Recenzje

Za wszystkich stanie jeden, za jednego gromada

„Spólnota” w reżyserii Marty Streker w Teatrze Układ Formalny – pisze Jarosław Klebaniuk

Rzadko nam się z Elą zdarza wstać do braw, jeszcze rzadziej takie powstanie zainicjować. Tym razem jednak zarówno teatralna jakość spektaklu, jak jego ideowy przekaz nie pozostawiły nam wyboru. Oryginalny scenariusz, transgresyjny charakter interakcji z widzami, zaangażowana gra aktorska i płynne zwroty akcji złożyły się na wybitną całość wartą polecenia nie tylko koneserom. „Spólnota” stanowi atrakcyjną propozycję dla wszystkich tych widzów, którzy cenią teatr nietuzinkowy i pełen treści.

Spektakl nas zaskoczył różnorodnością konwencji teatralnych i środków artystycznych. Obok klasycznych dialogów i bardziej rozbudowanych interakcji zaoferował elementy performansu, przypowieści scenicznej, teatru muzycznego, a nawet lalkowego. Zapowiadany w programie udział widowni nie ograniczał się do trzymania transparentów i chorągiewek, przeciągania nad głowami gigantycznej flagi czy degustacji domowego ciasta. Zdarzało się, że jeden z aktorów niejako mówił widzem, inni zaś wcielani byli w role kukiełkowych wiewiórek. Chętni odpowiadali na trudne pytania, a niektórzy, jak pewna starsza dama w czerwonej sukni (Lady in Red?), reagowali tak żywo, że nawet przytulili płaczącą bohaterkę, odrzuconą przez część wiejskiej wspólnoty (w tej roli – świetna Agata Obłąkowska). Sam trzymałem w celach poglądowych wielką poduszkową macicę, gdy Tadeusz Boy Żeleński (Igor Kujawski) wraz z Ireną Krzywicką (Karolina Micuła) głosili pogadankę w ramach Poradni Świadomego Macierzyństwa. Trudno było pozostać duchem obojętnym czy ciałem całkowicie biernym, gdy tyle wokół się działo. Nie zawsze udawało się nam z Elą usiąść obok siebie, a ręce miałem tak zajęte, że z trudem udawało mi się coś nabazgrać w kajecie porządkującym strumień impresji.

Ważną częścią przedstawienia było operowanie przestrzenią. Ruch sceniczny nie ograniczał się tylko do grającego zespołu. Wielokrotna reorganizacja widowni z przestawianiem krzeseł, powstawaniem, przemieszczaniem się i tworzeniem rozmaitych konfiguracji nadała całości dodatkowego dynamizmu, jednak głównym jego źródłem byli sami aktorzy, znakomicie poruszający się po rozległej Scenie na Świebodzkim. W główny wątek fabularny: tworzenia przez dorosłych spółdzielni, poniekąd z inspiracji podobnym udanym przedsięwzięciem ich dzieci, wplatane były zdarzenia tworzące niejako społeczne tło. Wymagało to szybkiej translokacji, niekiedy też błyskawicznego, na oczach widzów, przedzierzgnięcia się przez aktorów z protagonistów w antagonistów. Służyły temu białe chusty i beżowe kominiarki, przechodzenie z tymczasowej sceny na widownię, zmiana barwy głosu i sposobu artykulacji. Widzieliśmy więc artystów jako agitatorów ze szczekaczkami i jako asystentów demonstrujących proste czynności gospodarskie. Wszystko to zgrało się świetnie, dając wartką i spójną fabularnie całość.

Muzyka częściowo na żywo i pieśni w rockowym wykonaniu przydały widowisku atrakcyjności, a gościnny udział śpiewającej przecież na scenie solo i poza teatrem Karoliny Micuły stanowił tego ważny element. Poruszające było słuchanie przy ostrym gitarowym akompaniamencie o „jednej za drugą spoconych cegłach” i o tych, co „zbudowali gliniane piekło”. Optymizmem napawały słowa Hymnu Spółdzielców: „Oto staje wolna gromada / Budowniczych tworzących swój świat / W którym złoty cielec już nie włada”. Stanowiły one przeciwwagę dla ponurych wydarzeń międzywojnia przywoływanych raz po raz, niejako receptę na tamtą – a w znacznym stopniu i naszą  dzisiejszą – ponurą rzeczywistość.

Ideowe przesłanie spektaklu nie ograniczało się do apoteozy spółdzielczości, zwłaszcza tej klasycznie rozumianej, jako samoorganizacja ludzi w celu uniknięcia zewnętrznego wyzysku i poprawienia swojego materialnego i mentalnego bytu. „Spółka” powołana przez lokalną społeczność, aby wzajemnie się wspomagać, kupować taniej, uniknąć zadłużenia u lichwiarzy, realizować niedostępne do tej pory cele, eksponowała też hasła takie jak: braterstwo, lojalność, jedność, a zatem wartości inne niż te związane z indywidualnym biologicznym przeżyciem.

