„Zemsta nietoperza” to absolutna klasyka gatunku, wspaniała muzyka, błyskotliwe libretto i znakomite wokalne kreacje na najwyższym poziomie trudności – mówi Joanna Tylkowska-Drożdż*, odtwórczyni roli wytwornej i pełnej wdzięku Rozalindy. O budowaniu swojej partii, wyzwaniach, jakie stawia przed śpiewaczką, zabawie na scenie oraz o samej operetce, która, wbrew opiniom niektórych, jest niełatwym gatunkiem scenicznym, z solistką Opery na Zamku w Szczecinie rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak:
Już w ten weekend w Operze na Zamku w Szczecinie pojawi się „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa (syna), jedna z najbardziej lubianych operetek. Wraca Pani na scenę teatru po wielu miesiącach jako Rozalinda. Ogromne emocje? Trema razy dwa, razy trzy?
Joanna Tylkowska-Drożdż:
Trema? Nie, nie, to raczej radosne oczekiwanie na spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi – widzami, więc tremy być nie może (uśmiech). Bardzo się cieszę, że będziemy znowu występować. Przez ostatnie miesiące, czekając na ten dzień, starałam się zachować formę wokalną.
Pamięta Pani swój „pierwszy raz” jako Rozalinda?
Tak, to był piękny, ciepły wieczór w szczecińskim Teatrze Letnim. Spektaklowi towarzyszyła zupełnie inna atmosfera niż zazwyczaj, ponieważ spektakle plenerowe kierują się trochę innymi prawami, szczególnie jeśli chodzi o kontakt z publicznością. Pamiętam, że miałam niewiele prób przed debiutem w roli Rozalindy, co zawsze oznacza więcej stresu, ale moja praca zaowocowała nominacją do nagrody w plebiscycie Bursztynowy Pierścień, nagrody, która jest dla mnie największym wyróżnieniem, ponieważ przyznaje ją publiczność. Myślę, że wszyscy dobrze się bawiliśmy tego wieczoru. Dla mnie był na pewno wyjątkowy (uśmiech).
A emocjonalnie?
Emocje są bardzo ważną częścią każdego spektaklu, są również niezbędne podczas budowania roli. W moim przypadku zawsze są bardzo intensywne, chociaż staram się tego nie pokazywać. Stres i euforia to bardzo intensywne połączenie (uśmiech). Nie ukrywam natomiast, że cenię role operetkowe, gdyż są dużym wyzwaniem, wymagając sprawności na wielu płaszczyznach sztuki, czyli artystycznej wszechstronności. Znam jednak artystów, którzy mniej cenią ten gatunek i występują wyłącznie w spektaklach operowych nazywając żartobliwie operetkę „muzą podkasaną”.
Do rzekomo „podkasanej muzy” za chwilę więc wrócimy. Ale najpierw – czym ujęła Panią ta operetka? I sama Rozalinda?
„Zemsta nietoperza” to absolutna klasyka gatunku, wspaniała muzyka, błyskotliwe libretto i znakomite wokalne kreacje na najwyższym poziomie trudności. Operetka w żartobliwy, błyskotliwy sposób, pokazuje życie codzienne wiedeńskiej burżuazji w drugiej połowie XIX wieku, tym czasie w historii, który bardzo lubię. Szczecińska realizacja operetki w tradycyjnej, historycznej konwencji, to naprawdę wspaniała propozycja dla publiczności i artystów. Mistrzowska jest również prezentowana historia… Nie chciałabym zdradzać wszystkich sekretów libretta „Zemsty nietoperza”, ale dla tych z Państwa, którzy nie znają: to operetka o bardzo zmyślnym żarcie, „zemście” na przyjacielu, który kiedyś również posłużył się żartem wobec tytułowego nietoperza. Pokojówka udaje panią, pani – węgierską princessę… We wszystko zamieszany jest rozśpiewany Alfred, artysta o prawdziwie włoskiej, tenorowej duszy…. Dużo poczucia humoru i wspaniała muzyka Johanna Straussa (syna), melodie, które znają wszyscy. Na chwilę przenosimy się do świata, którego już nie ma, który wydaje nam się bardziej wytworny niż ten, w którym obecnie żyjemy.
