O spektaklu Teatru Malabar Hotel „Pożegnanie jesieni” Witkacego w reżyserii Marii Żynel – zaprezentowanym w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie – pisze Anna Czajkowska.
Kultową powieść Witkacego „Pożegnanie jesieni”, katastroficzną, pełną wisielczego humoru, niełatwo przenieść na teatralne deski. Teatr Malabar Hotel i współpracująca z nim Maria Żynel znakomicie poradzili sobie z tym wyzwaniem, bez uszczerbku zachowując oryginalny, absurdalny rys i oniryczny charakter tekstu Witkacego, prezentujący obraz upadku elit oraz znikającego starego świata i jego porządku. „Przeżycia bandy zdegenerowanych byłych ludzi na tle mechanizującego się życia” potraktowano tu z należną powagą, filozoficznym pazurem, dając niezły, praktyczny wykład z teorii Czystej Formy.
Teatr Malabar Hotel, którego nazwa zaczerpnięta została z twórczości Witkacego, powstał w 2009 roku i wciąż się rozwija, zaskakując niekonwencjonalnym podejściem do sztuki lalkarskiej i dramatycznej. Marcin Bartnikowski (założyciel Malabar Hotel) oraz Marcin Bikowski już wcześniej dali się poznać jako niezależni, pełni twórczych pomysłów artyści, między innymi dzięki grupie teatralnej Kompania Doomsday, wielokrotnie nagradzanej i docenianej. To właśnie z niej wyłonił się szalony Malabar Hotel, teatr autorski, chętnie współpracujący z innymi reżyserami, scenografami i aktorami, którzy podobnie jak Bikowski i Bartnikowski wykazują szeroko rozumiane zainteresowanie nieśmiertelną formą i teatrem lalki.
W męczącym nastroju zmierzchu religii, filozofii i sztuki, w obliczu nadciągającej rewolucji „niwelistów”, w której nie będzie już miejsca na indywidualizm, bohaterowie szukają sensu istnienia, rozpaczliwie dążąc do jakichkolwiek przeżyć metafizycznych. Maria Żynel w adaptacji „Pożegnania Jesieni” z konieczności pominęła pewne motywy i wątki, a całą historię opowiedziała z perspektywy Heli Bertz, której pierwowzorem była żydowska piękność – Izabela Hertz (Izabela Czajka Stachowicz). Bella przeżyła najtragiczniejsze chwile, katastrofę przepowiadaną przez Witkacego, okupację i jej skutki, o czym informuje nas już na początku spektaklu. Starsza pani wraca we wspomnieniach do tamtych chwil i dwóch niezapomnianych warszawskich jesieni. Sprytny zabieg, dzięki któremu na scenie nie króluje młodziutka, powabna Bela Hertz, tylko niemłoda rudowłosa pani w czerwonej sukience – w tej roli znakomita Maria Robaszkiewicz. Aktorka wręcz zaskakuje widza swoim „witkacowskim” wyczuciem roli, rzucając wymowne spojrzenia zza swych okrągłych okularów (wybaczam jej nawet wszelkie dykcyjne wpadki). Oprócz niej pojawiają się najważniejsi bohaterowie powieści: dekadent Atanazy Bazakbal, książę Belial Prepudrech, jego narzeczona Zosia Osłabędzka, hrabia Jędrek Łohoyski, rewolucjonista Sajetan Tempe i ksiądz Wyprztyk – wszyscy połączeni duchem zmierzchu i kresu dotychczasowego świata, indywidualizmu, filozofii i sztuki. Na nic zda się narkotyzowanie religią (czego próbuje znudzona monotonią życia Hela, córka żydowskiego przemysłowca, przechodząc na wiarę chrześcijańską) czy kokainą; nie pomogą flirt i erotyczne, orgiastyczne eksperymenty. Postępująca degrengolada jest wszechogarniająca. Zagmatwany w metafizycznych wątpliwościach Atanazy Bazakbal, który próbuje stać się artystą życia, doprowadza jedynie do samobójstwa swą żonę, wierną i kochającą Zosię Osłabędzką, zdradzając ją z perwersyjną pięknością, rudowłosą Helą Bertz. Atanazy zostaje jednak wyzwany na pojedynek przez adoratora Heli, księcia Prepudrecha. Książę rani rywala nieśmiertelnie, jednak pewność śmierci wzbudza w Bazakbalu dziwacznie ekstatyczne uczucie. Dalej jest już tylko gorzej: uczucia dominacji i uległości, perwersyjna gra toną w otchłani dekadencji i czczych rozważań o sztuce, czyniąc egzystencjalną samotność człowieka jeszcze nieznośniejszą.
