Recenzje

Wiele twarzy Hanocha Levina

O książce „Hanoch Levin w teorii i praktyce teatralnej – klucze interpretacyjne” wydanej przez Agencję Dramatu i Teatru ADiT pisze Karol Mroziński.

Czy artystów da się podzielić na tych, którzy już przeszli do historii, i na tych zapomnianych? Rozróżnienie tego typu wydaje się  wyjątkowo niesprawiedliwe, zwłaszcza gdy gdzieś pomiędzy przeszłością a niepewną przyszłością dostrzeżemy nielicznych, o których  wiadomo niewiele, a na pewno warto o nich rozmawiać. Jednym z nich jest z pewnością  Hanoch Levin, trudny do łatwego zakwalifikowania zarówno w formie, jak w odbiorze. Przez jednych lubiany, przez drugich omijany szerokim łukiem. W ten sposób można by było opisać każdego, ale czy nad twórczością „zwykłego dramatopisarza” pochyliłoby się czternastu znawców teatru? Czy w wyniku tego spisano by i wydano klucze interpretacyjne?

Pokłosie  konferencji to cieniutka  książeczka, nieco większa od broszurki. Jednak niech  nie  zmyli czytelnika liczba stron. Wielbiciele teatru ku swojemu zadowoleniu znajdą  na nich  nieproporcjonalnie dużo treści. Całość składa się na obraz, będący wykładem  o rzeczywistości, na piosenkę, zależną od tego, kto patrzy.

Autorzy niewielkich rozdziałów spotkali się ze sztukami teatralnymi  Levina.  Wszyscy  opisują  jego twórczość z innej perspektywy, niczym rzeźbę  obserwowaną z różnych stron. Tak jak do hasła „Bóg” jesteśmy w stanie dopasować  liczne przymioty, tak przy nazwisku Izraelczyka pojawiają się inne. Tak odmienne, iż w pierwszej chwili zadajemy sobie pytanie,  czy to w ogóle możliwe? Komik, Brutalista, Dziennikarz, Poeta. Bóg stworzył świat w sześć dni, a siódmego odpoczął. Hanoch zdaje się być artystą totalnym, układającym swoje  wszechświaty bez wytchnienia, na wiele sposobów. Dlatego właśnie  jedynie całościowe spojrzenie  na  jego teksty daje prawdziwy obraz tego, jakim był człowiekiem, jakie myśli nim targały i co chciał przekazać ludziom, którzy do teatru chodzą,  jak i tym, którzy nigdy by na widowni nie zasiedli.

Urodzony w 1943 roku autor wychowywał się w ubogiej dzielnicy Tel Awiwu.  „Język szumiącego lasu” znał od rodziców, którzy  przed wybuchem drugiej wojny światowej wyemigrowali z Polski. To właśnie dziecięcym rozumieniem  tajemnicy,  chęci poznania  tego, co dalekie, Agnieszka Olek tłumaczy zamiłowanie Levina do zabawy artystycznej słowami, nazwami i sensem. To nieodzowny element stosowanej „formy”. Jego bohaterowie często mają wymyślone imiona, mieszkają w miejscach, o których wiemy od samego początku, że są symboliczne. Tak zazwyczaj rozpoczynają się bajki: gdzieś dawno, za górami lub w odległej galaktyce. Postacie z jego sztuk, karykatury nas samych, stają się oczywistym Every-Rossmanem, symbolem, który nie traci nic ze swojej wartości przekazywania prawdziwej emocji. Przybliża go do znanych nam pisarzy: Witkacego, Gombrowicza czy Dario Fo. Levin, podobnie zresztą  jak ten ostatni, rozpoczynał swoją przygodę z pisaniem od słuchowiskowych dialogów. „Ja i Ty i następna wojna” to młodzieńczy sprzeciw wobec ogólnonarodowej euforii po zakończeniu  walk z Egiptem. Po to,  zdaje się, są artyści, aby w sytuacjach przełomowych zadawali niewygodne pytania, ukazywali  poczynania ludzi w szerszym kontekście. Podobnie jak  Dario Fo,  Levin współpracował z grupami teatralnymi, buntem i skandalami zdobywał niezaprzeczalny rozgłos, im mniej podobał się rodzimej widowni, tym bardziej mówił o nim świat. Istniejący do dziś Teatr Cameri  jest  owocem tego buntu.

W pewnym momencie ten ciekawy świata chłopiec przeradza się we wnikliwego obserwatora  relacji  międzyludzkich, czego dowodem są  jego „sztuki rodzinne”.  Ich obraz daleki jest od spokojnego ciepła domowego ogniska. Levin z uporem maniaka przedstawia instytucję rodziny jako uszkodzony system. Dorastamy wszyscy, lecz zamiast przybliżać się do wzniosłych idei, szlifujemy spryt, interesowność, chęć zdobycia kontroli. Dom staje się polem walki, tutaj każdy pragnie przeżyć. Anna Burzyńska przyznaje, że lubi taki obraz społeczeństwa, jest przewidywalny, bez nadziei, ukazuje ludzi jako marionetki swoich własnych żądz i zachcianek. Jej imienniczka, Anna Kuligowska-Korzeniewska, z podobnych powodów nie znosi tego typu twórczości. Dosadne słownictwo to nie poezja, fekalia, bekanie, pierdzenie, elementy, których nie powstydziłaby się Sarah Kane, to składniki przepisu, którego efekt brutalnie staje w gardle wielu widzom. Karykatura to czy  młodzieńcze eksperymentowanie z dokumentem?

Dosłowność i brutalizm nie wystarczą. Podobnie jak  wielu pisarzy, których dziś nie wstydzimy nazwać się wielkimi, także i ten stara się przekroczyć wszelkie granice. Justyna Biernat pochyla się  nad tymi sztukami, które są próbą zdemolowania mitu. Levin nie zostawia suchej nitki zarówno na opowieściach starożytnych Greków, jak i judaizmu. Na próżno szukać Balladyny na motorze, lecz wnikliwy widz rozpozna znajome zabiegi artystyczne. Utwór Eurypidesa przerobiony na wartką komedię czy historia Izaaka bez moralitetu i szczęśliwego zakończenia to kontynuacja wątku rodzinnego, tym razem w świetle społeczeństwa. Elżbieta Mathery nazywa to „chorobą na życie”. Słabe jednostki przekonane są o tym, że nikt niczego się nie uczy.  Pozostaje  jedynie  frustracja i  narastający strach przed śmiercią.

Paradoksalnie spektakle najbardziej „pomieszane” są jednocześnie najbardziej  sensowne. Elementy układanki wołają, każdy  odrębnym językiem, tworząc tylko pozorny chaos. Na tym etapie Levin zdaje się wymagać od widza/czytelnika pewnego stopnia inteligencji i zaangażowania. Kto nie podejmie wysiłku odnalezienia swojego kodu, ten odbije się od dzieła. Teatr bowiem nie jawi się jako  historia  linearna, to cecha powieści. Siłą napędową spektaklu są emocje.

Sedno działania  autora „Szyca”  można  zamknąć w łacińskim  słowie „studeo” i w  jednym z jego znaczeń.  Levin z uporem  ucznia usiłuje otworzyć możliwości „przebiegu rzeczy”. Podważa fundamenty stabilizacji, które zwykły człowiek nazwał stereotypami. Pozostawanie w  miejscu,  uciekanie od ciągłego myślenia, ciągłego rozwoju nie ma sensu. „Już bowiem za naszego życia dorasta pokolenie, które  nastąpi  po nas”.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,