O spektaklu „Gra” wg Theodora Holmana w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Garnizon Sztuki w Warszawie pisze Robert Trębicki.
Do eleganckiego apartamentu młodej, ale mocno już rozchwytywanej i bogatej aktorki, gwiazdy seriali i celebrytki (Julia Wieniawa), przychodzi dziennikarz (Adam Woronowicz) kompletnie niezorientowany w kwestach filmu i popularności, jaką on może przynieść. Wszak na co dzień zajmuje się polityką. Jednak próbuje przeprowadzić wywiad, a przynajmniej wyciągnąć z rozmówczymi jakieś sekrety czy smaczne kąski.
Z racji wieku i doświadczenia wykonawców można by rzec, że to jakby trochę spotkanie „pięknej i bestii”. Reżyser Norbert Rakowski dołożył wszelkich starań, by spektakl autentycznie budził ciekawość, zainteresowanie i zmuszał do uwagi. Na widowni panuje absolutna cisza, bo z każdą chwilą przedstawienia dostajemy coraz większą ilość różnorodnych emocji, będących jakby nawiązaniami do otaczającej nas rzeczywistości; chwilami można odnieść wrażenie, że miedzy protagonistami dochodzi wręcz do walki, która zastępuje zwykłą rozmowę. Rozpoczyna się zatem, niczym wojna, prawdziwa „gra” – może nie do końca uczciwa i nie do końca zrozumiała. To nie jest grzeczny wywiad z filmową gwiazdką, a raczej słowna rzeź wkraczająca w obszary mocno osobiste i bardzo prywatne. Jesteśmy w absolutnym środku wydarzeń, w trakcie których role powoli się zmieniają, a bestią staje się młoda aktorka. Jest to okraszone mnóstwem przekleństw, zwłaszcza ze strony dziewczyny, które jednak ku mojemu zdziwieniu zupełnie nie rażą. Do tego świetna ilustracja muzyczna, która towarzyszy nam właściwie przez cały czas, podgrzewając lub studząc atmosferę tego niecodziennego spotkania i dając widzom odrobinę wytchnienia.
Nawet jeśli na początku zestawienie debiutującej w teatrze Julii Wieniawy (bardziej znam ją z idiotycznych plotkarskich doniesień) z wytrawnym teatralnym wygą Adamem Woronowiczem (zachwycające role w spektaklach „Inni ludzie”, „Ewelina płacze” w TR Warszawa czy w „Depresji Komika” w Teatrze Polonia) wydawało mi się połączeniem mocno zastanawiającym i zaskakującym, to jednak po obejrzeniu przedstawienia chylę czoła i biję brawo dla tej nieoczekiwanej decyzji. Wiadomo, Woronowicz nawet jak milczy czy tylko stoi z rękami w kieszeniach jest zawsze doskonały, stąd myślę, że Wieniawie, przy wydatnej pomocy tego wybitnego aktora, udało się pokazać nie tylko dużą radość grania, ale i spore aktorskie umiejętności. Być może było jej łatwiej, bo ta smutna historia zdaje się być opowieścią o niej samej, ale naprawdę doceniam to, co zaprezentowała na scenie i czekam na kolejne spektakle z jej udziałem. Połączenie szaleństwa młodości i seniorskiego doświadczenia stworzyło w tym spektaklu bardzo udaną całość. Tym bardziej, że zakończenie jest tak mocno zaskakujące i tak przewrotnie nieprawdopodobne, że spotkanie „pięknej i bestii” staje się szalenie realne. Dlatego gorąco wszystkim polecam, by ten duet koniecznie na scenie zobaczyć.
fot. mat. teatru