„Minęły czasy metafizycznej absolutności sztuki. Sztuka była dawniej jeśli nie czymś świętym, to w każdym razie «świętawym» – zły duch wcielał się w ludzi czynu. Dziś nie ma w kogo – resztki indywidualizmu życiowego to czysta komedia – istnieje tylko zorganizowana masa i jej słudzy” – mówi Atanazy Bazakbal do Heli Bertz. Bohaterowie wypowiadają jeszcze inne rzeczy, zdolne przewrócić mózg do góry nogami. Bez mała dosłownie gdyż maski poustawiane na postumentach przelewają swe wnętrza w rękach zwinnych aktorów. Witkacy byłby z pewnością zachwycony! Rozpad starego świata, kolejne fazy przemian społeczno-politycznych, zmierzające do rewolucji „niwelistycznej” (z całą pewnością bolszewickiej), stanowią tło poczynań bohaterów, toczących swe „rozmowy istotne” w dusznej, a zarazem groteskowej atmosferze głębokiego kryzysu egzystencjalnego i kulturowego. Postać Atanazego Bazakbala kreuje Marcin Bikowski, a Marcin Bartnikowski gra Jędrusia Łohoyskiego. Obaj aktorzy znakomicie radzą sobie z wcielaniem się w kolejne postacie dramatu, odzwierciedlając ich pustkę, od której uciekają, goniąc za uczuciem metafizycznym, odczuwanym przez „pępek metafizyczny” tlący się w każdym. Dzięki niesamowitym maskom-rzeźbom oddają charakter pozostałych bohaterów: Jakuba Cefradi Azalin-Prepudrecha, komunisty (choć to słowo nie pada u Witkacego) Sajetana Tempego, księdza Wyprztyka, a nawet niewinnej Zosi Osłabędzkiej. Twórcą karykaturalnych, powykrzywianych rzeźb głów, jedynych w swoim rodzaju nieożywionych „aktorów”, jest Marcin Bikowski. Występujący w groteskowy sposób animują lalkami, wykorzystując zróżnicowaną barwę i ton wypowiedzi, sprawnie modulując głosem, ożywiają martwe maski. Sceniczny ruch i dramaturgia spektaklu, za który odpowiedzialny jest Marcin Bartnikowski, opiera się właśnie na wprawnym operowaniu lalkami, humorystycznym wykorzystaniu prostych rekwizytów (podkreślić muszę, że laki do takich nie należą!) – folii, wieka skrzyni (skojarzenia z trumną są jak najbardziej wskazane). Pierze sypie się gęsto. Zmysłowość i perwersyjność „Pożegnania jesieni” to oczywiście dla kpiarza-Witkacego jedynie pretekst do wypowiedzenia innych istotnych kwestii. Maria Żynel przedstawia te motywy wymownie i czytelnie, ale z wyczuciem, w symboliczno-karykaturalny sposób – owijanie folią, rwanie na strzępy, zmysłowe „miauczenie” to tylko część pomysłów. W spektaklu eksponuje niepowtarzalny humor Witkacego, widoczny w rysunku postaci, sytuacjach, ponadto w ironicznym, krytycznym potraktowaniu filozoficznych dywagacji bohaterów i specyficznym języku autora, nonkonformisty i genialnego kpiarza. Subtelna zabawa formą, poetyką absurdu i surrealizmu budują niesamowity klimat przedstawienia. To spektakl wyobraźni i doskonałej sztuki lalkarskiej, aktorski i reżyserski popis twórców inscenizacji. Groteska i wisielczy humor Witkacego, ironia słowna i sytuacyjna poza nietuzinkową rozrywką teatralną przynoszą też refleksję odwołującą się do czasów nam współczesnych. Jakże wymownie brzmią ostatnie słowa powieści, padające ze sceny – „A jednak dobrze jest, wszystko jest dobrze. Co? – może nie? Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę!”.
Fot. Bartek Warzecha
Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.