Z reżyserką Małgorzatą Wdowik rozmawia Wiesław Kowalski.
Umówiliśmy się na rozmowę na temat grudniowej premiery Pani spektaklu w warszawskim Nowym w Teatrze, tymczasem kolejne obostrzenia wprowadzone przez polski rząd na pokaz „Wstydu” z publicznością nie pozwolą, co mówię ze smutkiem, jako że teatry wydały mi się dotychczas bardzo bezpiecznym miejscem, gdzie w sposób wyjątkowo skrupulatny przestrzegano wszystkich zasad bezpieczeństwa związanych z pandemią. Czy podjęła już Pani decyzję, jaki będzie los przedstawienia, czy próby będą kontynuowane i czy istnieje szansa na premierę online?
Na szczęście możemy dalej próbować. Oczywiście proces tworzenia spektaklu ma swoją dynamikę, którą reżyser/reżyserka zazwyczaj projektuje biorąc pod uwagę długość prób dążących do premiery. W trakcie pandemii mamy mniejszy wpływ na kształt tego procesu. Zmiany terminów prób związane z czyjąś chorobą czy zagrożeniem covidem są bardzo częste. Wymagają zarówno od twórców jak i od instytucji bycia elastycznym. Dla mnie proces prób to teraz bardziej strategia małych sukcesów niż sprint do premiery. Dlatego każdy ukończony tydzień prób traktuję jako sukces. Robimy wszystko, żeby premiera odbyła się 5 lutego. Niestety ze względu na materiał, jakiego używamy w spektaklu, nie zdecydowałam się na premierę online.
„Wstyd” ma być domknięciem dwóch wcześniejszych Pani przedstawień, w których zajmowała się Pani „Strachem” (TR Warszawa) i „Gniewem” (warszawski Powszechny). Tym razem na tytułową emocję i na sposoby jej dziedziczenia chce Pani spojrzeć z perspektywy kobiet i kilkupokoleniowej rodziny, stąd w obsadzie pojawia się Ewa Dałkowska, Magdalena Cielecka i Jaśmina Polak. Jak pracowała Pani nad tym tekstem? Co Panią inspirowało najbardziej, co było punktem wyjścia – własne doświadczenia czy też to, co na temat wstydu napisali dotychczas inni pisarze?
Książki Didiera Eribona, czy Eduardo Louisa zwróciły moją uwagę na temat wstydu społecznego. Ich historia wydała mi się niezwykle znajoma. Pewnie nie tylko mnie, co zresztą potwierdza duże zainteresowanie tymi autorami w teatrze. Język, jakim się posługują, to jak definiują pewne zjawiska zaczął wpływać na to, jak spostrzegłam własną historię. Łapałam się na tym, że próbowałam swoim doświadczeniom przypisać kategorie wyznaczone w książkach tych autorów, mimo że nie zawsze były one spójne z tym, co przeżyłam. Ta potrzeba zrozumienia swojej historii rodzinnej, próba skonfrontowania się z nią, stała się punktem wyjścia do pracy nad spektaklem. Podstawę tekstu stanowi sam proces powstawania przedstawienia. Z jednej strony wykorzystujemy opowieści dokumentalne naszych bohaterek, a z drugiej konfrontujemy je z perspektywą aktorek. Reakcje i komentarze osób, które zapraszamy do zapoznania się z materiałami też mogą się stać częścią tekstu spektaklu. Historia ta staje się też coraz bardziej publiczna i to wpływa na to, jak zaczynają odbierać ją bohaterki. Samo pojawienie się opisu na stronie Nowego Teatru, który jest cytatem z naszych rozmów, było dla nich przeżyciem. Staram się na bieżąco te reakcje dopisywać do tekstu, bo tak naprawdę to właśnie one pokazują to na czym opiera się wstyd, czyli na wystawianiu na widok tego ukrywanego. Ten rodzaj dania sobie przyzwolenia na opowiedzenie swojej historii jest też bardzo uwalniający.
Skoro mówimy o tekście, czy to znaczy, że tym razem zaczęła Pani pracę od prób stolikowych? Wiem, że nie jest Pani ich zwolennikiem?
Każdy twórca i twórczyni mają swój sposób prowadzenia prób, który przekłada się na efekt, jakim jest spektakl. Pracuję wizualnie. Próbując wytworzyć spójny świat sceniczny, staram się tak dogadać z teatrem, aby w miarę szybko móc pracować na scenie w scenografii. Ułatwia mi to wprowadzenie aktorów w świat lub formę, oraz umożliwia wspólne wytworzenie jego zasad. Dzięki temu światy nawet tak wyabstrahowane jak w spektaklu “Strach” stają się organiczne, bo są przeprowadzone przez aktorów. To trochę takie wspólne odkrywanie możliwości danej formy. Bardzo lubię ten moment kiedy już pojawiają się wszystkie elementy scenografii, kostiumy i możemy zacząć pogłębiać to, o czym tylko rozmawialiśmy przy stoliku.
