Recenzje

widz_trebicki(nie)poleca: WSTYD

O “Wstydzie” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie pisze Robert Trębicki.

To miała być komedia, farsa, no i bardzo dobrze. W teatrze lubię się pośmiać, nawet do łez, ale w spektaklu „Wstyd” z każdą chwilą ten śmiech jest coraz mniejszy, jakby taki nie na miejscu i coraz bardziej dyskretny. Z każdą minutą jest mniej komediowo, bo oto dowiadujemy się, że pan młody porzucił niedoszłą małżonkę przed ołtarzem…  Ok, takie rzeczy się przecież zdarzają , ale tu mamy świetnie zaprezentowaną wiwisekcję ludzkich postaw i zachowań: nie jest ważny fakt, że „porzucił”, ale kto jest temu winien. W tym tkwi clou tego spektaklu i cała jego esencja.

W znakomitej scenografii autorstwa Wojciecha Stefaniaka, przedstawiającej zaplecze stołówki czy może domu weselnego, rodzice państwa młodych zaczynają bitwę na argumenty, oskarżenia, pretensje… a nawet rękoczyny. Zagrane jest to wszystko tak znakomicie, że i mnie jest strasznie wstyd, że dopiero teraz, dwa lata po premierze, oglądam jeden z najlepszych spektakli na warszawskich scenach teatralnych. Naprawdę żałuję, że dopiero teraz mogę Państwa zachęcić do wybrania się na to arcyciekawe przedstawienie. Trzeba to zrobić  koniecznie, albowiem to też wstyd, kiedy widzi się sporo pustych miejsc na widowni.

Parę lat temu oglądałem w warszawskim Powszechnym, gdy tenże jeszcze „wtrącał się inaczej”, spektakl „Jakobi i Leidental”, w którym Jacek Braciak grał jedną z głównych ról. Była to znakomita realizacja dramatu Hanocha Levina, wyreżyserowana przez Marcina Hycnara, i żałuję, że od tamtej pory Jacek Braciak tak rzadko pojawiał się na deskach teatralnej Warszawy. Jego kreacja w tamtej inscenizacji to było naprawdę coś wspaniałego. Cieszę się, że ponownie miałem szczęście obejrzeć tego utalentowanego aktora we Współczesnym, bo bohater przez niego stworzony całkowicie wynagrodził mi te kilka lat oczekiwania na jego ponowne pojawienie się w teatrze.  We „Wstydzie” każde, nawet najbardziej  oszczędne słowo, każde zapalenie papierosa, ba, nawet szydercze „ha!” na odchodne w jednej ze scen robi kolosalne wrażenie. Kiedy Braciak mówi jako ojciec pana młodego, że jedyne czego teraz chce to wyjechać spokojnie na ryby gdzieś w norweskich fiordach, rozumiem go doskonale. Miałem to szczęście, że zaznałem łowienia ryb w tym niepowtarzalnym, naprawdę nieziemskim miejscu, więc wiem jaką mogłoby przynieść ulgę po ślubnej wpadce syna. 

Autorem drugiej męskiej roli, przed którą chylę czoła, jest Mariusz Jakus. Tadeusz, w którego się wciela,  to mocny chłop, momentami cham, prostak i pijak,  ale zagrany tak, jakbym widział  mojego ciotecznego brata, który mógłby być sobowtórem tej napisanej dość grubą kreską postaci. Mam nadzieję Andrzejku, że  wybierzesz się na ten spektakl, bo może się czegoś nauczysz? Aktorsko w tym przypadku też jest  fantastycznie… aż żal, że pana Mariusza tak rzadko widzę na scenie, bo o roli w „Trzeciej piersi” też we Współczesnym raczej wspominać nie warto. W sumie, pomimo pewnego nieokrzesania, to jedyna pozytywna postać w tym spektaklu, pełna zabawy, radości i swoistego podejścia do świata. Tak się żyje.

Teraz czas na role damskie. A to dwie aktorskie perły. Iza Kuna w gościnnej roli, jakże sugestywnej, jakże złej – w sensie „evil”, a nie „bad”,  w najmniejszym geście, słowie, w każdym zapaleniu papierosa pokazuje taką nienawiść do świata, że aż się boję chwili, kiedy mógłbym taką kobietę i w swoim życiu spotkać. Już teraz bierze mnie strach.

I ostatnia rola, moim zdaniem najbardziej prawdziwa, najbardziej wiarygodna czyli najlepsza wśród najlepszych, zagrana przez Agnieszkę Suchorę. Aktorka tym bardziej zasługuje na szczególne wyróżnienie, albowiem wypowiada się najrzadziej ze wszystkich postaci i musi grać bardzo często milczeniem, co robi w jej wykonaniu piorunujące wrażenie. Można powiedzieć, że to typ bohaterki, która mało mówi, a swoje robi. Wielkie brawa!

Całość w ryzach i w świetnym tempie reżysersko trzyma Wojciech Malajkat. Choć mam wrażenie, że zakończenie spektaklu nie do końca współgra z całą treścią spektaklu. Ale to naprawdę drobiazg.

PS: W jednym z telewizyjnych programów Kuby Wojewódzkiego, Jacek Braciak powiedział, że nosi kaszmirowe skarpetki wyłącznie w kolorze bordo. Tak, to prawda i robi to nawet na scenie Teatru Współczesnego, o czym możecie  się Państwo sami przekonać. Mam nadzieję, że to zrobicie i wstydu mi nie przyniesiecie.

Fot. Magda Hueckel

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,