Recenzje

widz_trebicki(nie)poleca – CIRCUS KAFKA

O spektaklu „Circus Kafka” na motywach książki Remigiusza Grzeli w reż. Michała Walczaka w Teatrze Żydowskim w Warszawie pisze Robert Trębicki.

Zapoznawszy się z kanwą scenariusza i słuchając przedpremierowych zapowiedzi, nastawiałem się na wielkie widowisko musicalowe. Obejrzałem „Circus Kafka”, i niestety, z przykrością muszę przyznać, że musicale w Warszawie tak naprawdę grane są tylko w Syrenie, w Rampie i w Romie, a widowisko w teatrze Żydowskim przypomina raczej śpiewogrę rodem z teatrzyków ogródkowych. Już w pierwszej piosence raziły moje uszy koszmarne błędy intonacyjne, które – a stwierdzam to z przykrością – zdarzały się w tym spektaklu w większości solowych piosenek, co raczej trudno jest zaakceptować w zespole profesjonalistów. Jakość  skomponowanych piosenek, jak i ich dość przeciętnych tekstów, również nie przyprawia o zawrót głowy. Najlepiej wypadają kompozycje w wykonaniu zbiorowym, choć – powiedzmy szczerze – nie jest to mistrzostwo świata, ale przynajmniej nie rażą intonacyjną nieczystością.

Jeśli chodzi o warstwę aktorsko-tekstową to zmęczyło mnie w tym przedstawieniu nadużywanie krzyku i „kwadratowe” bon moty typu: Georg zagrasz Hamleta – Georg nie chce grać OMLETA. Nie do końca satysfakcjonują też przerysowane do przesady postaci, a libretto, będące  zlepkiem dialogów i historyjek, z akcją zmieniającą się jak w kalejdoskopie, nie wiadomo jednak dlaczego raz jej miejscem jest czeska, a raz warszawska Praga, wydaje się być niekonsekwentne i doprowadza do dość niespodziewanego, bo nie wynikającego z przebiegu przedstawienia finału. Z zespołu aktorskiego na uwagę zasługują Sabina Drąg (Flora Klug), Michał Słomka (Max Brod) i Piotr Sierecki (Harry Houdini) – ich interpretacje i aktorskie i muzyczne podobały mi się najbardziej. Ale braw końcowych starczyło zaledwie na trzy wyjścia.

Podsumowując: tak jak na inne musicale na warszawskich scenach poszedłbym jeszcze chętnie kilka razy, tak na ten spektakl wolę spuścić zasłonę milczenia. Szkoda mi było straconego czasu. I na koniec jeszcze jedna uwaga – Teatr Żydowski to chyba jedyny teatr w Warszawie, który nie reaguje na robienie zdjęć i filmów podczas trwania spektaklu, więc jak macie ochotę zrobić sobie w jego trakcie selfie z Waszym ulubionym aktorem, to walcie jak w dym.  Nikt nic Wam nie powie i z tego powodu nie zrobi. Co stwierdza ze zdumieniem Wasz maniakalny teatroman, niemal codzienny widz, Robert Trębicki.

Fot. Marek Zimakiewicz

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,