Recenzje

Wybryki pradziadka

Marta Kisiel: Nomen omen. Uroboros (Foksal), Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Śledztwo w sprawie zbrodni może być skomplikowane: w tym wypadku morderca upodobał sobie drobne dziewczyny z długimi blond warkoczami – ale nie grasował zbyt długo, bo już druga z potencjalnych ofiar stawiła mu silny odpór. Basia, uzbrojona w glany i manicure, walczyła jak lwica z oprawcą. I to dzięki jej postawie Niedaś może się dowiedzieć, dlaczego trafił do aresztu i co łączy go z psychopatą. Skoro zatem śledztwo w sprawie morderstwa zwykle jest skomplikowane i wystarcza na całą fabułę kryminału, tutaj komplikuje się jeszcze bardziej, bo niewinne dziewczyny napada przybysz z zaświatów. A zaświaty Marta Kisiel bardzo lubi – i czuje się znakomicie w prezentowaniu kolejnych pomysłów rodem z fantastyki.

Niedaś jest bratem Salki – można by dodać, że wyrodnym, gdyby nie to, że ma swój urok wiecznego chłopca. Niczym się nie przejmuje, nic nie bierze do siebie, a stres najzwyczajniej w świecie zajada, w pewnych okolicznościach może się więc stać opoką. Salka jest jego przeciwieństwem: nerwowa, zakompleksiona i zawsze nadmiernie ambitna – tak samo da się jednak lubić, a jej talent do popełniania rozmaitych gaf szybko urzeknie odbiorców. Zwłaszcza że Salce daleko do romantycznej nimfy, która mężczyzn owijać sobie może wokół palca. Nawet ponętne kształty jej w tym nie pomagają: dziewczyna po prostu nie nadaje się do sercowych podbojów. Dobrze, że w “Nomen omen”, najnowszej powieści Marty Kisiel, Salka musi skupić się raczej na wytropieniu zbyt zażywnego jak na nieboszczyka pradziadka i oczyścić z zarzutów biednego Niedasia.

Do grona barwnych osobowości dochodzą jeszcze trzy staruszki – siostry-trojaczki, które starszych pań ze stereotypów nie przypominają. Świetnie dogadują się z młodzieżą, czasami są zresztą bardziej postępowe, nie gorszą się byle czym, miewają nietypowe upodobania i hobby, a do tego… rozsiewają aurę tajemniczości – i mają tu swoje powody. Pod opiekuńczymi skrzydłami sióstr Bolesnych nawet najtrudniejsze sprawy rozwiązuje się łatwiej. Przynajmniej – łatwiej niż byłoby to pod okiem rodziców, bo rozbuchana seksualnie matka najchętniej wepchnęłaby Salkę w objęcia pierwszego lepszego kuriera, a ojciec jest w stanie każdego zagadać o swoich pasjach. Przy tym wszystkim nie dziwi wszędobylski Roy Keane, papuga, która mocno przyczynia się do rozwiązania zagadki, a na razie chodzi i wyżera wszystkim wafelki oraz herbatniki.

“Nomen omen” to powieść, która łączy najlepsze cechy czytadeł z różnych gatunków. Jest tu oczywiście fantastyka przemieszana z thrillerem i kryminałem, jest obyczajówka i romans, jest też powieść akcji i motyw sensacyjno-detektywistyczny. Wszystko skąpane w kaskadach żartów. Marta Kisiel pisze specyficznym nieprzezroczystym językiem, w którym puenty i dowcipy zajmują ważne miejsce. Nie ma w zasadzie scenki, która nie wiązałaby się z wybuchami śmiechu odbiorców (jedynym wyjątkiem jest pouczenie dotyczące losu przesiedleńców: tu autorka przypomina, jak niewielkie znaczenie ma narodowość w obliczu konieczności opuszczenia domu). Nawet przodek-nieboszczyk nie jest w stanie ochłodzić atmosfery i wprowadzić nieco mroku – tu po prostu humor dominuje. A że jest to humor w najlepszym gatunku, wiadomo, że “Nomen omen” przyniesie Marcie Kisiel całe rzesze zachwyconych czytelników – jeśli ktoś jeszcze tej autorki nie zna, powinien jak najszybciej po tę powieść sięgnąć. Najpierw nie będzie mógł się oderwać od opowieści, później zacznie szukać poprzednich historii. To błyskotliwa i zabawna książka dla wszystkich, którym znudziły się literackie schematy ze śmiertelnie poważnych bestsellerów.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,