O „Rewizorze” Nikołaja Gogola w w reż. Jurija Murawickiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.
Nie od dziś wiadomo, że „Rewizor” Gogola, choć napisany w 1836 roku, to tekst pobudzający do śmiechu, ale i mogący nieść grozę, z jednej strony gorzki, z drugiej napawający trwogą. Takie reakcje determinuje przede wszystkim uniwersalizm tej opowieści, jej nieustępliwa ponadczasowa aktualność, która ujawnia się najbardziej wtedy, kiedy reżyser nie sprzeniewierza się autorowi i stara się podążać za jego podszeptami. Tak uczynił Jurij Murawiecki w najnowszej inscenizacji zrealizowanej w Warszawie. I niech nie zmyli nas zmiana w finale, która choć przynosi spore zaskoczenie, znajduje uzasadnienie w wyborze użytych środków i w języku scenicznym, który w tym spektaklu nawiązuje do horrorów czy filmów grozy, choćby takich, które wyszły spod ręki Tima Burtona.
Murawicki nie próbuje wywoływać śmiechu, który jest w końcu fundamentem i zasadniczą esencją „Rewizora”, w sposób płytki, konwencjonalny czy pospolity. Próbuje w wykreowanej i mocno sformalizowanej rzeczywistości sprawdzać jak działa regenerująca siła szyderczego gogolowskiego obśmiewania. Przedstawienie skomponowane jest szalenie konsekwentnie i pomysłowo, finezyjnie i błyskotliwie zagrane (zdeformowane sylwetki bohaterów, ale bez grama farsowych przerysowań, pewnie wcale tego nie ułatwiają), po mistrzowsku demaskatorskie w wyrazie, przede wszystkim dzięki bardzo czytelnym od początku do końca inscenizacyjnym konceptom, które sprawdzają się w każdym fragmencie narracyjnego przebiegu.
Galya Solodovnikova (scenografia i kostiumy) nie stara się odtwarzać XIX-wiecznej Rosji z jej całym sztafażem obyczajowo-rodzajowym, choć nie zapomina w jak nadgnitym i dusznym miejscu się znajdujemy. To również pomaga w sprawdzaniu, bez nachalnych aktualizacji, a jedynie poprzez wyzyskiwanie siły tkwiącej w karykaturalnej grotesce i absurdzie, uniwersalnego i ponadczasowego charakteru komedii autora nieśmiertelnego „Ożenku”. Koncepcja przestrzenna na każdym poziomie idzie tutaj w sukurs rozwiązaniom reżyserskim, które w konsekwencji budzą śmiech wywołujący w dużej mierze oczyszczenie i skłaniający do refleksji. Dlatego warszawski „Rewizor”, który słusznie doczekał się bardzo wnikliwych analiz i omówień (niestety, kilku złośliwych komentarzy również), jest spektaklem godnym szczególnego polecenia, tym bardziej, że wobec radykalnych zmian jakie proponuje Monika Strzępka, która zastąpi na stanowisku dyrektora Tadeusza Słobodzianka, nie wiadomo jak długo jeszcze w repertuarze pozostanie.