Morris i Goscinny: Lucky Luke. W górę Missisipi. Egmont, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Rzadko się zdarza, żeby samotny kowboj z prerii trafił na statek, ale w przypadku Lucky Luke’a wszystko jest możliwe – zwłaszcza że towarzystwo tego dzielnego bohatera gwarantuje spokój i ochronę przed bandytami. Lucky Luke walczy o sprawiedliwość, a tak się akurat składa, że kapitan Barrows prosi go o pomoc. Przeciwnik kapitana – który właśnie wyzwał go na pojedynek w postaci wyścigu po Missisipi – z pewnością użyje wszelkich dostępnych środków, żeby wygrać. Z radością będzie postępować wbrew prawu, zresztą jako były pirat wcale nie dba o dobre imię: znacznie ważniejsza jest dla niego wygrana. W ten sposób Lucky Luke oraz Jolly Jumper wsiadają na statek i wezmą udział w nietypowej potyczce. Na statku znajduje się między innymi palacz, który wysadził już kilka kotłów, czy czarnoskóra załoga – w wolnych chwilach umilająca sobie czas śpiewem. Chociaż brzmi to niemożliwie, statek będzie mógł pilotować koń, a gdy Missisipi wyleje – trafią się niespodziewane trasy.
Szkielet historii jest oczywisty i do znudzenia powtarzalny: oto samotny kowboj, który nie chce się mieszać w żadne rozróby, zostaje zaangażowany do bronienia słabszych (w tym wypadku – kapitana Barrowsa). Odniesie sukces – jego misja musi zakończyć się sukcesem, ale zanim to nastąpi, przyjdzie kolej na szereg zabawnych sytuacji i perypetii pokazujących umiejętności Lucky Luke’a oraz jego talent do przewidywania niebezpieczeństw. Ten bohater jak mało kto radzi sobie ze złem – a przeciwników po prostu ośmiesza. W tomie „W górę Missisipi” widać to wyraźnie, chociaż zmienia się cała otoczka wydarzeń. Nie ulega modyfikacjom jednak mentalność bandytów: ci są łatwi do rozpracowania i bezradni w obliczu umiejętności kowboja. Już sam pomysł z kowbojem na wodzie – w walce z ekspiratem – wypada zabawnie, a Goscinny potrafi tak poprowadzić fabułę, by nie tylko fani cyklu byli nią zachwyceni. Lucky Luke to gwarancja szybkiego tempa wydarzeń podporządkowanych śmiechowi. Liczy się tu rozrywka, umiejętność lawirowania między kontekstem Dzikiego Zachodu (tu przeniesionego na wodę) a rzeczywistością znaną odbiorcom – przez takie zabawy autorzy budują sobie wierne grono czytelników, nie tylko spośród najmłodszych odbiorców.
Lucky Luke to bohater, który uwodzi czytelników ironią i dystansem do świata. Humor zawarty w tomach z podstawowej serii – przygotowywanych przez Morrisa i Goscinny’ego – w ogóle się nie starzeje, więc koneserom gatunku i cyklu wydawnictwo przypomina najlepsze dokonania duetu. Tu z radością śledzi się każdy kadr i każdą puentkę w drodze do celu – nie finał jest ważny, a sam przebieg akcji pełnej smaczków w detalach. „W górę Missisipi” dodatkowo kusi odmiennością środowiska charakterystycznego dla postaci – wysłanie Lucky Luke’a na wodę okazało się sukcesem już na etapie tematu: w realizacji cieszy tym bardziej.