O spektaklu „Jak być Polakiem i niedrogo za to zapłacić” Mateusza Lewandowskiego, Karoliny Norkiewicz i Michała Sufina w reżyserii Michała Sufina w warszawskim Klubie Komediowym pisze Robert Trębicki.
Kolejna wizyta w Klubie Komediowym i znowu przynajmniej piętnastominutowe opóźnienie, ciągle te same piosenki The Zombies, ciasno ustawione krzesła na widowni, tradycyjne, spektakularne przywitanie przez dyrektora Michała Sufina, brzęk przewracanych butelek po piwie tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że wybierając teatralny spektakl przy Placu Zbawiciela nie ma co się zastanawiać czy przedstawienie będzie dobre. Dobre to ono nigdy nie będzie. W przypadku przybytku na Nowowiejskiej zawsze jest pytanie: czy będzie bardzo dobrze, czy znakomicie?!
Najnowszy „teatralny show” autorstwa Michała Sufina, Karoliny Norkiewicz i Mateusza Lewandowskiego udowadnia, że jeśli chodzi o mądrą, narodową komedię, dobrą, inteligentną zabawę ta scena nie ma sobie w Warszawie równych. Na Nowowiejskiej nie usłyszysz politycznych bredni, nie ma prostackiego stand-upu, nie ma żenującego rechotu rodem z telewizyjnych kabaretów. Jest Teatr!
Kolejny raz dostajemy wciągającą historię, tym razem o poszukiwaniu sedna polskości, pełną niespodzianek i celnych spostrzeżeń, aluzji na temat otaczającej nas rzeczywistości. To spektakl o nas Polakach, pełen punktowanego cwaniactwa, idiotyzmu, bezinteresownej zawiści, braku kompletnego porozumienia i sprawczej niemocy. I najważniejsze, ile to nas tak naprawdę kosztuje. Napisane to jest przepięknym językiem z mnóstwem przedziwnych skojarzeń lingwistycznych, starych słów z nowymi znaczeniami, których bez wizyty w zacnej piwnicy nigdy bym sam nie odkrył: „błazen nadnarodowy”, „uczestnik powstawania”, „bezradnik inteligenta”, „kebab arcypolski” – toż to prawdziwe perły językowe, a podane w tak doborowej obsadzie aktorskiej smakują wyśmienicie.
Znakomity jest, ale to już w klubowych realizacjach norma, Szymon Roszak. Uwielbiam te jego wszystkie aktorskie zdziwienia, niedowierzania, komentarze, niekiedy dodawane ad hoc i jego dżentelmeński magnetyzm w scenach damsko-męskich. Cóż, cały ON! Kapitalna, przeurocza jest Monika Pikuła, która sporo namieszała mi w głowie, bo przecież widziałem ją już nie raz na deskach położonego nieopodal Współczesnego, ale tu oszałamia wprost kobiecością, urokiem i absolutnie życiowym, mądrym, damskim podejściem do prób załatwienia ważnych spraw. Fantastyczny jest Mateusz Lewandowski – w swoim stylu robi z widzami co chce, czy to jako coach od spraw życiowych, czy psychopata od wielkich pieniędzy. To poza tym wybitny umysł skojarzeniowy, potrafiący wyłuskać na widowni osobę do przeprowadzenia scenicznej sytuacji, ku uciesze reszty widowni i w sumie samego wywołanego. Listę nazwisk dopełnia absolutnie rewelacyjna Magdalena Smalara, która bez zbędnej spiny pokazuje rewelacyjne aktorskie show! Operowy śpiew, nauczycielski wrzask czy cichutkie, delikatne „spierdalaj” zagrane są na fenomenalnym luzie, z przymrużeniem oka, lecz bez lekceważenia marnych rozmiarów sceny. W każdej z wykonywanych ról (rybak z Podlasia, brafitterka w kolejce do urzędu, partyjna agitatorka) widzę pasję i aktorski żar, którego tak mi brakuje na wielu stołecznych scenach.
Jedno mnie jednak wciąż trapi – nie dostałem odpowiedzi czy pomidorową podawać z ryżem, czy z kluseczkami? I do której grupy polactwa bym należał, bo najbardziej lubię bez niczego – sam gorący płyn w kubku. Może państwo się dowiecie w kolejnych odsłonach tego brawurowego spektaklu, który trzeba koniecznie zobaczyć. W imię narodowej polskości.