O spektaklu „Jednooki król” Marca Crehueta w reż. Antoniny Choroszy w Teatrze Nowym w Poznaniu na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych pisze Magda Mielke.
Antonina Choroszy, aktorka Teatru Nowego w Poznaniu, zadebiutowała w roli reżyserki. Jej „Jednooki król” to bardzo ciekawa historia spotkania dwóch par, która dobrze koresponduje z naszą polską rzeczywistością, opowiadając o podziałach, przemocy, nienawiści i wzajemnym niezrozumieniu.
Choć „Jednooki król” został napisany przez Marca Crehueta, współczesnego hiszpańskiego dramaturga, idealnie oddaje polską rzeczywistość. To opowieść o dwóch parach: Lidii (Edyta Łukaszewska) i Dawidzie (Andrzej Niemyt) oraz Sandrze (Anna Toporski) i Ignacio (Dariusz Pieróg). Lidia jest infantylna, ma ograniczony horyzont marzeń, a i tak cały czas szuka swojej drogi, zapisując się na przeróżne kursy i próbując w ten sposób zapomnieć o obojętności partnera. Dawid jest stereotypowym policjantem, który najpierw robi, potem myśli, a jak już myśli to mówi sklejając zdania z zasłyszanych haseł, których nie rozumie. To prosty „chłop”, niepotrafiący rozmawiać o uczuciach, skupiony na wypełnianiu poleceń. Druga para wydaje się być znacznie bardziej zgrana. On – wrażliwiec, introwertyk, próbuje swoich sił w reżyserii filmowej, co finansuje mu ojciec. Ona jest elokwentna i wykształcona, ewidentnie rządzi w tym związku. Oboje są ludźmi o silnych poglądach, nieobojętnymi na losy świata, aktywistami angażującymi się w społeczne akcje i chodzącymi na manifestacje. Obie pary poznajemy w momencie, gdy szykują się do pierwszego wspólnego spotkania – panie, niegdyś koleżanki, po kilku latach postanowiły odnowić kontakt. Jest w tym coś (wyjściowa sytuacja, charakterologia bohaterów, napięcie, tajemnica), przywołującego skojarzenie z „Bogiem mordu” Yasminy Rezy.
Od początku uwagę zwraca zasłonięte oko Ignacio. Wszystko staje się jasne, gdy mężczyźni orientują się, że już się kiedyś spotkali. Ignacio podczas protestu padł ofiarą przemocy ze strony policjanta, którym okazuje się Dawid. Jak można się domyśleć, parom nie jest łatwo się dogadać. Farsowa akcja napędza się, gdy po pierwszym spotkaniu i rozejściu w gniewie, następuje niespodziewany powtórny kontakt dwóch wrogów. Lidia dowiedziawszy się o czynie Dawida, postanawia od niego odejść, a zagrożony mężczyzna szuka u Ignacio rady, co mógłby zrobić, aby zatrzymać kobietę przy sobie. To staje się przyczynkiem do coraz częstszych spotkań tych dwóch, tak odmiennych pod względem charakteru i poglądów mężczyzn. Ignacio występuje tu w roli coacha, który swojego oprawcę uczy tłumić agresję przez „przytulasy”, tłumaczy jak działa ekonomia, a przy okazji zaraża „lewackimi” poglądami. Naiwność tej akcji, popychających ją naprzód dialogów i aktorskiej gry jest nie tylko źródłem komizmu, ale i skłania do gorzkich refleksji, bo „Jednooki król” pod konwencją farsy ma znacznie więcej do zaproponowania.
Duża w tym zasługa aktorów, którzy mają do zagrania postaci bardzo wyraziste, ale jak to w farsie bywa – budowane wokół jednej dominującej cechy. Mimo to aktorom poznańskiego teatru udało się nie wpaść w pułapkę jednowymiarowości, dzięki czemu patrzymy nie na zbiór cech, a na ludzi z krwi i kości, których możemy znać ze swojego codziennego życia. W spektaklu występuje jeszcze jedna postać – polityk, w którego wciela się Sebastian Grek, którego wystąpienia dotyczące kryzysu, inflacji, koniecznych cięć budżetowych itp. stanowią przerywnik akcji, a także osadzają ją w społecznym kontekście.
Akcja rozgrywa się w skromnej scenografii Marka Brauna, której główną zaletą jest praktyczność. Miejsca akcji sugerowane są przy wykorzystaniu dwóch długich stołów, które aktorzy sami przestawiają. Efekt dopełnia światło i wizualizacje (autorstwa Natana Berkowicza), które ukazują przeładowaną mediami rzeczywistość, ale też w kluczowych momentach to, co dzieje się w głowach bohaterów.
Antonina Choroszy prowadzi aktorów pewną ręką. Choć sens jej niektórych wyborów reżyserskich można poddać w wątpliwość – jak np. otwierający spektakl performans, w którym aktorzy – jeszcze nie postaci – tańczą do mantrowej piosenki, który zapewne ma symbolizować, że wszystko jest ze sobą połączone jak nici – późniejsze wielkie odkrycie Dawida. Nie da się jednak odmówić reżyserce konsekwencji, z jaką opowiada tę historię.
O czym tak naprawdę jest „Jednooki król”? Z jednej strony to opowieść o tym, że świat jest zawsze taki sam, ludzie się nie zmieniają, a idioci na zawsze pozostają idiotami – bo choć Dawid podjął trud przemiany, w efekcie zmieniło się tylko to, kto i w jaką stronę go manipuluje. Z drugiej strony, wszystkie wątki w tej opowieści łączy przemoc – fizyczna, psychiczna, słowna, ekonomiczna. Widoczna na pierwszy rzut oka i skrywająca się w zawoalowanych wypowiedziach.
fot. mat. teatru