O spektaklu „Testosteron” Andrzeja Saramonowicza w reż. Adama Krawczuka i Macieja Wierzbickiego z Teatru Gudejko w Teatrze Komedia w Warszawie pisze Robert Trębicki.
Na salę, przygotowaną do mającego się odbyć wesela, wkracza grupa mężczyzn, która w ciężkim szoku, w ramach uspokojenia emocji i nerwów pije wódkę szklankami i głośno komentuje uroczystość, do której ostatecznie nie doszło. A dlaczego? Bo panna młoda – mówiąc najdelikatniej – była „złą kobietą”… Cóż począć…
Ilość bluzgów wypowiedzianych, wykrzyczanych i wyartykułowanych w stronę kobiet jest w tym spektaklu zatrważająca. Nie wiem czy kiedykolwiek słyszałem w teatrze taką ilość inwektyw w potoku bzdur, które padają ze sceny. Szczerze przyznam… było mi wstyd, że siedzące obok mnie kobiety muszą tych wszystkich impertynencji wysłuchiwać. Tym bardziej, że nic mądrego z tych dywagacji nie wynikało, nie potrafiłem znaleźć w tym żadnego pozytywnego przesłania, żadnej konkluzji dającej nadzieję. „Testosteron” odebrałem jako zestaw kretyńskich opowieści o męskich, erotycznych podbojach, o sposobach na szybkie zaliczenie panienki (o szczegółach tych instruktażowych ciekawostek nie wspomnę), co generalnie miało zademonstrować jakie te nasze kobiety są… łatwe i głupie. Z rozmów, które panowie prowadzą niewiele wynika… wulgarność goni wulgarność, przynosząc kolejną porcję męskiej agresji.
Związki między bohaterami, a także znajomości, jakie zawierają, i o których bez ogródek opowiadają, wydają się mocno karykaturalne i zawierają w sobie sporą dawkę zwykłego szyderstwa, dotykającego choćby zwykłych, statecznych ludzi. A ponieważ jeden z gości jest specem od ptaków, drugi od insektów, dostajemy też mnóstwo opowieści o miłosnych zwyczajach zwierząt, przy okazji ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi. Żenującego konkursu na wielkość jąder nie jest w stanie wytłumaczyć nawet ogromna ilość wódki, jaką panowie w trakcie spotkania wypijają.
O aktorstwie nie ma co tu mówić, można jedynie policzyć kto więcej przekleństw z siebie wyrzucił, czy który z biesiadników wychylił więcej kieliszków alkoholu.
Moje rozczarowanie jest tym większe, że za reżyserię tego kuriozalnego przedsięwzięcia odpowiadają znakomici aktorzy komediowi z Teatru Montownia, Maciej Wierzbicki i Adam Krawczuk. Zawsze ich bardzo ceniłem, ich dotychczasowy dorobek teatralny wciąż mam w pamięci. Nie bardzo zatem rozumiem, co stało się tym razem. Artystyczne bezpieczniki się przepaliły? Jeśli tak, to bardzo mi przykro.
fot. proj. karifurava/ mat. teatru