Klub Progresja znów udowadnia, że jest najbardziej wszechstronnym klubem muzycznym w Warszawie. Na jego deskach oglądałem wiele koncertów spod znaku ciężkiego i bardzo ciężkiego metalu, zwykłego rocka, muzyki elektronicznej, poezji śpiewanej, słodkiego chill‘outu czy modnego hip-hopu. Teraz poznałem kolejny gatunek: słowiański, pogański folk… – i szczerze mówiąc mocno mną „pozamiatało”. Zespół Percival dosłownie wbił mnie w ziemię, tak, że nie byłem się w stanie ruszyć z miejsca i chłonąłem widowisko całym sobą.
„Wild Hunt Live” to projekt założycieli zespołu Percival, który powstał, gdy pojawiło się zlecenie uczestnictwa przy przygotowaniu muzyki do gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. Gra z nadwiślańskiego kraju okazała się wielkim światowym przebojem, a tym samym twórczość zespołu Percival obiegła cały świat. Wczoraj miałem okazję dopomóc w dotarciu na koncert panom z Litwy i Chin, którzy, zagubieni w meandrach gogle maps, stali z nieszczęśliwymi minami pod klubem, gdy trzeba było dotrzeć na Letnią Scenę Progresji; zatem i publiczność była tym razem międzynarodowa – Chińczyka nauczyłem słowa Wiedźmin, zdałem też mu relację z tego, jak tydzień temu grał w Progresji zespół Vader, który 15 lat temu nagrał promocyjną piosenkę do jego ulubionej gry.
A co na scenie? Na scenie zobaczyłem i usłyszałem całą ścieżkę dźwiękową wraz z wizualizacjami z popularnej gry na wielkim ekranie. Świetne animowano-elektroniczne opowieści mocno mnie wciągnęły. Szczerze mówiąc, gry akcji w ogóle mnie nie interesują, tym bardziej więc byłem zdumiony, gdy widzowie obok wykrzykiwali w pierwszych taktach tytuły piosenek, czy chóralnie odśpiewywali co piękniejsze fragmenty kolejnych pieśni. Nie mogłem wprost uwierzyć, że piosenki pochodzące z serii gier RPG, mogą być śpiewane przez publiczność, i to w zdecydowanej większości przez piękne dziewczyny, co również było dla mnie ogromną niespodzianką kulturową. Bo jakże to tak? – opowieści o ścinaniu głów, wyrywaniu serca, generalnie mówiąc mocnej nawalance, podobają się przedstawicielkom cnót niewieścich? Wprawiło mnie doprawdy to w doskonały humor.
Wszystkie elementy tego widowiska są na swoim miejscu, przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, na scenie nie ma widocznych, tak jak na wszystkich innych koncertach, butelek z wodą, piwem czy whiskaczem, tutaj artyści popijają płyny zdrowotne z wielkich drewnianych kielichów, siedząc na struganych zydelkach, przykrytych gdzieniegdzie owczą skórą. Zatem słowiański folk pełną gębą, zaśpiewy rodem z zapomnianych przez cywilizację wsi, instrumenty też w tym klimacie. Cudownie się tego słucha – podziw budzą znakomite aranżacje, świetne instrumentarium, doskonałość przeszywających na wskroś głosów. Dodatkiem do świetnej muzyki są równie zachwycające taneczne popisy, graniczące z akrobacją, w wykonaniu Teatru AVATAR z Legnicy. Wnoszą one do widowiska również sporą dawkę humoru.
Dwie godziny spędzone w Progresji minęły niepostrzeżenie i to w znakomitym nastroju. Do tego stopnia, że marzy mi się zobaczenie tego cuda na dużo większej scenie, może nawet w Teatrze Wielkim, z pełnymi dekoracjami, ekranami, z dużą orkiestracją, licznym zespołem tanecznym i, oczywiście, znakomitą muzyką zespołu Percival. I tego zarówno sobie, jak zespołowi życzę z całego serca. A tymczasem spoglądam w repertuar klubu Progresja, wypatrując kolejnego występu grupy należącego do Nowej Fali Polskiego Heavy Folku. Spójrzcie również i wy, bo być może muzycy znów się tam pojawią i zagrają swoje utwory, gwarantując niezapomniane wrażenia i znakomitą zabawę.