Recenzje

W restauracyjnym Mordorze

O spektaklu „Zaklęte rewiry” Henryka Worcella w adaptacji i reżyserii Adama Sajnuka w Teatrze Telewizji pisze Krzysztof Krzak.

Pierwsza tegoroczna premiera w poniedziałkowym Teatrze Telewizji to (znów) przedstawienie nie do końca oryginalne, bowiem „Zaklęte rewiry” Henryka Worcella w adaptacji i reżyserii Adama Sajnuka funkcjonują na teatralnej mapie Polski od blisko dwunastu lat.

Premiera tej jedynej, jak do tej pory, teatralnej inscenizacji powieści Worcella odbyła się we wrześniu 2011 roku w Teatrze Konsekwentnym przemianowanym później na Teatr WARSawy. Przed Adamem Sajnukiem po ten quasi autobiograficzny utwór Tadeusza Kurtyki (Henryk Worcell to jego pseudonim literacki) sięgnął w latach 70. ubiegłego wieku Janusz Majewski, kręcąc na jej podstawie film ze świetnymi rolami Romana Wilhelmiego i Marka Kondrata. W rolę graną przez tego ostatniego, czyli Romana Boryczki, w przedstawieniu Adama Sajnuka wciela się Mateusz Banasiuk, nagrodzony za tę kreację Feliksem Warszawskim dla początkującego aktora w 2012 roku.

Onże Romek Boryczko, kilkunastoletni wiejski chłopak, zatrudnia się jako pomywacz w restauracji ekskluzywnego hotelu „Pacyfik” w Krakowie. Panują w niej ściśle określone zasady, przestrzegana jest hierarchiczność pozycji zajmowanej w tym specyficznym restauracyjnym świecie, charakterystyczna dla lat trzydziestych XX wieku, kiedy to toczy się akcja „Zaklętych rewirów”. Ufny, a może nawet naiwny, młodzieniec szybko się przekonuje, że w tym kolorowym, błyszczącym świecie (stworzonym w spektaklu przez Katarzynę Adamczyk) trudno liczyć na przyjaźń czy poszanowanie własnej godności. Tu raczej trzeba toczyć nieustanną walkę o przetrwanie i wszelkimi sposobami nie przegrać tego bezpardonowego wyścigu szczurów. Romek ma dwie możliwości funkcjonowania w tym, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, korporacyjnym świecie Mordoru, gdzie mobbing zdaje się być na porządku dziennym. Albo przyjąć zasady wojskowego niemal drylu pełnego przemocy i upokorzeń, albo się mu sprzeciwić, ocalając własną godność. Bohater grany bardzo oszczędnymi środkami wyrazu przez Mateusza Banasiuka (aktor wiarygodnie pokazał dojrzewanie swojej postaci, jej metamorfozę), mimo szybkiego zdobywania kolejnych stopni awansu, nie chce się upodobnić do psychopatycznego Ludwika Fornalskiego (bardzo przekonujący Mariusz Drężek), który brutalnie wyżywa się na podległych sobie kelnerach, by w ten sposób zrekompensować swoje lata upokorzeń, brak rzeczywistego awansu w hierarchii społecznej. I ku widocznej zazdrości swego gnębiciela podejmuje walkę o siebie.

Telewizyjne „Zaklęte rewiry” są przedstawieniem dość udanym, o dynamicznym tempie (podkręcanym dixielandową muzyką Igora Spolskiego i Michała Lamży), zróżnicowanej stylistyce (od groteski, poprzez dramat psychologiczny po elementy kabaretowo–estradowe z ciekawą choreografią Jarosława Stańka) i sprawnie zagranym przez cały, niemal wyłącznie męski, zespół aktorski (wyróżniłbym jeszcze Mateusza Znanieckiego w poruszającej roli Henka i Stanisława Banasiuka w zróżnicowanych rolach klientów restauracji). Niestety, poczynione w adaptacji telewizyjnej skróty (przedstawienie teatralne trwało ponad 2 godziny, z których dla potrzeb TVP wykrojono – z napisami – 83 minuty) spowodowały, że na ekranie często panuje chaos, brak logicznego ciągu wydarzeń i pełniejszego obrazu poszczególnych postaci. Szkoda, tym bardziej, że tak zwana telewizja publiczna nie szczędzi czasu dla propagandowych gniotów.

Fot. Arsen Petrovych / TVP

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,