O spektaklu „Niebieski ptak” Anny Andraki wg M. Maeterlincka w reż. Uliji Bilińskiej w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Wiesław Kowalski.
„Niebieski ptak” wg Maurycego Maeterlincka zyskał dzięki intrygującej scenografii Juliji Skuratovej bardzo atrakcyjną plastycznie formę, zachwyca też w nim niepokojąca i przejmująca muzyka Tomasza Lewandowskiego, ale na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza adaptacja dokonana przez Annę Andrakę, która nie zapominając o nawiązaniach do tradycji literackiej bardzo silnie wykorzystała i wyeksponowała możliwości odnalezienia w tekście belgijskiego dramaturga, poety i eseisty, mogącego dziś brzmieć już nieco staroświecko, współczesnych odniesień, zwłaszcza do okoliczności i wydarzeń, które aktualnie toczą się obok nas. Taki charakter narracyjnej struktury, pozbawionej zbędnej ornamentyki, bardzo wyraźnie zaznacza trajektorie wzniecające nastrój grozy, fascynujące zagadkowością i nieoczywistą tajemnicą, zadziwiające, ale i niekiedy również nieco groteskowe. Jednocześnie Andraka zadbała o to, by nie zbanalizować całej opowieści, a bardziej w charakterze samej akcji, której dynamizm i wizyjność jest bardzo pięknie skonfrontowana z charakterystyczną dla Maeterlincka liryczną statycznością, pogłębić i wzbogacić zdolności dziecięcego postrzegania oraz przenikliwego uczestnictwa w tym, co spotyka młodych protagonistów na scenie. Wszystko to razem pozwoliło reżyserce Uliji Bilińskiej wykreować w krakowskiej Grotesce szalenie intensywny w emocjach i pełen tajemniczej siły spektakl z dużą ilością efektownych teatralnie rozwiązań, szkicowany sugestywnym gestem, ruchem i działaniem, skąpany w świetle, będący nie tylko opowieścią o marzeniach – zarówno dla tych, którzy marzyć już potrafią i tych, którzy chcą się tego dopiero nauczyć, ale także odwołujący się w bardzo sugestywny sposób do tego jak silnie oddziaływać na naszą wrażliwość i wyobraźnię może to, co działo się w przeszłości, a dziś nie pozostaje tylko nic nie znaczącym czy budzącym jedynie sentyment wspomnieniem.
Mytyl i Tyltyl są rodzeństwem i wyruszają z polecenia Wróżki (Maja Spychaj-Kubacka) w niezwykłą, pełną zaskakujących i niespodziewanych przygód podróż, w której niczym we śnie z czarnej baśni zarówno młody jak i dorosły widz odnajduje się z wciąż niepokojącym zafascynowaniem. Jest to jednocześnie wędrówka po najbardziej mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy. Wszyscy współtwórcy tego wysmakowanego i jednorodnego w poetyce widowiska postawili na operowanie malarskim i bogatym w światłocienie obrazem, co widać najwyraźniej w dynamicznym wykorzystaniu ekspresjonistyczno-kubistycznych form plastycznych i ich wyłanianiu się z przestrzeni. Tu warto podkreślić świetną robotę odpowiedzialnego za reżyserię światła Macieja Iwańczyka. Nie trzeba dodawać, jak ważna przy takim sposobie inscenizowania świata przedstawianego jest praca aktorów, którzy muszą znaleźć odpowiednie środki ekspresji podczas pracy zarówno na żywym planie, jak i w porządku animacyjnym. Zaskoczyła mnie obecność w obsadzie Jagody Jasnowskiej, której role do dziś mam w pamięci w spektaklach Anny Sroki-Hryń „Prawiek i inne czasy” w Teatrze Collegium Nobilium i „A Planety szaleją… (Młodzi w hołdzie Korze)” w Teatrze Współczesnym w Warszawie czy „Ludzie, miejsca i rzeczy” w reż. Anna Wieczur również Teatrze Collegium Nobilium. Byłem zatem ciekaw jak w zupełnie innej konwencji teatralnej odnajdzie się ta młoda i niezwykle utalentowana aktorka, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej. W duecie z Pawłem Kuźmą, który gra jej brata Tyltyla, tworzą parę prostolinijnych dziecięcych postaci, bohaterów, którzy ze swobodą podejmują kolejne wyzwania, a także zręcznie odnajdują się w różnorodnych konwencjach i technikach aktorskich.
Krakowski „Niebieski ptak” to poetycko-oniryczna, pełna mądrości i mistyki przypowieść o zagubieniu, samotności, cierpieniu, poczuciu beznadziei, a zatem o nas samych – ludziach, którzy muszą odnaleźć się w życiu, niekiedy tracąc nadzieję i otuchę, to znowu je zyskując czy walcząc z przemocą i innymi przeciwnościami losu. Tym samym również o miłości, szczęściu i przyjaźni, bez których trudno być razem, o naszej wiarygodności i empatii, o naszych lękach i obawach czy bojaźni przed śmiercią. To nie pozbawione rozmachu, pełne fajerwerków scenograficznych i inscenizacyjnych widowisko, które stara się łączyć w sobie atmosferę poetyckiej baśni z mrocznym moralitetem, ujmujące symboliczny świat momentami w ironiczną klamrę. Wraz z młodymi bohaterami przeżywamy ich mniej lub bardziej rozpaczliwe perypetie, które – również między innymi dzięki towarzystwu czujnego Kota (Krzysztof Krygier) i rozgadanego Psa (Jakub Popławski) – stają się dostarczycielem wiedzy o rzeczywistości, która pozostaje trudną do rozpoznania zagadką.
fot. Bartek Warzecha