O spektaklu „Jesus Christ Superstar” w reżyserii Jakuba Wociala i Santiago Bello Teatrze Rampa pisze Agnieszka Supińska.
Teatr Rampa czwarty rok z rzędu w okresie wielkanocnym wznawia swój hit – na deskach sceny przy Kołowej od 8 marca po raz kolejny możemy zobaczyć kultową rock-operę “Jesus Christ Superstar”. Inscenizacja Rampy od lat ma swoich wielbicieli, którzy wielokrotnie wracają na widownię, żeby zobaczyć muzyczny spektakl, inspirowany ostatnim tygodniem życia Jezusa w reżyserii Jakuba Wociala i Santiago Bello. Czy tegoroczne wznowienie musicalu zaspokoi ich oczekiwania?
Na czym polega fenomen tej inscenizacji? Skąd tyle pochlebnych opinii i rozkochanych w spektaklu fanów? Częste oglądanie warszawskich premier w ostatnich miesiącach znacznie wzmożyło moją podejrzliwość, co do kondycji stołecznych teatrów. Do Rampy tym samym szłam z pewnymi wątpliwościami, jednak i mi udzielił się entuzjazm pochlebców.
“Jesus Christ Superstar” to ciekawe zjawisko spektaklu, który stoi w rozkroku między operą a rockiem lat 70’ – łączy w sobie pewną szlachetność kultury wysokiej i sposób podania opowieści niczym z koncertu Deep Purple. O rzeczach ważnych mówi się tu w sposób niepoważny – przedstawiając, w nieco kontrowersyjny sposób, historię największego celebryty naszych czasów ustami otaczających go wiernych, przypominających momentami bardziej hipisowską komunę niż postacie znane nam z Biblii.
Pacyfistyczne zawołania i pochwała liberalizmu, czyniące z utworu Andrew Lloyd Webbera i Tima Rice’a w latach 70’ manifest i wołanie przeciwko systemowi ówczesnego świata, z biegiem lat pokrywają się jednak patyną. Niemal pięćdziesiąt lat później nie czytamy już tych nawiązań. Wolni od społecznych i kulturowych obciążeń, dostrzegamy w “Jesus Christ Superstar” opowieść uniwersalną.
Na uproszczenie przedstawionej w rock-operze historii postawił również teatr Rampa. Jakub Wocial i Santiago Bello podjęli się próby wytłumaczenia motywów, którymi kierował się Chrystus w ostatnich dniach życia na Ziemi i zachowania otaczających go ludzi. Wprowadzenie dodatkowej postaci Przeznaczenia umożliwiło spojrzenie na bohaterów musicalu z zupełnie nowej perspektywy. Jezus “Rampy” został rozgrzeszony z porzucenia człowieka i w jakiś osobliwy sposób na powrót uczłowieczony. To Przeznaczenie wspiera Chrystusa, ustami bohaterów wypowiada kwestie, od których waży się los świata, a na końcu symbolicznie rozstawia stół, przy którym biesiadnicy usiądą podczas ostatniej wieczerzy.
Propozycja Teatru Rampa jest dopracowana i przemyślana, co sprawia, że zdecydowanie może się podobać. Młodzi wykonawcy angażują się w przedstawienie całym sercem. Fantastycznie główną postać buduje Jakub Wocial, wśród obsady wyraźnie wyróżnia się również Agnieszka Przekupień w roli Marii Magdaleny, której wykonanie “Jak mam go pokochać” porusza do głębi, umiejscawiając widza na deskach sceny w cieniu majestatycznego krzyża.
“Jesus Christ Superstar” w Rampie to idealna przestrzeń do przemyśleń na temat Boga przed zbliżającą się Wielkanocą. Na scenie Rampy Jezus zawiśnie na krzyżu jeszcze trzydzieści sześć razy – tyle spektakli teatr zagra w tym sezonie. Pozostaje nam pytanie – ile razy musi on jeszcze umrzeć, żebyśmy w końcu zrozumieli motywy jego działania?