Sarah J. Maas: Królestwo popiołów. Część II. Foksal, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Lubi Sarah J. Maas filmowe sceny, ale nie pamięta o tym, że podobne rozwiązania źle przekładają się na literaturę. Co z tego, że w drugiej części „Królestwa popiołów” stawiać będzie na monumentalne kadry, obrazki, w których do walki zaprzęga się całe gatunki magicznych istot – jeśli to wszystko dla czytelników wygląda bezbarwnie, bo nie da się zaangażować ich w przedstawiony świat emocjonalnie. Miała być wielka powieść (podzielona na dwie części, drugi tom jest jednocześnie „finałowym”), ale wyszło niewiele, przynajmniej jeśli chodzi o przeżycia literackie.
Sarah J. Maas chce przede wszystkim opowiadać szybko. Zamiast nabudować klimat, wciągnąć odbiorców w historię i utożsamić ich z bohaterami, albo przynajmniej sprawić, że znajdą wspólny język i wspólne ideały, od razu proponuje szereg wyzwań, walk i starć. Niby można poobserwować, funkcjonować na zewnątrz i tylko biernie przyglądać się decydującym rozstrzygnięciom – ale po co. Tego Maas nie wyjaśni, nie uzasadni konieczności skupienia się na fabule. Zamierza dostarczać odbiorcom silnych wrażeń, zapomina jednak o tym, że potrzebne jest w podobnym wypadku współodczuwanie, bez tego trudno przekonać czytelników do śledzenia losów postaci. W „Królestwie popiołów” króluje mrok, druga część wiele pod tym względem nie zmienia – w stosunku do pierwszej części jest tu jednak nieco mniej indywidualnych rozterek, bohaterowie raczej skupiają się na ogromnych bitwach – a w takim ujęciu ciężko będzie o dramaturgię na poziomie jednostek. Ta jest niezbędna, nawet przy rozłożystych narracjach – o tym Sarah J. Maas wyraźnie zapomniała. O ile w pierwszej części można było jeszcze odkryć ślady indywidualnych sojuszy czy porozumień, o tyle w drugiej – mogą się pojawić pełne strategie (i ich konsekwencje), a o bohaterach powołanych do istnienia jako przewodnicy po rzeczywistości literackiej autorka zapomina. A jeśli już proponuje drobne scenki z ich udziałem – nie będzie mogła stworzyć atmosfery potrzebnej do zainteresowania się problemem, to jedynie migawka, sposób na zapełnienie miejsca.
„Królestwo popiołów. Część II” oznacza zatem zestaw scen widowiskowych i zanurzonych w magiczności, zupełnie jakby autorka wierzyła, że sama obecność magii zagwarantuje jej uwagę czytelników. Tak się jednak nie dzieje, brakuje tu czegoś, co pozwoliłoby przede wszystkim uwierzyć w kreowany świat. Nie wystarczy zebrać pomysły na wykorzystywanie czarów – i istoty, które tymi czarami się na co dzień posługują. Zwłaszcza że Sarah J. Maas rezygnuje też z literackiej narracji, nie bawi się opisami, sprawia raczej wrażenie, jakby chciała jak najszybciej rozliczyć się z tego, co wymyśliła – i prezentować kolejne punkty konstrukcyjne akcji. A żeby nadać książce objętości, wprowadza niekoniecznie wiele znaczące wymiany uwag między postaciami. Tak, że bohaterowie żyją sobie w swoim świecie i nie odgrywają przedstawienia dla odbiorców, w ogóle nastawienia na tych odbiorców w tomie nie ma. „Królestwo popiołów” do końca jest historią, która zwyczajnie przelatuje przed oczami – i nic się z nią dalej nie dzieje.