Michał Głowiński: Papuga i ratlerek. Wielka Litera, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Ta książka jest dzielona na części ze względów gatunkowych oraz fabularno-wspomnieniowych, ale czytelnicy i tak będą mieli wrażenie, że śledzą opowieść jednorodną i autobiograficzną przez cały czas. Przy takim podejściu zdziwi ich z pewnością stopień nasycenia publikacji – a właściwie kolejnych utworów – niechęcią czy wręcz złością na innych ludzi. Michał Głowiński nie jawi się tu jako człowiek dobrotliwy czy przyjaźnie nastawiony do świata. Pozwala, żeby owładnęły nim negatywne uczucia – w pełni zrozumiałe w jego sytuacji i przy tym bagażu przeżyć – a jednak w lekturze takie skondensowanie zła jawi się zastanawiająco.
Autor daje upust złości w kilku przypadkach: zwłaszcza gdy mowa jest o stosunku do Żydów, ale też przy przypominaniu tematów politycznych. Jeśli może rozprawić się z dawnymi krzywdami czy dać upust urazom, które z perspektywy kolejnych pokoleń wydają się czasami bez znaczenia – to to robi. Odwołuje się do zapamiętanych drobnych scenek – drobnych, ale wiele mówiących o ich bohaterach. Zajmuje się też swoistą wiwisekcją, analizuje własne traumy i przykrości, które dla postronnych były nie do uchwycenia. Między innymi przypomina sobie strach przed pozostawaniem w zamkniętej klasie – wybryk szkolnych kolegów uruchamia obrazy z czasów wojny, a przed tym lękiem ucieczki nie ma. W „Papudze i ratlerku” liczą się ludzie – ale nie wszyscy ludzie zasługują na pochwały i miłe wspomnienia. Głowiński dzieli się tym razem bardziej ochoczo smutkami i rozczarowaniami – a jeśli nie panuje nad proporcjami w książce, szybko takie podejście zdominuje całość. Pod koniec tomu krótsze teksty są już powrotami do innych przestrzeni – ale nie da się wymazać z pamięci pierwszej goryczy. I może właśnie o to chodzi autorowi – Michał Głowiński dzięki sile swojego autorytetu zyskuje szansę mówienia (i pisania) bez sztucznych uprzejmości, bez lukru, który zmieniałby postrzeganie rzeczywistości. Wprowadza odbiorcom kategorie dawnych krzywd przefiltrowane przez osobiste doświadczenia.
Wprowadza tu Głowiński wiele postaci, które nie mają twarzy i imion, ale które składają się z negatywnych cech charakteru. Pokazuje autor, jak łatwo można popaść w schematy klasyfikowania bez wystarczającej wiedzy, łatwo przychodzi mu budowanie całej złej otoczki, jeśli poczuł się urażony przez człowieka, nawet w dawnych czasach. Reaguje niejako w imieniu „swoich” środowisk, zawsze chce występować w obronie słabszych, choćby dlatego, że innym się już nie chce. Michał Głowiński stara się w tej książce przywracać świat tradycyjnych wartości, ale też pokazuje odbiorcom, że trzeba walczyć o własne ideały. „Papuga i ratlerek” jest książką bardzo osobistą – kiedy następuje jakiś błysk, skojarzenie, przelotne spotkanie lub coś, co wyzwoliło wspomnienie – autor postanawia dzielić się z czytelnikami tym, co dla niego istotne. I tym razem nie zamierza się w żaden sposób tłumaczyć ani krygować, pozostaje szczery i wręcz do bólu prawdziwy.