Recenzje

W obronie kur

Joanna Fabicka: Plaża w słoiku po kiszonych ogórkach. Świat Książki, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

Takich Grażyn jest mnóstwo: nikt o nich nie pamięta, nikt o nie nie dba. Nie liczą się w przebojowym świecie, nie mają znaczenia dla nikogo – może poza ich rodzinami. Bo Grażyny, chociaż same podejmują się pracy zarobkowej, są przede wszystkim służącymi we własnych domach. Piorą, gotują, sprzątają, dbają o dorosłe dzieci i tym bardziej dorosłych mężów. Grażyny – kury domowe i szare myszki w jednym – cierpią w milczeniu, bo nawet gdyby się odezwały, nikt by nie zareagował. One mają po prostu usługiwać innym.

Joanna Fabicka sięga po bohaterkę niby stereotypową i jeszcze przez te stereotypy wyostrzoną, ale jednak boleśnie prawdziwą. Grażyna zbliża się do czterdziestki i już jest zmęczona życiem, nie ma marzeń i nie wierzy, że mogłaby cokolwiek zmienić. Czytelnicy, którzy sięgną po tom „Plaża w słoiku po kiszonych ogórkach” skuszeni obietnicą najlepszej powieści na chandrę i lekkiego czytadła będą przez pierwszą część historii mocno zaskoczeni mało optymistycznym rozwojem akcji. A nawet nie tyle akcji, co statycznych obrazków, bo długo autorka zajmuje się przedstawianiem domowej sytuacji Grażyny. Oto zatem kobieta, z którą mąż źle się obchodzi, krytykowana przez nastoletnią córkę i – z wyrzutami sumienia, że nie radzi sobie z depresją (albo psychicznym kryzysem) syna. Grażyna pracuje w domu kultury i przyzwyczajona jest do niewidzialności własnej. Sytuacja zmienia się dopiero wtedy, gdy bohaterka poznaje Andrzeja – niepokornego muzyka, który popada w konflikty z prawem, ale nic sobie nie robi z konwenansów. Grażyna zyskuje wreszcie cel życiowy: powinna założyć zespół i wziąć z nim udział w przesłuchaniach konkursowych. Do zespołu pozyskuje największych dziwaków z okolicy – dzieli ich wszystko: wiek, umiejętności, gust i upodobania muzyczne. Jednak można tu znaleźć prawdziwą, bezinteresowną przyjaźń.

Joanna Fabicka gdzieś nakreśla szansę na romans (wyłącznie jako lekarstwo na kompleksy, bo przecież nie z nadzieją na baśniowe żyli długo i szczęśliwie z niepokornym bawidamkiem), ale nie przejmuje się zbytnio szkicowaniem psychiki postaci. Opowiada szybko, z akcentem na wydarzenia, jakby chciała nadrobić statyczną rozbiegówkę. Tu już Grażyna może postępować nieracjonalnie i myśleć tylko o sobie, nikt nie będzie jej z tego rozliczał. Kobieta odzyskuje siebie. Musi jeszcze sprawdzić, co jest dla niej ważne: ramki, w które próbują ją wtłoczyć domownicy, czy może samostanowienie. Na jednej szali – rodzina. Na drugiej – szczęście. I właśnie w tej dynamicznej części historii Fabicka pokazuje, co potrafi w narracji. Sięga tu i po inteligentnie prawione złośliwości, i po dowcipy sytuacyjne, wyolbrzymia komiczne sytuacje, staje się drapieżna albo prześmiewcza, ucieka od rutyny, sięga po bezkompromisowe rozwiązania, jednoznacznie charakteryzuje bohaterów. A przy tej stanowczości, która nadaje – paradoksalnie – lekkości narracji, jest też oryginalna. Ucieka od schematów i od sytuacji, których rozwiązania łatwo się domyślić. Nie sięga po szablony z czytadeł, pozwala bohaterom żyć swoim życiem. Umie do tego dołożyć wzruszenia i celne portrety, z nutą nostalgii przedstawia siłę przyjaźni ponad podziałami, nie unika też ładnych symbolicznych gestów. To wszystko oddala wprawdzie prawdopodobieństwo, ale w tej opowieści nie prawdopodobieństwo jest ważne, a wymowa całości.

Joanna Fabicka nie zawodzi: po raz kolejny dostarcza czytelnikom rozrywki w dobrym gatunku, imponuje stylistycznym rozmachem i podejściem do oklepanych fabuł. Proponuje czytelnikom historię, która dość długo się rozkręca, ale kiedy już zyska właściwe tempo – wciąga.

 

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,