O spektaklu „Książę Niezłomny” Juliusza Słowackiego z Calderona de la Barki w reż. Małgorzaty Warsickiej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pisze Mateusz Leon Rychlak.
,,Oddzielaj to co subtelne, od tego co gęste’’
– Hermes Trismegistos ,,Tablica Szmaragdowa’’
Przemieszana z tekstem oryginału własna inwencja autora scenariusza, nawiązania i fragmenty przeniesione z innych dzieł Słowackiego, drapieżna i ostra adaptacja tekstu źródłowego w otoczeniu niepokojącej muzyki i niezwykle pomysłowej scenografii. Czy spektakl ,,Książę niezłomny’’ ze Starego Teatru w Krakowie (reż. Małgorzata Warsicka) w ogóle można traktować jako wystawienie dzieła Juliusza Słowackiego?
Sądzę, że tak przygotowany scenariusz wykracza poza granice adaptacji i stanowi już coś zupełnie nowego, dlatego zastanawiam się czy spektakl powinien być firmowany nazwiskiem wieszcza. Zdecydowanie jest to nowa sztuka napisana jedynie w oparciu o ,,Księcia niezłomnego’’, zachowująca znaczne ustępy i ogólny rys fabularny, jednak ingerująca w treść i przekaz oryginału tak dalece, że zaciera sens nadany przez Słowackiego. Nie tylko z uwagi na manipulacje przy tekście, które są wyraźną inwencją własną autora scenariusza, lecz także na zapożyczenia z innych dzieł literackich, z których część sprawia (lub ma sprawiać) wrażenie elementu pierwowzoru. Na czele pojawia się tutaj końcowy monolog Anny Polony, gdzie występuje m.in. fragment z ,,Króla-Ducha’’, odnoszący się do zupełnie innych motywów i wynikający z innego kontekstu kulturowego.
Podobnie niezrozumiałym zabiegiem jest wprowadzenie w scenie batalistycznej tekstu Adama Mickiewicza (lekko zmodyfikowanej do fabuły scenariusza ,,Reduty Ordona’’), przeplatającego się z opisem Juliusza Słowackiego, imitując w ten sposób nieco wyświechtaną już analogię do bitwy raperów. Taki pomysł i owszem pasuje zarówno do poważnych spektakli typu ,,1989’’ (reż. Katarzyna Szyngiera), gdzie wpisuje się w ogólną konwencję całości, lub komediowych realizacji, w których stanowi kolejny element humorystyczny (np. ,,Ballady i romanse. Horror school musical’’, reż. Ewa Rucińska, by pozostać przy romantycznych nawiązaniach), jednak tutaj wydaje się być całkowicie nie na miejscu. Rozbija napięcie, rozprasza uwagę, dodatkowo osłabioną przez chwilowe wyjście aktorów z roli.
Natomiast niezwykle interesująca okazała się scenografia, gdyż dosłownie cała akcja spektaklu odbywa się na scenie pokrytej imitacją pustynnego piasku o rdzawo-pomarańczowym odcieniu. Dodatkowo w odbiór spektaklu angażowany jest również zmysł węchu. Zaraz po wejściu na widownię zarejestrować można bowiem zapach, który kojarzy się właśnie z gorącem pustyni, murami Alhambry, słodkim, a zarazem suchym i duszącym. Zaiste takie zabiegi warte są wykorzystania na rzecz lepszych produkcji.
Inscenizacja ta w sposób skandaliczny obchodzi się z dziełem Juliusza Słowackiego, przenosząc je w odległe zamysłowi poety rejony, drwiąc sobie z najistotniejszych fragmentów dramatu lub zwyczajnie je pomijając (w tym i przedśmiertny monolog Don Fernanda).
fot. Ryszard Kornecki