Do współpracy zaprosiła Pani dokumentalistkę Agatę Baumgart. Jak jej obecność i udział w powstawaniu spektaklu dopełnia to, o czym chce Pani powiedzieć?
Agata jest reżyserką filmową i teatralną, która pracuje ze mną nad projektem od samego początku. Znamy się jeszcze z czasów studiów, byłyśmy razem na roku na Akademii Teatralnej. Podobnie jak w jej dokumencie “Love.404”, w spektaklu zajmujemy się relacją między córką a matką. W procesie zbierania materiałów dokumentalnych i w samym spektaklu pełni ona funkcję podglądacza i komentatora. Ponieważ historia, którą opowiadamy jest dla mnie bardzo osobista, wiedziałam, że będę potrzebować obiektywnego obserwatora, który pozwoli na utrzymanie dystansu. W wielu rzeczach z Agatą się nie zgadzamy i ten konflikt wykorzystujemy jako część spektaklu.
Nie ukrywa Pani, że bardzo ważne dla procesu twórczego jest miejsce, gdzie realizuje Pani spektakl. Dlaczego akurat „Wstyd” postanowiła Pani przygotować w Nowym Teatrze w Warszawie?
Wstyd jest jedną z najmniej teatralnych emocji, z którymi dotychczas pracowałam. Definiowany jest jako moment, w którym to coś, co ukrywamy, wychodzi na wierzch. Wychodzi na spojrzenie “idealnego innego”. Inne emocje, takie jak strach czy gniew, mają przestrzenie, w których możemy je doświadczać, np. domy strachów, pokoje furii czy horrory. Decyzja połączenia tematu z instytucją wynika z pewnego niedopasowania, w którym dostrzegam ciekawe napięcie. Nowy Teatr znajduje się na Mokotowie w Warszawie i jest stereotypowo postrzegany jako miejsce prestiżowe. A my, używając tego kontekstu, postanowiliśmy zrobić spektakl eksperyment, który w jakimś sensie zakłada nieudolność, niepewność, a nawet otwartość czy porażkę. Interesuje nas: kim jest ten idealny inny, wobec którego na moment spektaklu wyciągamy to, co ukryte?
Mówi Pani, że podczas pracy nad spektaklem bardzo istotny jest cały kolektyw, który to przedstawienie tworzy. Czy w przypadku „Wstydu” udało się Pani na próbach otworzyć już taką przestrzeń spotkania?
Nie umiem pracować inaczej. Stworzenie przestrzeni spotkania jest dla mnie podstawą robienia teatru. Najpierw spotykamy się z realizatorami, przygotowujemy materiał na próby. Następnie dochodzą do nas aktorzy i aktorki. Oni i one są dla mnie zawsze pierwszą widownią. Moment konfrontacji z nimi tego, co wymyśliliśmy przed próbami, jest sprawdzianem. Normalnym jest to, że pracując nad czymś długo, tracimy dystans. Dlatego tak ważne jest wpuszczanie na różnych etapach prób osoby, osób pełniących funkcję oka zewnętrznego. Ich pytania czy niepewności są zazwyczaj tymi, które miałby widz. W trakcie prób każdy ma swoje zadanie do wykonania, za które jest odpowiedzialny. Jednocześnie staram się tworzyć wspólną przestrzeń, w której dzielimy się uwagami dotyczącymi całości spektaklu.
Zawsze stara się Pani konstruować na scenie spójny wizualnie świat. Co tym razem będzie tę rzeczywistość tworzyło czy determinowało?
Tym razem świat sceniczny jest oparty o materiał dokumentalny przygotowany przez Agatę Baumgart. Wprowadzenie materiału dokumentalnego na scenę zawsze było czymś, co interesowała mnie w teatrze. Tym razem przybiera on formę mini dokumentu.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że będzie próbowała w Nowym zjawisko wstydu rozkodować. Podejrzewam, że od seksualności nie da się uciec?
Zależy pewnie to od tego, jak definiuje Pan seksualność. Myślę, że dla nas tematem jest kontakt z własnym ciałem czy nieumiejętność okazania czułości sobie i innym. W naszej opowieści związane to jest z brakiem akceptacji, który wstyd może wywoływać.
Na koniec chciałbym zapytać jeszcze o Gildię Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych, której Pani przewodniczy. Na ile aktywni możecie być Państwo w obecnej sytuacji w rozmowach choćby z MKiDN na temat sytuacji wszystkich artystów pracujących w teatrze?
Reprezentantki i reprezentanci Gildii są obecni na spotkaniach sztabu kryzysowego przy MKiDN, jak i uczestniczą w obradach Zespołu Eksperckiego przy Instytucie Teatralnym. Prezentujemy perspektywę artystek i artystów freelancerów, których problemy w trakcie pandemii stały się niezwykle widoczne. Proponujemy rozwiązania oraz programy, które byłyby pomocne dla osób nie zatrudnionych na etat. Niestety głos ten wciąż nie jest wystarczająco słyszalny. Dlatego próbujemy połączyć siły z innymi związkami zawodowymi.
Fot. Maurycy Stankiewicz