Rozalinda, to prawdziwa diva operetkowa w najlepszym stylu: wytworna dama, elegancka i światowa, a jednocześnie sympatyczna, wrażliwa i nadopiekuńcza wobec męża Gabriela von Eisensteina i nadal chyba trochę nieodporna na czar, wdzięk i wspaniały głos wspomnianego wcześniej Alfreda – jej wiernego adoratora…. Podsumowując, oprócz wspaniałych fraz, lubię również ogromne poczucie humoru mojej bohaterki i jej sceniczną oraz wokalną elegancję. Wiele znanych i cenionych na świecie artystek podejmuje się śpiewania tej partii. Osobiście uważam, że wśród wymarzonych ról śpiewaczek, partia Rozalindy musi się znaleźć (śmiech)!
Czyli można dobrze się bawić będąc na scenie? Czy zabawę artysty siłą rzeczy unicestwia profesjonalizm?
Absolutnie nie! Jedno nie przekreśla drugiego, jeśli oczywiście zostaną zachowane właściwe proporcje wszystkich elementów. Profesjonalne zaangażowanie w pracę na scenie, to oczywiście podstawa, musimy jednak pamiętać, że śpiew to przede wszystkim pasja i radość, które doskonale wpisują się żartobliwy charakter operetki. Atmosfera na scenie zawsze staje się w końcu udziałem publiczności, która odwiedza teatr, żeby spędzić wyjątkowy wieczór w wiedeńskim stylu.
Jak Pani budowała tę rolę?
Rola Rozalindy jest dla mnie wspaniałym, ambitnym wyzwaniem wokalnym, aktorskim interpretacyjnym. Ponieważ, tak jak już wspomniałam, nie miałam wielu prób przed debiutem w tej roli (przebiegu spektaklu uczyłam się oglądając płytę z nagraniem szczecińskiej inscenizacji), wiedziałam, że muszę być doskonale przygotowana pod każdym względem, łącznie ze znajomością zmian kolejności scenografii i partii wszystkich kolegów na scenie. To był bardzo duży wysiłek. Warto było jednak pracować. Partia Rozalindy pod względem wokalnym wymaga bardzo rozległej skali głosu, prezentacji legato, dynamiki, stylu i frazowania charakterystycznego dla operetkowej twórczości wiedeńskiej. Nie zapominajmy również o biegłości głosu, niezbędnej podczas śpiewania perlistych koloraturowych fraz. Śpiewaczka wykonująca partię Rozalindy przebywa na scenie przez większość spektaklu, co wymaga dobrej kondycji i uśmiechu pomimo oczywistego zmęczenia. Nieodzowne jest także odpowiednie przekazanie tekstu mówionego, w zakresie dykcji i emocji. To naprawdę wymagająca, ale bardzo wdzięczna rola.
Jak się pracowało z reżyserką, szczecińskiej „Zemsty nietoperza” Jitką Stokalską?
Niestety nie miałam przyjemności wzięcia udziału w przygotowaniach i spektaklach premierowych, dlatego spotkałyśmy się zaledwie kilka razy. Miałam za to przyjemność współpracować z panią reżyser w późniejszej realizacji – operze „Napój miłosny”. I bardzo miło wspominam ten czas.
Czyli przygotowywała się Pani bez pomocy reżyserki? Naprawdę?
Pomoc reżysera jest zawsze nieoceniona, niestety nie zawsze możliwa. Spektakl był wspaniale, logicznie i czytelnie przygotowany. Dostałam nagranie, na podstawie którego mogłam przygotować się do prób. Takie postępowanie jest uznane i praktykowane we wszystkich teatrach operowych na całym świecie, gdzie przecież regularnie zmieniają się obsady solistów. Mogłam liczyć na pomoc i wsparcie asystenta reżysera, znanego i cenionego przez szczecińską publiczność artysty pana Wiesława Łągiewki. Obejrzałam także chyba wszystkie dostępne inscenizacje „Zemsty nietoperza”, co również było wielką pomocą podczas budowania postaci, tworzeniu jej bardzo indywidualnej, osobistej interpretacji.
Czy Pani rola przez te blisko osiem lat ewoluowała, coś się w niej zmieniło, coś trzeba było poprawić?
Role dorastają, dojrzewają i zmieniają się razem ze śpiewakami i publicznością, która obserwuje, uczestniczy i ocenia ten proces. Z jednej strony jest to wspaniałe, emocjonujące uczucie z drugiej trochę smutne, bo nieuchronne (śmiech). Wszystkie doświadczenia: i te muzyczne, i te codzienne, życiowe mają wpływ na rozwój osobowości śpiewaka, brzmienie jego głosu i kierunek, w którym będzie podążał jego rozwój. Na każdym etapie życia artystycznego kierujemy się nowym zbiorem doświadczeń. Najważniejsze jest to, by rola była szczera, autentyczna, przekonująca i spójna z wizją kompozytora i reżysera. Przez ostatnie lata rozbudowałam rolę Rozalindy o kolejne doświadczenia artystyczne.
