Recenzje

Zaćmienie

Jędrzej Pasierski: Czerwony świt. Czarne, Wołowiec 2020 – pisze Izabela Mikrut.

Nina Warwiłow powraca – ale nie w wielkim stylu. „Czerwony świt” to książka, którą Jędrzej Pasierski nie przebiłby się do świadomości szerokiego grona fanów kryminałów i powieści sensacyjnych – gdyby nie wyrobił sobie pozycji na rynku poprzednimi historiami o pani komisarz. „Czerwony świt” wydaje się powieścią dostosowaną do wymogów publiczności pop: szybko, dużo dialogów, mało komplikacji w ramach intrygi, śledztwo, które opiera się na niekończących się rozmowach – wypada to trochę na siłę i nie cieszy specjalnie.

Autor próbuje sportretować środowisko młodych i ambitnych, ludzi znających systemy korporacji i trzymających się ze sobą niejako z konieczności, bez budowania głębszych relacji – co w sumie wychodzi na jaw wtedy, gdyginie jedna ze sławnych aktorek młodego pokolenia. Wszystko przypomina nieszczęśliwy wypadek podczas imprezy: oto grupka ludzi spotyka się, żeby razem oglądać zaćmienie słońca (i przy okazji też się bawić). Sara pije kawę ze swojego ulubionego kubka – wszyscy wiedzą, że to jej naczynie i że nie wolno z niego korzystać – po czym pada martwa. Nina Warwiłow jako najlepsza spośród śledczych ma zbadać tę sprawę – tyle tylko, że nikt nie potrafi udzielić jej spójnych i sensownych informacji, które umożliwiałyby rozwiązanie zagadki. Do każdej wiadomości trzeba docierać niemal na siłę, szukać luk w zeznaniach i chwytać najdrobniejsze tropy. Nie będzie to sprawa łatwa. Tym bardziej, że komisarz ma też problemy osobiste, dotyczące życiowego partnera. Tu jednak Jędrzej Pasierski jest mniej przekonujący niż w przypadku portretowania balującej grupki znajomych – w meandrach psychologicznych Niny Warwiłow i ludzi z jej otoczenia niekoniecznie trafia w sedno, zdarza mu się pobłądzić. W „Czerwonym świcie” zresztą nie szuka specjalnie literackości: bardziej liczy na budowanie atmosfery i imitowanie języka filmu w narracji niż na zafascynowanie czytelników opisami. Nie rozpieszcza w dziedzinie opowiadania o wydarzeniach – chociaż radził sobie do tej pory raczej nieźle – nie wiadomo właściwie, dlaczego odpuścił tę warstwę powieści. A zagadka kryminalna bez konsekwentnie wytwarzanej atmosfery raczej nie przebije się tak łatwo do świadomości czytelników. W tej powieści mnóstwo jest niekończących się dialogów, do granic możliwości rozdmuchiwanych, zupełnie jakby wymiany opinii między bohaterami mogły podprowadzić czytelników bliżej rozwiązania zagadki. Gdzieś tam jeszcze autor nie może się zdecydować na świadomość swoich bohaterów: istnieje w niej porucznik Borewicz, ale już nazwisko Wawiłow budzi wątpliwości – to zabieg niespecjalnie uzasadniony.

Można „Czerwony świt” przeczytać na szybko, bez zagłębiania się w relacje interpersonalne i specyfikę charakterów postaci: Jędrzej Pasierski sprawia tym razem wrażenie, jakby sam nudził się budowaniem opowieści i chciał jak najszybciej rozprawić się z tą intrygą, by móc zanurzyć się w innej rzeczywistości.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,