Iza Klementowska: Skóra. Witamy uchodźców. Karakter, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Obrazki, które inspirują Izę Klementowską do stworzenia niewielkiej książeczki dotyczącej traktowania uchodźców same w sobie stanowią kontrast, który daje do myślenia i dobrze wprowadza do lektury. Ale autorka na celnym zderzeniu poprzestaje – właściwie przez oddanie głosu swoim bohaterom, niechęć do ingerowania w ich jednostkowe historie zatraca siłę wyrazu. I przy takim podejściu komentarze odradzających stworzenie publikacji nie pobrzmiewają już absurdalnie: Iza Klementowska zachowuje się tak, jakby sam w sobie medialny rozgłos zapewnił jej od razu wydawniczy sukces. W efekcie „Skóra. Witamy uchodźców” to książka, która rozczarowuje przewidywalnością i monotonią formy.
Autorka przejmuje się losami uciekinierów z różnych krajów, tych, których żadne państwo „cywilizowanego” świata nie chce przyjmować. Nie interesują Klementowskiej przyczyny społecznego ostracyzmu, jaki dotyka uchodźców, co więcej – nie interesują jej też mechanizmy medialnej informacyjnej papki, która wyrządza wiele szkody. Zupełnie jakby autorka od początku zrezygnowała z tropienia prawdy, skupiła się tylko na tym, co powierzchowne i oczywiste. Owszem, wysłuchiwanie historii poszkodowanych czy cierpiących samo w sobie może być pouczające dla odbiorców – i przez to potrzebne. Jednak temat na wiele sposobów już przetrawiony chciałoby się poznawać inaczej, choćby za sprawą dotknięcia mechanizmów działania, przyczyn, dla których ludzie o innym kolorze skóry źle czują się w Polsce i nie mogą liczyć na pomoc sąsiadów. Tych, którzy boją się uchodźców i pomstują na nich, autorka i tak swoją drobną książeczką nie przekona do zmiany nastawienia – nawet nie próbuje, bo trudno za taką próbę uznać zestaw osobistych wyznań. Z kolei ci, którzy uchodźcom pomagają – z tomu „Skóra” nie dowiedzą się niczego, czego jeszcze by nie znali. Obojętni po prostu wzruszą ramionami, bo tego typu lektur mogli dostać już wiele, a każda coraz bardziej znieczula.
Autorka wie jednak, że za wybór tematu szybciej zostanie pochwalona niż skrytykowana – może zatem sobie pozwolić na tendencyjność. W „Skórze” prosi o opowieści ludzi, którzy w Polsce układają sobie na przekór wszystkiemu życie. Każdy zarabia w inny sposób, inaczej odnajduje się w najbliższym otoczeniu. Każdy wie, co znaczy zetknięcie się z niechęcią lub wręcz nienawiścią miejscowych – nawet jeśli zdarzają się gesty krzepiące, to nigdy w takiej ilości, by przywrócić wiarę w ludzkość. Uchodźcy wiedzą, że muszą pracować ciężej niż lokalsi, a w każdej chwili grożą im rozmaite niebezpieczeństwa. Nie mogą przywiązywać się do państwa, które jest dla nich obce – żeby uniknąć cierpienia. Drobne historie zlewają się w jedną, nie wiadomo, gdzie kończy się pierwsza, a zaczyna kolejna, nawet jeśli każdy ma inne przeżycia (choćby z racji uprawianego zajęcia). Iza Klementowska wszystkich bohaterów w jakiś sposób unifikuje, ucieka od prób zaprzyjaźnienia ich z odbiorcami. Tworzy minireportaże, które nie zapadają w pamięć – nie ratuje ich temat, bo są raczej słabe pod kątem wykonania.