Recenzje

widz_trebicki(nie)poleca: „Życie towarzyskie i uczuciowe” 

 O spektaklu „Życie towarzyskie i uczuciowe” na podstawie powieści Leopolda Tyrmanda w reżyserii Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty pisze Robert Trębicki.

Leopold Tyrmand to jeden z moich ulubionych pisarzy. „Złego” kolejny raz pochłaniam błyskawicznie, a „Gorzki smak czekolady lukullus” czy właśnie „Życie towarzyskie i uczuciowe” ubóstwiam jako genialne, wręcz dokumentalne przykłady „zwykłego” życia Warszawy za czasów mrocznej komuny. Powieści opisują barwne życie establishmentu czy partyjnych aparatczyków, ale między zdaniami możemy wejrzeć w szare, biedne i trudne życie zwykłych mieszkańców miasta. To doskonałe uzupełnienie historii moich dziadków, którzy w tamtym czasie musieli z pieśnią na ustach budować MDM czy Pałac Kultury i uczyć się nowej „sprawiedliwości” dziejowej wtedy, gdy  komuna zabierała im dom z ogrodem zbudowany przez prapradziadków przy samych Łazienkach.

Oczywiście wiadomo jak trudno byłoby odtworzyć całą fabułę jakiejkolwiek książki Tyrmanda, więc tym bardziej duże brawa dla reżysera i twórców spektaklu w Teatrze Ochoty za udane sięgnięcie po najważniejsze wątki z życia Andrzeja Felaka i Mikołaja Planka w taki sposób, by uczynić z nich dynamiczne, wciągające i wyjątkowe w swej teatralności widowisko. Wartka akcja uzupełnia losy obu postaci, a każda kolejna scena jest jakby tłem opowieści z życia drugiego z bohaterów.  W głównych rolach znakomicie odnajdują się Konrad Żygadło jako Andrzej Felak, popularny redaktor gazetowy, tylko pozornie niepokorny, bo  w sumie okazuje się człowiekiem z miękkim kręgosłupem, dla którego życiowe rozterki czy miłosne podboje stają się nieważne, gdy przychodzi czas próby wobec partii i lojalności wobec bliskich. I to jest znakomicie przez młodego aktora pokazane. Ale jeszcze bardziej zachwyca Filip Orliński jako Mikołaj Plank, który w każdej chwili gestem, słowem, pauzą, uśmiechem, a także stosunkiem do otaczającego świata coraz bardziej uświadamia mi, jak blisko ta postać stoi przy samym Tyrmandzie, jego osobowości, charakterze i sposobie bycia. Te dwie męskie role w spektaklu Gorzkowskiego wiodą zdecydowany prym – każdy dialog protagonistów nasycony jest barwnym językiem, dynamicznymi wydarzeniami i zadziwiająco życiowymi analizami, a ich niezrozumiała dla siebie sympatia czy okazywany szacunek wynikają bardziej z potrzeby korzyści niż szczerej aprobaty. Oczywiście wymienieni aktorzy nie  błyszczeliby tak, gdyby nie reszta obsady. Mnogość pojawiających się postaci w wykonaniu zaledwie trójki pozostałych wykonawców również może zachwycać, a czasu na zmianę kostiumu, by pokazać kolejnego bohatera przy tak dynamicznej akcji jest naprawdę niewiele.

Przeurocza i wręcz nieobliczalna w każdej z redaktorskich miłości jest Martyna Czarnecka. Do tego wspaniała Agata Łabno jako żona Felaka. Obie panie stworzyły wręcz niesamowitą magię kobiecości, upiornej słodyczy i  tak wyrachowanej niewinności, że czasem aż skóra cierpnie. Sceny damsko-męskie, choć niewiele w nich dosłowności, przy akompaniamencie znakomitej muzyki autorstwa Macieja Witkowskiego aż kipią erotyzmem i seksem. Aktorsko całość dopełnia Jan Litvinovitch. Czy to w roli Kostkowskiego, warszawskiego cwaniaka, który zawsze się w życiu dobrze ustawi, czy w roli potulnego, beznamiętnego wobec siły partii Redaktora spina klamrą życie każdego z bohaterów i robi to rewelacyjnie. Oszczędna, ale niezwykle pomysłowa scenografia dobrze uzupełnia sceniczne wydarzenia, a kostiumy autorstwa Magdaleny Dąbrowskiej to kolejna perełka przedstawienia. Ich mnogość jest zadziwiająca. Wszystkie są  kolorowe, a jednocześnie siermiężne, świetnie skrojone, ale równie ubogie jak w czasach stalinowsko-gomułkowskich, które znam z fotografii i rodzinnych opowiadań. Mamy zatem eleganckie, światowe garnitury Felaka, przykrótkie sweterki oraz „protestujące” kolorowe skarpetki Planka. W zasadzie w spektaklu brak jest odniesień do określonej sytuacji politycznej, choć widzimy jak na dłoni nagradzanych przez władzę służalców, niegodziwców, a karanych niepokornych i zbyt aktywnych. Tyle że  autorzy tej inscenizacji nie próbują tamtejszej rzeczywistości w jakikolwiek sposób oceniać. Zresztą przedstawienie ma dość mocno zaskakujący finał. Felak dalej podbija świat, Plank znika, a Kostkowski wyjeżdża gdzieś w Polskę… z piosenką w tle i zapadającą ciemnością. Bez żadnych wyjaśnień…

„Życie towarzyskie i uczuciowe” polecam jako pozycję obowiązkową. Jestem przekonany, że Igor Gorzkowski znalazłby nie gorszy pomysł na inscenizację „Gorzkiego smaku czekolady lukullus” czy „Złego”, do czego samego reżysera i jego teatr gorąco namawiam.

fot. Artur Wesołowski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , ,