O spektaklu DŻUNGLA w reż. Alicji Morawskiej – Rubczak we Wrocławskim Teatrze Lalek pokazanym na 39. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Wiesław Kowalski.
O ile tegoroczne wybory Doroty Buchwald jako selekcjonera Dużych Warszawskich Spotkań Teatralnych mogą się wydać niekiedy dyskusyjne, odbywająca się w ich cieniu prezentacja spektakli dla dzieci i młodzieży przygotowana przez Justynę Czarnotę przynosi pełną satysfakcję i pokazuje w jakich kierunkach podąża dzisiaj teatr przeznaczony dla młodszego widza. Czarnota z Wrocławskiego Teatru Lalek postanowiła zaprosić półgodzinne przedstawienie zatytułowane „Dżungla”, które zabiera najmniejsze dzieci, mogące już wraz z rodzicami korzystać z teatralnej oferty, w podróż po najbardziej niedostępnych obszarach amazońskiej puszczy.
Alicja Morawska – Rubczak (reżyseria) , Barbara Małecka (scenografia) i Wacław Zimpel (muzyka) zapraszają widzów do krainy, którą większość z nas kojarzyć może tylko z geograficznej literatury, fotografii czy filmów przyrodniczych. Najważniejsze jest tutaj jednak nie samo obcowanie ze światem natury, mówię o tym oczywiście z pozycji widza dorosłego, która bywa zaskakująca i niekiedy nieprzewidywalna, ale teatralne sposoby, które decydują, że ten świat, tak mało przez nas oswojony i rozpoznany, staje się nam przyjazny i może wywoływać w nas jak najbardziej pozytywne emocje, wrażenia, odczucia i refleksje. Dzieje się tak za sprawą magicznej scenografii, która pokazuje całą gamę kolorów, gałęzi drzew, zarośli, krzewów, liści i może zapierać dech w piersiach, bo rzeczywiście nie sposób od niej oderwać oczu, jak i muzyki, która sączy się w tle i pomaga naszym zmysłom czerpać niesamowitą przyjemność z możliwości przebywania w rzeczywistości, która na co dzień jest nam niedostępna, a która uwodzi harmonijnym współistnieniem wielości zjawisk i atmosferą wypełnioną subtelną ciszą, spokojem i zgodą na to wszystko, co można spotkać i co dzieje się wokół. Scena mieni się od różnych odcieni intensywnych zieleni, daje szansę na „przejażdżkę” po lianach i obcowanie z takimi egzotycznymi zwierzętami jak tukan, mrówkowiec, lemur czy leniwiec, pozwala wsłuchać się w odgłosy kokosowych orzechów i poznać plemienne zwyczaje i rytuały.
Anna Bajer, Agata Cejba i Irmina Praszyńska, pojawiające się niczym czarodziejki najpierw przy dającym się poruszać drewnianym, okrągłym stole, niemalże bez słów, ze stoickim spokojem, niespotykanym ciepłem, łagodnością i uwagą na każdy szczegół animują przestrzenią, która co i rusz odkrywa swoje nowe tajemnice. Pierwsza pojawia się już w samym prologu, kiedy znaki plemienne pojawią się też za pomocą specjalnych farbek na twarzach pogrążonych w zapatrzeniu widzów. Aktorki podchodzą do dzieci, które siedzą wraz z rodzinami na poduszkach i mogą dotknąć każdej najmniejszej roślinki, pogłaskać po sierści zwierzątko czy też spojrzeć głęboko w jego oczy. Wszystko, co się dzieje jest w tym przedstawieniu szalenie subtelne, wyważone, pozbawione jakiejkolwiek agresywności w wyrazie, co powoduje, że maluszki patrzą na ten świat z pełnym zachwytem i bez żadnej bojaźni czy niepokoju. Atmosfera bezpieczeństwa stwarzana przez aktorki jest w tym przypadku bezcenna, bo pozwala bezkolizyjnie wchodzić w stwarzaną rzeczywistość, wypełnioną harmonią i eksponującą nieposkromione bogactwo natury, która nas otacza. Alicja Morawska – Rubczak zadbała o niemal choreograficzną płynność i relaksacyjność niespiesznie toczącej się akcji, w rytmie znajdując teatralny ekwiwalent dla użytych środków aktorskich działań i kołyszących jak mantra plemiennych dźwięków. Zmysłowość i budząca przyjemność energetyczność tej realizacji, przy pozornej oniryczności, są naprawdę godne podziwu, tym bardziej, że będące w pełnej symbiozie z naturą aktorki uświadamiają nam, jak ważna jest w naszym życiu solidarność z tym, co stwarza eksoystem i jakie daje to możliwości radosnego czerpania z całego bogactwa jego nigdy do końca nie rozpoznanych zasobów.
Gdy do tego dodamy wszystkie egzotyczne brzmienia odnajdywane w muzyce Wacława Zimpela, z charakterystycznymi dźwiękami amazońskich fletów, nie trudno skonstatować, że chciałoby się w tej rozświetlonej krainie skąpanej w zieloności pozostać jak najdłużej i dalej smakować jej przyjazną soczystość – taka więź z naturą może być ozdrowieńcza w naszych relacjach rodzinno-społecznych, dlatego warto się nastojowi „Dżungli” poddać, by poczuć to, czym może być wspólnota, solidarność, przyjacielska dłoń, wzajemna życzliwość, zaufanie i miłość. Jak podziw i otwartość wobec darów Matki Ziemi może konstruować nasze patrzenie na cały świat, a w nim też na drugiego człowieka, który może być naszym bratem i siostrą.
Warto było tego wszystkiego wraz najnajami doświadczać i zapamiętać słowa pieśni pochwalnej „Pachamama”, które powinny stać się drogowskazem naszego współżycia z siłami przyrody, choć czasami niełatwej do okiełznania, to jednak karmiącej nas swymi darami i pozwalającej grzać się w słońcu.