Odwaga „Spólnoty”, nawiązującej przecież do tradycji niepodległościowej, do patriotyzmu po odzyskaniu niezawisłości, polegała na tym, że przypomniano o podłości rządzących i zbrodniach dokonanych na obywatelach. Hasła „Numerus clausus”, „Przewrót majowy” czy „Bereza” przedstawione zostały jako trudne do wywabienia plamy. Antysemityzm, krwawe stłumienie demonstracji robotników czy zorganizowany przez sanacyjne władze obóz koncentracyjny dla przeciwników politycznych rzadko są dzisiaj przywoływane jako istotne zjawiska organizujące rzeczywistość społeczno-polityczną międzywojnia. Poruszająca była relacja robotnika tkackiego, który aby przeżyć kłusował i zrezygnował z używania lampy naftowej. Racje żywnościowe dla bezrobotnych wydawały się głodowe, a kradzież węgla, aby mieć czym ogrzać chałupę czy prostytuowanie się zań budzą dzisiaj zgrozę. A jednak nie tylko te wspomnienia z czasów początku kryzysu stanowią świadectwo tamtych czasów. Statystyki dotyczące okresu przed II wojną światową wskazują, że średnie spożycie kalorii w tak zwanej wolnej Polsce niewiele różniło się od tego w późniejszych hitlerowskich obozach.

Ważną rolę w „Spólnocie” odegrały wiewiórki. Nie tylko alegorycznie opowiedziały o tworzeniu spółdzielni, lecz stanowiły także źródło niebanalnego humoru. (Gdy obok orzechów i żołędzi jedna z rudych kitek wymieniła nietypowy rodzaj zapasów na zimę, inna zapytała: „Po co ci grzybki?”. „Nie pytaj”, brzmiała odpowiedź). Świetnie zagrane przez dwóch aktorów: Adama Michała Pietrzaka i Przemysława Furdaka (ten drugi wcielił się także w córkę namawiającą matkę do założenia spółdzielni) stanowiły ilustrację idei spółdzielczości o walorach dydaktycznych dostępnych także dla dzieci (spektakl oznaczono jako „od 10. roku życia”).

Humoru, i tego sytuacyjnego, i tego słownego, nie zabrakło. Cukier, który wzruszył się do łez jeremiadą soli oznajmił, że „nie zamierza dłużej krzepić tych, którzy nie kupują w spółdzielni”. Rozładowywało te pogodne momenty napięcie, które od czasu do czasu się pojawiało. Dziwnie się czułem, gdy trzymałem transparent z napisem „Spółdzielcy wrogami tradycji”. Jako zwolennik spółdzielczości od dawien dawna i krytyk tradycji uznałbym to hasło za pochwałę spółdzielczości, choć kontekst był zgoła inny. Ciąg dalszy transparentu zrównywał spółdzielczość z bolszewizmem, a ataki z politycznego lewa i z prawa podczas tej sceny przypominały, że ruch spółdzielczy nie ma jednoznacznej politycznej afiliacji. Wprawdzie zarówno egalitaryzm, który głosi, jak i alternatywa dla własności prywatnej, którą stanowi sytuują go po lewej stronie, jednak przywoływana Kasa (SKOK) Stefczyka ma zgoła inny współczesny kontekst polityczny. Wiewiórka Stefcia mogłaby mieć na ten temat odmienne zdanie, słusznie przypominając, że Franciszek Stefczyk był inicjatorem zakładania spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych w czasach, gdy było to przedsięwzięcie pionierskie.

„Spólnotę” powinny obejrzeć nie tylko osoby zainteresowane spółdzielczością i historią międzywojennej Polski. Być może niektóre z nich dowiedziałyby się, że wiązany dziś ze zgoła innym ruchem tęczowy sztandar 19 maja 1918 roku uznany został za symbol spółdzielczości. Wielką przyjemność uczestnictwo w przedstawieniu powinno sprawić praktykom spółdzielczości w wersji oddolnej, a więc członkom spółdzielni spożywczych, a także wszelkim kontestatorom współczesnej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej, w której głównym celem aktywności firm jest maksymalizacja zysku kosztem pracowników i konsumentów. Spółdzielczość wydaje się łagodną alternatywą dla kapitalizmu opartego na wielkim kapitale. Czy alternatywą skuteczną? Na to pytanie spektakl, osadzony w realiach międzywojennej Polski, z oczywistych względów nie dał odpowiedzi. Jednak nie taki był zapewne zamiar jego twórców. Podejrzewam, że chcieli dać radość fanom dobrego teatru. Oboje z Elą uważamy, że im się udało.


Fot. Tobiasz Papuczys


Jarosław Klebaniuk – Instytut Psychologii, Uniwersytet Wrocławski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,