Czyli teraz Rozalinda w wykonaniu Joanny Tylkowskiej-Drożdż to już prawdziwe mistrzostwo?
O nie, (śmiech), nie mistrzostwo. Mistrzostwo to stan, do którego dąży się całe życie… Na każdym etapie pracy staram się, aby bohaterka Straussa była autentyczna i spójna ze mną, przekonująca, zabawna i prawdziwa. Niczego nie udaję.
Ta pierwsza nie była prawdziwa?
Była, oczywiście. Ale to było prawie osiem lat temu. Przez ten czas mnóstwo się wydarzyło i to ma wpływ na to, jak patrzę na świat. Wrażliwość połączona ze świadomością pozwala „nałożyć” i dopasować rolę na swoją osobowość jak dobrze skrojoną kreację.
Czym się różni praca przy kreowaniu roli w operze i operetce?
Opera i operetka mają wiele wspólnych cech, ale również istotne różnice, które sprawiają, że przygotowanie roli wymaga zaakcentowania innych predyspozycji artystycznych. W przypadku operetki niezbędne są umiejętności takie jak: doskonała prezentacja tekstu mówionego, połączenie śpiewu z układem choreograficznym, naturalna umiejętność utrzymania tempa akcji i przekazywania żartobliwych puent podsumowujących akcję sceniczną. Bardzo ważne są również tzw. warunki sceniczne, czyli określony typ urody i budowy ciała, podkreślający charakter postaci na scenie. Niezwykle istotne jest również poczucie humoru, dystans do siebie i radosna osobowość (uśmiech).
Czyli własne szczęście i poczucie humoru pomagają na scenie?
Oczywiście! Myślę, że uśmiechnięty, szczęśliwy i spełniony człowiek każdą pracę wykonuje chętniej i dużo lepiej. Dotyczy to również artystów, którzy przecież z „natury i przeznaczenia” odbierają świat niezwykle osobiście i intensywnie. Na szczęście w Operze na Zamku lubimy się uśmiechać i jest to – proszę mi wierzyć – tylko jeden z wielu powodów, który gwarantuje, że publiczność spędzi naprawdę wyjątkowy wieczór oglądając „Zemstę nietoperza”. Serdecznie zapraszam!
*Joanna Tylkowska-Drożdż
Związana z Operą na Zamku od 2005 r. jako śpiewak – solista. Absolwentka Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Bydgoszczy oraz studiów podyplomowych z zakresu Historii Sztuki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 2010 jest pedagogiem Akademii Sztuki w Szczecinie, w 2012 obroniła pracę doktorską na temat postaci kobiecych w operach Mozarta. Kunszt wokalny doskonaliła uczestnicząc w międzynarodowych kursach mistrzowskich prowadzonych przez prof. R. Karczykowskiego, prof. A. Pearce, prof. Ch. Elssnera, a także Festiwalach Muzycznych (m.in. Kangasniemi Music Festival – Finlandia, Międzynarodowy Festival Muzyki Wiedeńskiej – Wrocław, Festival „Dotknięcie Żywiołów” – Kraków). W 2003 r. Joanna Tylkowska-Drożdż debiutowała w szczecińskiej Operze na Zamku partią Paminy w „Czarodziejskim flecie” W.A. Mozarta. Współpracuje również z Operą Krakowską („Traviata” Verdiego, „Rigoletto” Verdiego, „Halka” Moniuszki, „Orfeusz i Eurydyka” Glucka) oraz Teatrem Wielkim w Poznaniu („Paria” Moniuszki). Wzięła udział w wielu ważnych projektach koncertowych (m.in. gali Opera Night w Szanghaju, gdzie wystąpiła z solistami Shanghai Grand Theatre), spektaklach operowych oraz operetkowych. Z zespołem Opery na Zamku odbyła kilkukrotne zagraniczne tournée po krajach Europy, m.in. w Belgii i Holandii („Wesele Figara” W.A. Mozarta, „Lunatyczka” V. Belliniego, „Fidelio” L. van Beethovena), w Hiszpanii („Kawaler Srebrnej Róży” R. Straussa) oraz w Niemczech, („Wiedeńska krew” J. Straussa, „La serva padrona” G.B. Pergolesiego).
fot. Łukasz Szełemej