Jaroslav Rudiš: Czeski Raj. Książkowe Klimaty, 2019 – pisze Izabela Mikrut.
„Kto by chciał żyć bez bab.
– Tylko czemu nas tak ciągle męczą?
– Może my tak trochę chcemy, żeby nas męczyły”. Takie i podobne rozmowy przez cały rok toczą się w nieznanej przez turystów za to doskonale kojarzonej przez miejscowych saunie. Mężczyźni stworzyli sobie tu azyl, uciekają przed problemami dnia codziennego i przed stałym zabieganiem, przed obowiązkami lub traumami – żeby porozmawiać, poprzebywać z innymi bez względu na ich poglądy i życiowe doświadczenia. Jaroslav Rudiš ostrożnie przygotowuje ich do ostateczności i do myśli eschatologicznych. Mężczyźni zajmują się swoimi sprawami, chociaż nie brakuje w ich zwyczajności refleksji nad śmiercią (jeden prowadzi zakład pogrzebowy, drugiemu umarła żona). Sauna oznacza jednak zwolnienie z trosk, przynajmniej na chwilę. Można zająć się kwestiami, które nurtują innych, wymienić opinie i ponarzekać. Można zastanowić się nad sytuacją polityczną i nad przeszłością, która rzutuje wciąż jeszcze na wybory społeczeństwa. Można – najzwyczajniej w świecie – pogadać o babach, które męczą, ale są potrzebne. Można się rozerwać lub zaangażować w dyskusję, która z perspektywy całego życia jest kompletnie nieistotna, ale w tej jednej chwili oznacza wszystko.
„Czeski Raj” to miniaturowa powieść, w której Jaroslav Rudiš wykorzystuje esencję czeskiego humoru, absurdu i czarnego humoru oraz filozofii. Lekkości nadaje książce zwłaszcza przez ucieczkę do nieważnych dialogów: z nich składa całą historię. Mężczyźni konfrontujący własne doświadczenia z tym, co spotyka innych, przekonują się, że nie są pępkami świata, dowiadują się czegoś o własnych niedoskonałościach czy słabościach. Mimo to ujawniają dalej, co ich trapi, dręczy i frustruje – tylko w saunie można błyskawicznie zrzucić z siebie problemy i ruszyć dalej. Nawet jeśli to dalej będzie oznaczało powrót do azylu i ponowne zanurzenie się w oparach myśli.
Poważne zagadnienia – i lekkość w narracji. Autor łączy tutaj formę, która idealnie nadaje się do inscenizacji teatralnych. Stawia na dialogi, prawie w ogóle wyklucza narratora (ten, kiedy już się pojawi, zaznacza swoją obecność przede wszystkim przez wskazywanie rozmówców: mężczyźni nie mają imion, określani są peryfrastycznie za sprawą wydarzeń, które aktualnie ich definiują. Refrenowość takich rozbudowanych powtórzeń przydaje książce uniwersalnego charakteru. Motywem, którego nie wolno w tym wypadku pominąć, jest humor. Jaroslav Rudiš ucieka od jednoznaczności: niemal każde przytoczone przez bohaterów wydarzenie można interpretować na więcej sposobów, każde mówi nie tylko o ich codzienności, ale i o ukrytych lub całkiem jawnych lękach i przeżyciach. Autor stosuje ironię, żeby podkreślać małość swoich postaci w obliczu wieczności, uniemożliwia wręcz poważne podejście do spraw, które nurtują każdego z mężczyzn z osobna. Wspólne narzekania czy łączenie się w konkretnych doświadczeniach to tylko sposób na wyeksponowanie słabości ludzi. A przecież mężczyźni z tomu tego nie dostrzegają, nie uznają siebie za gorszych lub przegranych. W obrębie fabuły nie dokonają niczego – poza poznaniem pewnej prawdy o życiu.