąż aktualnym tematem.
Magda Mielke – absolwentka Dziennikarstwa i studentka Filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Recenzentka filmowa i teatralna, miłośniczka współczesnej literatury.
Fot. Kamil Strudziński