Georg Friedrich Händel ALCINA – reż. Jacek Tyski, IV Festiwal Oper Barokowych „Dramma per musica” w Warszawie – pisze Wiesław Kowalski
Opery Georga Friedricha Händla pojawiają się na afiszach teatralnych w Polsce niezbyt często. Od czterech lat, mimo przeróżnych przeciwności losu, Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica, organizowany w Warszawie, stara się nam przybliżać jego dzieła, które do wystawienia wcale łatwe nie są. Trzeba bowiem znaleźć takie ekwiwalenty sceniczne, które będą w stanie uruchomić naszą współczesną wrażliwość i wyobraźnię, wobec nie tylko zamierzchłej epoki, ale przede wszystkim wydarzeń zawartych w libretcie, będących dość nam odległych, do tego niesamowicie w narracji skomplikowanych, nieoczekiwanych i pogmatwanych, w przypadku „Alciny” wręcz fantastyczno-czarodziejskich. Dlatego nie jest łatwo znaleźć dzisiaj dla utworów niemieckiego kompozytora takich realizatorów i śpiewaków, którzy potrafiliby z talentem teatralnym i muzycznym zmierzyć się z jego estetyką, stylistyką i dramaturgiczno-emocjonalnym potencjałem.
Realizację tegorocznej „Alciny” postanowiono powierzyć zdolnemu tancerzowi i choreografowi, Jackowi Tyskiemu. To posunięcie przyniosło znakomite rezultaty inscenizacyjne, albowiem Tyski postanowił wykorzystać wszystkie swoje dotychczasowe doświadczenia i choreograficzne umiejętności w taki sposób, by muzyka i teatr były na scenie w ścisłej symbiozie, by oddziaływały na widza szerokim wachlarzem inscenizacyjnych środków i zabiegów, od tańca po precyzyjnie zakomponowany ruch sceniczny, który uruchamia działania solistów, a nie je ogranicza. Na scenie Małej Warszawy, nie tylko dzięki głosom, ale i w tej samej mierze ciałom wykonawców, akcja toczy się z dużym impetem, wyjątkowo dynamicznie i to od pierwszej sceny, kiedy przy wtórze uwertury dochodzi do przedstawienia bohaterów opowieści. Każdemu przypisany jest tutaj charakterystyczny ruch, gest czy sposób poruszania się – te elementy zostają też wykorzystane w sekwencjach zbiorowych i tanecznych (bardzo efektownie używa w tym spektaklu Tyski tancerzy: Martyna Dobosz, Emilia Wącholska, Carlosa Martineza Pereza, Marcin Krajewski, Bartosza Zyśka i Jennifer Riverę, i to nie tyle w sekwencjach tanecznych, ale tych symbolizujących rozkołatane myśli bohaterów), w które niejednokrotnie śpiewacy są wkomponowani. W rezultacie w spektaklu Tyskiego nie ma scen statycznych, martwych, pozbawionych życia, albowiem wszystko podporządkowane jest ruchowej maszynerii, wykorzystującej nie tylko samą estradę, ale też stojące na samym końcu schody z prawej i lewej strony prowadzące na balkon. To miejsce będzie najczęściej wykorzystywane, kiedy któraś z postaci będzie chciała się ukryć przed natrętem, bądź wyeksplikować jakieś szczególnie istotne dla przebiegu akcji czy swoich przekonań racje. Próba wprzęgnięcia aktorstwa ciała, a nie tylko samego głosu, rozbudowywana poprzez precyzyjne intencje i reakcje z partnerami charakterystyka postaci, motywacje, jakie towarzyszą każdemu pojawieniu się i zejściu ze sceny, skutkuje dodatkowo tym, że sytuacyjny dramatyzm ani przez chwilę nie spada, nawet częste używanie dwóch białych ławeczek, które mogłoby się nie zawsze wydawać uzasadnione, staje się w tym przedstawieniu tak integralnie zrośnięte z tym wszystkim, czego doświadczają protagoniści, że zyskuje dodatkowy walor pomagający oddać emocje pogubionych bohaterów. Mocno znaczona w dziełach Händla egzaltacja czy pompatyczność ustępują tu miejsca bardziej szczerym, naturalnym i wiarygodnym wyrazom czułości, zazdrości, wierności, rozpaczy czy ludzkiej niezłomności, a nawet wściekłości i szaleństwa.
Osobnym walorem „Alciny” są multimedia zastosowane przez Sylwestra Łuczaka. Wyświetlane obrazy, będące niczym kwiecisty dywan w ekscentrycznym ogrodzie, raz delikatny i miękki, to znów wspomagający gwałtowność przeżywanych namiętności, oglądamy nie tylko na scenie, ale i na ścianach okalających widownię. Robi to niesamowite wrażenie, tym bardziej, że eksponowany arsenał antycznych elementów architektonicznych, barokowej ornamentyki i bogatej roślinności okalającej pałacowe kolumnady, robi niesamowite wrażenie i ma wiele swoistego uroku. Warto też zwrócić uwagę na zaskakujące, imponujące formą i barwą kostiumy, które przygotowała tancerka, Marta Fiedler.
Anna Radziejewska (Ruggiero) i Olga Pasiecznik (Alcina) były premierowego dnia znakomicie dysponowane. Swoje partie wykonały z haendlowskim wyczuciem i wirtuozerią. Bywały w ich interpretacjach momenty zaśpiewane wręcz brawurowo, zarówno w lirycznych adagiach, a szczególnie wtedy, gdy do głosu dochodziła uczuciowa gwałtowność zawarta w mnogości użytych przez kompozytora figuracji i różnego rodzaju ozdobników. Zresztą wyrównane brzmienie , bardzo dobra intonacja, do tego wyraźna swoboda i naturalność sceniczna były tego wieczora domeną wszystkich wykonawców, z których na szczególne wyróżnienie zasługuje Joanna Lalek w roli Oberto. Także Artur Janda (w roli Melisso potwierdza, że jest nie tylko znakomitym śpiewakiem, ale i równie utalentowanym aktorem) ), Karol Kozłowski (Oronte, zbyt duży mat w głosie może nieco przeszkadzać), Olga Siemieńczuk (w partii Morgany w I akcie nieco męczyły ostre dźwięki w jej głosie, ale w akcie III było już ich zdecydowanie mniej) i Joanna Krasucka-Motulewicz (Bradamante) zagrali swoje role z dużą dozą swobody, naturalności i swady, do tego dobrze rokującej muzykalności też nie można im odmówić.
Liliana Stawarz zadbała o to, by partytura „Alciny” miała swój wyrazisty, nasycony barwami, równomierny puls, by instrumenty smyczkowe brzmiały gładko, okrągło i gęsto, a wyróżnikiem frazowania była plastyczność i kunsztowność dźwięku nie pozbawiona charakterystycznej dla autora „Xerxesa” ornamentyki, która jednak zawsze funkcjonuje jako oręż do osiągnięcia zamierzonego wyrazu dramatycznego.
fot. Kinga Karpati
Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.