„Nie książka zdobi człowieka” Seymoura Blickera w reż. Giovanny’ego Castellanosa w Teatrze Kwadrat w Warszawie – pisze Karol Mroziński.
Typowa komedia omyłek, prosta i zabawna, widzieliśmy to wiele razy. Czy to może się udać po raz wtóry i to na deskach teatru…? Kanadyjski autor zdaje się oglądał seriale z lat 90. i wie, że do klasycznej konstrukcji trzeba dodać kilka elementów, które zamieszają całość jak w dobrze gotującym się kotle.
Ta historia to po części dramat psychologiczny. U jego początku wybuch paniki, udzielający się debiutantowi (Andrzej Nejman). Całą swoją energię przelał biedak na papier i w przeddzień premiery zaczyna mu brakować tej najważniejszej – wiary we własne siły. Jego pierwsza powieść jest lustrzanym odbiciem skrywanego wnętrza, tym, co on sam o sobie wie i myśli. A to uruchamia lawinę pytań. Czy książka jest dobra sama w sobie? Czy nie jest nudna, a zakończenie – aby niezbyt niejednoznaczne? Strach przed zdemaskowaniem kompletnie go paraliżuje. Namawia najlepszego przyjaciela (Paweł Małaszyński) do małego przekrętu, który otwiera furtkę ku najbardziej poplątanej przygodzie ich życia.
Ta historia to po części romans. Przyjaciel zakochuje się, co kompletnie zmienia ustalone wcześniej reguły gry. Boi się, ale już inaczej. To ten rodzaj strachu, który tłumaczy nam, jacy kiedyś byliśmy, jacy moglibyśmy być, ale nie możemy, bo jesteśmy wierni przyjaźni. Teraz obaj są równie umoczeni w grę, której dali początek. Dwóch prostych chłopaków w przedsionku wielkiego świata – biznesu i sztuki w Nowym Jorku. Nawet oni sami nie przypuszczali, jak łatwo było nałożyć maskę i odgrywać swoją rolę niczym aktor w teatrze.
Ta historia jest po części jak dreszczowiec. Kiedy mówimy o pokoju hotelowym, na myśl przychodzi bukiet kwiatów, lśniące butelki drogiego alkoholu, przygaszone światło. To też tu znajdziemy, ale drzwi otwierają się często, trzeba być w pełnej gotowości, pamiętać, co się komu nakłamało, umiejętnie łączyć skrawki w jedną całość. Prosta konstrukcja rodem z serialowych „Lokatorów” gdzieś się rozmywa, a widz może z przyjemnością odetchnąć z ulgą. Coś, co zapowiadało się jak prosta komedyjka, zostało doprawione dodatkami, których nie powstydzą się wielbiciele Katarzyny Bondy.
Jaki będzie finał? Czy nastąpi szczęśliwe zakończenie? Będzie jak hazard… Do was, drodzy widzowie, należy rola naocznego świadka. Tylko odwiedzając Teatr Kwadrat w Warszawie, możecie dowiedzieć się, kto postawi wszystko na jedna kartę.