Recenzje

W otchłani zagubienia i samotności

O spektaklu „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki w reż. Karoliny Kowalczyk w Teatrze Ochoty w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Dramat Petra Zelenki, czeskiego scenografa i reżysera, pojawił się na polskiej scenie za sprawą Małgorzaty Bogajewskiej w 2003 roku w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze, wypełniając lukę w dramaturgii poświęconej młodym ludziom i zwracając uwagę na formę, która opisuje ich świat bez epatowania skrajnościami, drastycznością czy brutalizmem. Stąd zapewne wzięło się duże zainteresowanie „Opowieściami…”, w których młody człowiek musi skonfrontować się z wolnością, inną choćby od tej, będącej w posiadaniu swoich rodziców. Dodatkowym atutem dramatu był czeski humor, który w swojej pełnej ironii zjadliwości przypominał ten, który znamy zwłaszcza z wielekroć filmowanych opowiadań Bohumila Hrabala. Już w „Guzikowcach”, czarnej komedii z wyraźnymi inspiracjami Jarmuschem i Bunuelem, wyreżyserowanej przez samego dramaturga, zwracano uwagę na konstrukcję postaci, które – wydawałoby się – kontrolują swoje życiowe poczynania, a jednak nie unikają nieporozumień czy konfliktów zakończonych zazwyczaj destabilizującymi reperkusjami. Nie bez powodu wspominam w tym miejscu o filmie (zwłaszcza myślę o „Samotnych”), albowiem realizatorzy spektaklu przygotowanego na warszawskiej Ochocie sporo zrobili, by montaż żywych obrazów miał właśnie taki filmowy charakter.

Karolina Kowalczyk, również odpowiedzialna za adaptację „Opowieści…”, zaprasza widzów w Teatrze Ochoty  do  świata Zelenki bez agresywnego moralizatorstwa i bez poszukiwania ostrego okonturowywania przedstawianej rzeczywistości. Jest w tym spektaklu swoisty rodzaj lekkości, co nie przesłania jednak pytań, które w trakcie jego oglądania muszą się pojawić, a które w codziennym życiu bywają najczęściej spychane na margines lub w ogóle do strefy refleksji nie trafiają. Dzięki bohaterom Zelenki, powiedzmy od razu, że bardzo dobrze kreowanym przez zaledwie dwie aktorki i trzech aktorów (w dramacie występuje chyba ok. piętnastu postaci), mamy zatem możliwość spojrzenia na siebie niczym  w lustrze, choć mocno zdeformowanym. Młodzi protagoniści mierzą się tutaj niby z bardzo prostymi sprawami, ale tak naprawdę wcale nie błahymi, bo dotyczącymi umiejętności budowania międzyludzkich relacji w przestrzeni niczym nie poskromionej wolności. Wszak dzisiaj jest ona nieograniczona, tyle że czasami trzeba za nią słono zapłacić. W konsekwencji człowiek i tak pozostaje samotny, zagubiony i próbuje w różny sposób te uczucia i emocje zagłuszyć.

Karolina Kowalczyk przedstawia bohaterów jako ludzi wciąż poszukujących sensu swojej egzystencji, obudowując rzeczywistość zwykłymi, prozaicznymi, dobrze ogrywanymi, przedmiotami. Raz śmiesznych w swej zwyczajności, to znów tragicznych w ciągłej pogoni za choćby najmniejszym okruchem sensu istnienia, za czułością, harmonią, normalnością, bliskością, zrozumieniem, ciepłem i prawdziwym uczuciem. Ich działania i szukanie sposobów na wyjście z impasu, czyli niemożności stworzenia trwałego związku opartego na silnej więzi, tym samym walka z doprowadzającą do rozpaczy samotnością, bywają bardzo różne, niekiedy może nawet trudne do zaakceptowania, ale też w jakimś sensie żałosne, by nie powiedzieć szalone. Martyna Czarnecka (intrygująca Jana), Jan Litvinovitch (rozbrajający jako Mucha), Agata Łabno (świetna w roli Matki), Filip Orliński (jakżeż wiarygodny w swej naturalności Piotr) i Konrad Żygadło (znakomity Ojciec) bardzo dobrze wszystkie te stany na scenie uzewnętrzniają, pokazując jak bohaterom Zelenki daleko do siebie, jaką trudnością jest dla nich każda próba przezwyciężenia balastu braku akceptacji czy zrozumienia. Zarówno ta podejmowana wobec rówieśników, jak i wobec rodziców. Aktorzy w tych zmaganiach postaci z samym sobą, z przyjaciółmi, z kochankami, znajomymi, wreszcie z rodziną, bez żadnego patosu, za to barwnie i plastyczne, wiarygodnie i z pasją oddają charaktery protagonistów podejmujących niepowstrzymywany wysiłek poszukiwania głębi w międzyludzkich relacjach, a jednak wciąż nie potrafiących odnaleźć się w przepełnionej chaosem rzeczywistości, nie mogących wyjść z okowów beznadziei jaka ich wokół otacza. Zelenka rozbraja to wszystko śmiechem, który daje nie tylko wytchnienie i pozwala na zapomnienie o codzienności, ale też w zdecydowany sposób wstrząsa widzem i jeśli nawet wprawia w zakłopotanie to nie zagłuszy wymagającej zastanowienia nad osobistym biegiem i stylem życia refleksji. Zwłaszcza tej dotyczącej własnego wnętrza i wewnętrznego ja.  

Karolina Kowalczyk przygotowała przedstawienie dające możliwość delektowania się gestem, dialogiem, barwą i muzyką, które pozwala na mocne wejście w rzeczywistość bohaterów Zelenki, jednocześnie udało jej się wziąć w inteligentny nawias to wszystko, co ich światem rządzi i jednocześnie jest kanwą samego tekstu, jego specyficznej poetyki i stylistycznej oryginalności.

fot. Artur Wesołowski / IG @arturwesolowski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,