Lucy Knisley: Dziewięć miesięcy czułego chaosu. Marginesy, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Coraz więcej jest na rynku wydawniczym komiksów autobiograficznych, opowieści rysowników – kierowanych do dorosłych odbiorców. „Dziewięć miesięcy czułego chaosu” Lucy Knisley to bardzo intymna historia związana z ciążą i komplikacjami okołoporodowymi. Nie ma w niej gloryfikowania ciąży ani zachęcania wszystkich kobiet, by rodziły jak najwięcej. Autorka przyznaje się do własnej fascynacji ciążą od młodych lat – dużo czyta na ten temat, uczęszcza na lekcje z przysposobienia do życia w rodzinie i nie boi się zadawać pytań. Jednak rzeczywistość ją przerasta. Najpierw – jeśli chodzi o środki antykoncepcyjne. Pigułka i prezerwatywa się w jej przypadku nie sprawdzają, również kilka kolejnych rozwiązań przynosi raczej kłopoty zdrowotne niż możliwość cieszenia się seksem – trochę potrwa, zanim komiksowa Lucy znajdzie odpowiednią dla siebie antykoncepcję – a przecież wiedza o tym powinna być powszechnie dostępna.
Dalej bohaterka decyduje się zajść w ciążę – udaje jej się to bardzo szybko i wszyscy wokół świętują, tyle że… dochodzi do poronienia. Znowu – kobieta nie jest świadoma tego, że w pierwszej fazie wiele ciąż tak się kończy. Ma to wielki wpływ na jej psychikę, sprawia, że Lucy pogrąża się w rozpaczy i nie pozwala się pocieszyć. Kiedy wreszcie udaje się jej znaleźć źródło kłopotów i zajść w ciążę oraz przetrzymać pierwsze tygodnie, zaczyna się gehenna z codziennymi mdłościami. Aż do porodu ciągle znajduje się coś, co stoi na przeszkodzie, by mogła cieszyć się swoim stanem. A sam poród omal nie kończy się katastrofą mimo staranności Lucy w przestrzeganiu wszelkich wytycznych od lekarzy. „Dziewięć miesięcy czułego chaosu” to komiks, który przestrzega i rozbawia – chociaż specjalnie do rodzenia dzieci nie zachęca (ale też nie taki jest jego cel).
Lucy Knisley dzieli się z czytelnikami swoimi doświadczeniami – tymi zabawnymi i tymi, które budzą rozpacz. Nie umyka jej żaden aspekt ciąży, włączając w to nawet emocje i lęki partnera. Gdzieś próbuje trochę doedukować odbiorczynie, gdzieś – rozśmiesza, przerysowując sytuacje i odczucia. Stara się nie brzmieć przesadnie dramatycznie, ale też wie doskonale, że tylko dramatyzmem jest w stanie przyciągnąć do siebie czytelniczki. Nie szczędzi zatem przygód. Cały komiks wolny jest od stereotypów – to osobista perspektywa i zestaw naprawdę wstrząsających wydarzeń, podlany jeszcze wiadomościami na temat zdrowia kobiety. Lucy Knisley może dzięki temu przyciągnąć do siebie odbiorczynie, jest w stanie je zaintrygować i znaleźć nie tylko punkty wspólne do snucia własnych narracji, ale też – ciekawostki czy warte ocalenia motywy.
Cechą charakterystyczną tego komiksu, oprócz przekonujących rysunków (czasami zestawia autorka ilustracje i zdjęcia – można wtedy się przekonać, że rzeczywiście celnie uchwyciła podobieństwo) jest poczucie humoru. Czasem – mimo wszystko, zmuszające do refleksji i do odejścia od schematów myślowych. Dzięki temu można na opowieść o ciąży spojrzeć inaczej – ten komiks wart jest zachowania w kanonie gatunku.