Recenzje

Wolność w późnym wieku

O spektaklu „Trąbka do słuchania” Leonory Carrington w reżyserii Weroniki Szczawińskiej we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Jarosław Klebaniuk.

Młodość jest wartością w konsumpcyjnej kulturze Zachodu, starość zaś czymś, co wymaga opóźniania i maskowania. Nie znaczy to jednak, że w pozamedialnym świecie ta ostatnia musi być wyłącznie źródłem dyskomfortu, a ostatecznie – cierpienia. Tekst Carrington, choć surrealistyczny i chwilami niejednoznaczny, można odczytywać jako manifest spełnionej (mocno) późnej dorosłości. Weronika Szczawińska (reżyseria), Piotr Wawer jr (adaptacja, dramaturgia, współpraca reżyserska, opracowanie muzyczne) i Marta Szypulska (scenografia, kostiumy, światło) i Alicja Czyczel (choreografia) nadali mu bogatą artystyczną oprawę, dzięki której z przyjemnością można było przyglądać się bohaterkom u schyłku ich życia. Starość została ukazana jako dająca nie tylko wolność od ograniczeń innych niż fizyczne, lecz także sprawczość, z której warto korzystać.

Przedstawienie rozpoczęło się od wspólnego przez wszystkich aktorów rozłożenia pełnej rozmachu scenografii. Gigantyczny patchworkowy dywan, namiot pozszywany z elementów garderoby, wymyślne miejsca do siedzenia lub stania o zindywidualizowanym charakterze robiły wrażenie swoją oryginalnością. Niezwykle pomysłowe były także kostiumy, które większość aktorów kilkukrotnie zmieniało na obrzeżach sceny, niektórzy – wcielając się w różne postaci, pozostali – dostosowując swój image do ducha chwili. A ten zmieniał się w miarę, jak rozwijała się fabuła, którą można by określić na trzy odrębne opowieści. W pierwszej Marion, główna bohaterka, zostaje oddana do autorytarnie zarządzanej instytucji opiekuńczej, której pensjonariuszy i tryb funkcjonowania poznaje w szeregu, komicznych zazwyczaj, scen. W drugiej części najbardziej wyeksponowaną postacią jest zakonnica, która wraz z biskupem zstąpiła z (żywego) obrazu. Oboje z Elą uznaliśmy tę sekwencję za najzabawniejszą. Poszukiwania Graala zostały przedstawione z przymrużeniem oka, a rysowane grubą kreską ułomności kościelnego hierarchy mogły być odbierane jako odległa aluzja do współczesnych problemów katolickiej instytucji. Całości dopełniała – po przerwie –  trzecia część, w której pensjonariuszki Źródła Braterskiego Światła próbowały, z pomocą wilków i pszczół, uratować świat dotknięty globalną zmianą klimatyczną. Absurdalność pomysłów nie przeszkodziła w zachowaniu optymistycznego przesłania spektaklu.

Aktorzy mieli trudne zadanie polegające między innymi na synchronizowaniu elementów gry, w której rzadko mieliśmy do czynienia z prostymi wymianami zdań. Zazwyczaj uczestników międzyludzkich relacji  było więcej, a kanały komunikacji miały charakter pantomimiczny, mimiczny i wokalizacyjny. Powracał w przedstawieniu motyw wspólnego nucenia melodii, która przypominała jakiś wehikuł wspólnotowości o pochodzeniu etnicznym.

Warto podkreślić, że cała trzynastka aktorów praktycznie przez cały czas znajdowała się na scenie. Nawet jeśli jej część nie brała udziału w wymianach między bohaterami, to komentowała, dorzucała swoje uwagi, a czasami po prostu obserwowała w skupieniu. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że niektórzy wciąż dobrze się przy tym bawili. Wyobrażaliśmy sobie z Elą, że był to nieledwie odprysk tej radości, z którą zapewne trupa Współczesnego tworzyła spektakl na próbach.

Aktorzy grali niemal bezbłędnie (jedno czy dwa potknięcia zostały natychmiast skorygowane w taki sposób, że trudno z przekonaniem napisać, czy rzeczywiście były to potknięcia) i nie sposób wymienić wszystkich, których występ zrobił korzystne wrażenie. Warto jednak podkreślić rolę, jaką odegrała występująca gościnnie na Dużej Scenie Współczesnego Julia Gadzina. Nie tylko grała na skrzypcach, a chwilami używała tego instrumentu do tworzenia tła muzycznego w nietypowy sposób, ale i miała swoje role w kilku scenach, niekiedy nawet grając i wygłaszając kwestię jednocześnie. Jeśli dodamy do tego fakt, że sama była autorką kompozycji i aranżacji, możemy śmiało powiedzieć, że bez niej „Trąbka do słuchania” miałaby inny, uboższy charakter.

Chociaż strona wizualna i wokalno-muzyczna stanowią niewątpliwie największe atuty przedstawienia, także tekstowi nie można odmówić wysokiej jakości. Zapadają w pamięć zdania, których znaczenie w pełni wydobyć można dopiero z kontekstu teatralnej narracji: „Bądźcie pokorni. Nie da się napełnić pełnej czary” (Doktor Gambit do swoich podopiecznych), „Szczęście nie jest przywilejem młodości”, „Nie wolno ufać ludziom poniżej siedemdziesiątki”, „Pieniądze to przekleństwo. Oddałabym ci wszystkie, gdybym jakieś miała”, „Jeżeli starsza pani nie może pojechać do Laponii, to Laponia musi przyjechać do starszej pani”, „Choć uzyskałyśmy wolność w późnym wieku, nie zamierzamy z niej rezygnować”.

Wybieraliśmy się z Elą na ten spektakl z pewnymi obawami. Perspektywa trzygodzinnego siedzenia w wymuszonej pozycji po ponadrocznej przerwie w teatralnej obecności wydawała się groźna. Przeważyło jednak nazwisko reżyserki, której dokonania obserwujemy od wielu lat. Nie zawiedliśmy się. „Trąbka do słuchania” jest według nas jej – jak dotąd – najwybitniejszym przedstawieniem. Dostarczyło nam teatralnych wrażeń, których nie doświadczylibyśmy, gdyby nie ciepły humor wydobyty tekstu, rozbuchana wyobraźnia twórców i pozytywna energia zespołu aktorskiego. 

fot. Filip Wierzbicki

Jarosław Klebaniuk – Instytut Psychologii, Uniwersytet Wrocławski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,